Żużel. Tai Woffinden grzebał ojca w myślach sto razy, znalazł sposób na hejterów. Kulisy metamorfozy mistrza świata

Tai Woffinden ma na swoim koncie trzy tytuły mistrza świata, ale jego droga na szczyt nie była usłana różami. Brytyjczyk przeżył załamanie po śmierci ojca i w pewnym momencie znalazł się na dnie. - Grzebałem ojca w myślach sto razy - mówi Woffinden.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Tai Woffinden WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Tai Woffinden
W tej chwili Tai Woffinden ma na sowim koncie trzy tytuły mistrza świata w jeździe na żużlu. W tym roku Brytyjczyk nie obroni mistrzowskiej korony, ale wpływ na to miała m.in. poważna kontuzja odniesiona w połowie sezonu. Mimo to, 29-latek ma jeden cel. Chce zostać najlepszym żużlowcem wszech czasów.

Aby tego dokonać, Woffinden musi zdobyć siedmiokrotnie mistrzostwo świata. Po sześć tytuł na swoim koncie mają bowiem Tony Rickardsson i Ivan Mauger. Gdyby jednak powiedzieć Brytyjczykowi przed kilkoma laty, że znajdzie się na szczycie, najpewniej nie uwierzyłby w to.

"Grzebałem ojca sto razy"

Woffindenowi od początku kariery wróżono ogromne sukcesy. Już jako junior deklasował rywali, często znacznie starszych. W brytyjskiej lidze w barwach Scunthorpe Scorpions potrafił zdobywać komplety punktów, w Polsce udanie zadebiutował jako zawodnik Włókniarza Częstochowa. Sprzyjał mu też regulamin, który pozwalał obcokrajowcom na starty na pozycjach juniorów.

ZOBACZ WIDEO Dyrektor Sparty wyjaśnia: Czepiają się nas o tor, ale nie robimy nic złego

Punktem zwrotnym w jego karierze była jednak choroba i nagła śmierć jego ojca. Rob Woffinden zmagał się z rakiem trzustki. Nowotwór zdiagnozowano u niego na początku 2009 roku. Niespełna rok później, w styczniu 2010 roku, zmarł w wieku 47 lat.

- Kiedy tata zachorował, szykowałem się na jego śmierć. Grzebałem go w myślach sto razy. W mojej głowie umarł wielokrotnie. Wyobrażałem sobie wizyty w szpitalu czy domu pogrzebowym, kremację jego ciała. Leżałem w łóżku i myślałem nad tym, co zrobię jak on umrze, jak niosę jego trumnę, jak przemawiam na pogrzebie - powiedział Woffinden w "The Telegraph".

- Przeszedłem przez to w głowie jakieś dwa tysiące razy, może nawet więcej. Mentalnie przygotowałem się na jego śmierć. I to zadziałało - dodał Woffinden.

Czytaj także: Finał w Lesznie będzie wielkim świętem żużla 

Ze szczytu na dno i znów na szczyt

W tamtym okresie Woffinden uznawany był już za jednego z najlepszych żużlowców na Wyspach Brytyjskich. Miał podbić cykl Speedway Gran Prix. Otrzymał nawet "stałą dziką" kartę. Rywalizacja z najlepszymi w sezonie 2010, a więc kilka miesięcy po śmierci ojca, przerosła go. Spadł ze szczytu na samo dno.

To był najgorszy okres w jego karierze. W mistrzostwach świata, które miał podbić, zajął dopiero 14. miejsce. W żadnym turnieju nie potwierdził tego, że jest nadzieją Brytyjczyków na odrodzenie tamtejszego żużla. - Tata chciał chociaż dożyć początku tego sezonu, To było jego marzenie, aby zobaczyć mnie jak sobie radzę w mistrzostwach. Nigdy nie było mu to dane - wspomniał Woffinden.

- To był punkt zwrotny w moim życiu, ale też karierze. Przykro mi, że tata zmarł. Jednak w tej sytuacji musiałem dorosnąć. Gdyby nadal był z nami, czy byłbym trzykrotnym mistrzem świata? Nie wiem - dodał brytyjski żużlowiec.

Znalazł sposób na hejterów

W Wielkiej Brytanii ukazała się właśnie autobiografia Woffindena. W niej Brytyjczyk postanowił być niezwykle szczery. W pierwszej wersji książki bardzo wylewnie wypowiedział się choćby na temat Nickiego Pedersena czy Bena Barkera. Gdy treść rozdziału zobaczyli prawnicy, poprosili o łagodniejszą wersję. Obawiali się bowiem pozwów ze strony Duńczyka i Brytyjczyka.

Mimo to, Woffinden starał się w niej przedstawić kulisy swojej przemiany po śmierci ojca. Wyjaśnił dlaczego przez kilka lat odmawiał jazdy w reprezentacji. Brytyjczyk nie był w stanie pojąć, jak podczas zgrupowania kadry niektórzy zawodnicy potrafią objadać się kebabami, podczas gdy on stale dba o dietę i korzysta z porad dietetyka. Co więcej, gdy chciał opłacić kolegom takie wsparcie, odmówili.

- Wiem, że niektórzy ludzie myślą, że jestem arogancki, egocentryczny i samolubny. Podobno czuję się niedoceniany w Wielkiej Brytanii i dlatego nie jeżdżę w tutejszej lidze. Wydaje mi się, że to element brytyjskiej mentalności. Zbuduj kogoś, a potem go zniszcz - stwierdził mistrz świata.

Woffinen wypowiedział też wojnę internetowym trollom i hejterom. - Mam na to sposób. Wyszukuję na Twitterze hasło "Woffinden". Patrzę na każdy tweet, nawet jeśli nie jestem w nim oznaczony. Jeśli wypisują coś obraźliwego na mój temat, a równocześnie mnie obserwują, to ich blokuję - wyjawił żużlowiec.

Czytaj także: PGG ROW po awansie musi ruszyć na transferowe łowy

- Hejterzy sprawiają, że jeszcze bardziej jestem głodny zwycięstw. Chcę im udowodnić jak bardzo się mylą - podsumował Woffinden.

Część krytyków Woffindena ucieszy się w najbliższą sobotę, jeśli w Cardiff Bartosz Zmarzlik zapewni sobie tytuł mistrza świata i odbierze Brytyjczykowi koronę. Dla niego będzie to jednak dodatkowa dawka motywacji przed sezonem 2020, aby wrócić jeszcze mocniejszym i powalczyć o czwarty czempionat w karierze.



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Tai Woffinden w sezonie 2020 odzyska tytuł mistrza świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×