Żużel. Niezapomniane zawody. Półfinał w Toruniu ze łzami Marka Cieślaka w tle. "Robimy kaszanę o głupie pięć minut"

Niebywały przebieg miał półfinał Enea Ekstraligi w 2012 roku między Unibaxem Toruń a Unią Tarnów. Na zawody spóźnił się Greg Hancock, a sędzia orzekł walkower na rzecz miejscowych. Wszystko przez KSM, który... źle policzył. Później werdykt zmieniono.

Jakub Czosnyka
Jakub Czosnyka
Zacznijmy od początku. Sprawcą całego zamieszania był Greg Hancock, ówczesny lider Unii Tarnów. Późniejszy mistrz Polski był zdecydowanym faworytem rewanżowego meczu w Toruniu (w pierwszym spotkaniu wygrali tarnowianie 48:42). Problem jednak w tym, że Amerykanina spotkały problemy logistyczne. Odwołano jego lot do Gdańska i jego przyjazd na Moto Arenę stanął pod dużym znakiem zapytania. W pomoc zawodnikowi włączył się m.in. Krzysztof Cegielski. Ostatecznie udało się ściągnąć Hancocka na gdańskie lotnisko na godzinę 15:20.

I tak dalej trwała walka z czasem. Zgodnie z regulaminem, żużlowiec miał obowiązek stawić na się zawodach najpóźniej w godzinie rozpoczęcia meczu. W sezonie 2012 obowiązywał też KSM. Amerykanin spóźnił się na stadion 6 minut. Legenda głosi, że gospodarze z Torunia celowo utrudniali zawodnikowi szybkie przedostanie się do parku maszyn już na samym stadionie. Taką teorię wygłosił w telewizji trener Cieślak. Torunianie zaprzeczali. A sędzia Piotr Lis działał. Policzył KSM gości i wyszło mu, że nie sięga on minimalnego progu 34 pkt. Ogłosił więc walkowera.

W obozie gości konsternacja. Misterny plan budowy gwiazdorskiej drużyny, która przecież miała jeden cel - mistrzostwo Polski, właśnie legł w gruzach. Z tego wydarzenia zapamiętamy choćby nawet łamiący się głos trenera Marka Cieślaka, gdy ten udzielał wywiadu telewizyjnego. Do historii przeszły jego słowa, że "robimy kaszanę o głupie pięć minut". Unibax Toruń tylnymi drzwiami wjechał do wielkiego finału. Potężny skandal, a wszystko na oczach tysięcy widzów na stadionie i przed telewizorami.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Hans Nielsen

Ale to nie koniec całej historii. Od razu po decyzji Piotra Lisa o błędzie zaczęły pisać media. Kalkulator w rękę wziął też ówczesny sędzia, a obecnie trener Unii Tarnów Tomasz Proszowski. Błyskawicznie dał znać klubowi o swoich wyliczeniach - KSM tarnowian został źle policzony. W rzeczywistości wynosił on 34,03 pkt, więc drużyna powinna zostać dopuszczona do meczu. W mediach zawrzało, a Ekstraliga Żużlowa szybko zarządziła, że mecz zostanie powtórzony. Do KSM-u drużyny wliczało się 6 zawodników z najwyższą średnią, a Piotr Lis przy braku Hancocka powinien doliczyć średnią Jakuba Jamroga. Nie zrobił tego i dlatego KSM Unii był poniżej limitu.

Inna sprawa, że kierownictwo Unii też się skompromitowało. Jej ówczesny kierownik Bartłomiej Pabian również nie zorientował się, że jego drużyna spełnia wymogi regulaminowe. Po całej akcji został jednak zawieszony. Trener Cieślak mówił zresztą, że Bartek to fajny chłopak, ale do żużla nie wrócił.

Już w normalnych warunkach, ze spóźnialskim Hancockiem w składzie, Unia zremisowała z Unibaxem 45:45 i wjechała do finału. Gospodarze dzielnie się bronili. Byli zmuszeni zastosować zastępstwo zawodnika za Ryana Sullivana, który akurat w pierwszym terminie mógłby wystąpić. Mecz życia jechał za to Emil Pulczyński, autor 11 punktów. Niektórzy twierdzą, że z Australijczykiem w składzie torunianie wygraliby ten pojedynek i odrobiliby straty z pierwszego spotkania. Tego jednak już się nie dowiemy.

Unia, doświadczona w ciężkich bojach regulaminowych, sięgnęła później po mistrzostwo Polski. Swoją drogą ciekawe, czy ktoś z tarnowskiego klubu postawił wtedy Tomaszowi Proszowskiemu jakiś dobry, mocniejszy trunek. Należał mu się, jak nikomu innego. Z kolei sędzia Lis został zawieszony i chwilę odpoczął od pulpitu sędziowskiego. Zresztą tę wpadkę pamięta mu się do dzisiaj.

A Hancock? Jak to Hancock. Posypał głowę popiołem, przeprosił, a kilka tygodni później cieszył się z tarnowską drużyną z mistrzostwa. Taki już był amerykański mistrz. Swoje miał za uszami, ale dziś - gdy wiemy, że na tor już nie wróci, pewnie już zanim zaczynamy tęsknić.

CZYTAJ WIĘCEJ: Żużel. Przegląd tygodnia oczami kibiców. Niewiedza Macieja Janowskiego i dobra wiadomość prosto z Gorzowa

CZYTAJ TAKŻE: Ksiądz - żużlowiec od zadań specjalnych. W trybie pilnym wezwany do wojska. "Mam dla was ważne przesłanie"

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×