Tomasz Dryła. Tylko Motor: Sztukmistrzowie z Lublina (felieton)
Przy kapliczce rozbiegały się steczki
jedna szła poprzez łąki pałąkiem
druga pełzła przez wąwóz u rzeczki
słońce pełzło tam o wschodzie czerwonym pająkiem
Z mostu widać już jupitery stadionu żużlowego. Tam, w parku maszyn, pierwsze opary metanolu w swoje dziecięce płuca wciągał Jakub Kępa. Jego ojciec, Marek, to legenda Motoru Lublin. Słynął z waleczności, profesjonalizmu i nienagannego wyglądu. Elegant. Mały Kuba nie tylko biegał po jego boksie, szybko zaczął pomagać tacie w warsztacie i na wyjazdach. Kiedy miał 12 lat, Marek połamał się we Wrocławiu, a lekarze zagipsowali go od pasa do szyi. A że chcieli koniecznie na kolację zjeść obłędnie pyszne śledzie Pani Elżbiety, zdecydowali, że wracają.
Zagipsowany ojciec trzymał kierownicę, a młody Kuba zmieniał biegi. W rodzinie do dziś żartują, że jeździ automatem, bo biegi umie zmieniać tylko lewą ręką. Kiedy Marek skończył ze speedwayem przesiadł się na crossówkę i z trzema synami założyli "Kępa Team". Jeździli po Europie na wszelkie możliwe zawody. Życie w drodze, spanie obok motocykli, czarna kawa o świcie, tankowanie z kanistra i wio, na tor! Zwycięstwa, porażki, kontuzje - wszyscy Kępowie to znają. W takich warunkach Kuba się hartował. Uczył życia, sportu, rywalizacji, ale też szacunku i pokory.Aha. Kuba dzień zaczyna o 4:30, żeby o 5 rano zameldować się na macie, na treningu rosyjskiego sambo bojowego, siłowni, albo joggingu z uroczą żoną, Kasią. Śpi na kolcach, jak fakir. A kiedy w ubiegłym roku Motor przegrał finał 2. Ligi ze Startem Gniezno, żeby odetchnąć, poszedł na spacer do lasu. Wyszedł z niego... po czterech dniach! Z planem na baraże. Motor roztrzaskał w nich Stal Rzeszów różnicą 36 punktów. W tym roku kupił enduro, śmiga z synami, czasem z brejdakiem. Chociaż syn Oliwier ciągle mówi, że latają za rzadko. Nie złapałbym się z nimi na szprycę. Pasja. Pasja. Pasja.
Wędrowiec
jest już tylko ciemnym punkcikiem.
Zniknął za wzgórzem.
Dobranoc, miasto,
dobranoc...
Kocham to Miasto. Za charakter, wspaniałą, choć skomplikowaną, siedemsetletnią historię. Za to, że przez wieki żyli tu obok siebie Polacy, Ukraińcy, Rusini, Żydzi i Ormianie. Razem pracowali, bawili się, pili bimber i lali po pyskach. I za to, że do dzisiaj tak jest. Za poligon na Czechowie i mgłę nad Czerniejówką. Za ogniska w Starym Gaju, pustostany na Dziesiątej, Rybną, Olejną i Zaułek Hartwigów. Za nagrobek z aniołem na cmentarzu przy Lipowej i ukraińską wódkę sprzedawaną na każdym bazarze. Za trampki po 10 zeta na Podzamczu i uśmiech nieznajomej dziewczyny w trolejbusie za darmo. Za sto tysięcy studentów. Za forszmak, cebularze i chmielową - naszą królową, oraz mocną - nam pomocną. Za baobaba i "Litwę", gdzie kiedyś naprawdę się działo.
Za odnowione kamienice i jeszcze bardziej za te odrapane. Za podwórka Starego Miasta. Za niebo latem o czwartej nad ranem i słońce nadciągające codziennie znad Lwowa. Za kontrabandę, targ na Ruskiej i setę do śledzia w dworcowym barze. Za Baryłę na rogu Zemborzyckiej i Kruczkowskiego, choć to już ponoć Herberta. Za Koniec Świata, którego już nie ma i tor kartingowy, którego też nie ma, ale trochę krócej. Za Montex i Motor. Za Przyjaciół i Radio Centrum. Kurde... za Młodość. Przede wszystkim - za serdeczność, otwartość, szczerość i nieudawaną gościnność Lubelaków.
Lublin to miasto duszane (czyli po Waszemu: z duszą). Ta dusza rogata, niepokorna, ale w tym jej urok. Gród ten jagielloński ma swoje tętno. Jednak bicia jego serca nie usłyszy każdy turysta. Trzeba wiedzieć, gdzie zajrzeć, w jaki zaułek się zapuścić. Inaczej biada. To jednak "dziki wschód". Pije się tu ostro, bawi z rozmachem i kocha mocno. Znajdź tu przyjaciela, a nie zginiesz. Wrogów szukać nie polecam... Miasto chojraków. W sporcie też to widać. Fenomenalna postawa żużlowców, prowadzenie drużyny i jej sukcesy sprawiają, że Lubelaczki i Lubelaki, brejdaki i gołdusy, znów są dumne ze swojego Miasta. Łatwo skóry nie sprzedadzą i nie skazywałbym lubelskiej drużyny na porażkę. Niczym przez te dwa lata nie zasłużyli na brak szacunku. Niczym. Tu naprawdę żyją zarąbiści ludzie. Na żaden cud, czy dwa, nie będą czekać. Oni sami robią cuda. Jak singerowski "Sztukmistrz z Lublina", Jasza Mazur. Jasza mieszkał niecałe dwa kilometry od stadionu żużlowego. A Andrzej Mazur zdobył dla Motoru 1706,5 pkt. I jeszcze jedno. Jerzy Mordel.
Tomasz Dryła
ZOBACZ WIDEO Ile żużlowcy wydają na opony?KUP BILET na 2025 PZM FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową!