Po jednym z upadków uznano go za zmarłego. Żużlowy James Dean dokonywał cudów
W jednym z wywiadów przyznał, że lekarze uznali go za zmarłego po wypadku w Newcastle. Nazywany żużlowym Jamesem Deanem, jeden z najmłodszych mistrzów świata w historii. 8 marca przypada 88. rocznica urodzin Ronniego Moore'a.
Portal mooreparkspeedway.co.nz wspomina, że Moore miał zaledwie piętnaście lat, kiedy rozpoczął jazdy na torze Aranui Speedway w Christchurch. Zacząłby jeździć wcześniej, gdyby nie powstrzymały go przepisy. Dopiero po 15. urodzinach mógł podejść do egzaminu na prawo jazdy.
Już wcześniej, jako 13-latek, ścigał się na starym motocyklu Rudge z 1932 roku. Jeździł też... po ścianie śmierci. W rozmowie ze "Stuff" przyznał po latach, że gdy zaczynał karierę, ledwo dosięgał podnóżka w swoim motocyklu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Kto na pozycji U24 w Falubazie? Patryk Dudek komentujeJuż w 1950 roku ścigał się w Wielkiej Brytanii, w zespole Wimbledon Dons, z którym - jak się później okazało - związany był praktycznie przez całą karierę. Jako 17-latek awansował do finału IMŚ, a cztery lata później wywalczył swój pierwszy tytuł. W tamtym momencie był najmłodszym mistrzem w historii - rok później jego wyczyn przebił nieznacznie Peter Craven.
Niewiele brakowało, a w ogóle nie wystartowałby w tych zawodach. Dziesięć tygodni wcześniej złamał nogę w pięciu miejscach podczas turnieju w Danii. Założono mu gips obejmujący całą nogę, a lekarze powiedzieli, że będzie wykluczony z jazdy przez dziewięć miesięcy. Moore nie dał za wygraną.
- Na Harley St był chirurg z Nowej Zelandii, który zyskał sławę podczas II wojny światowej, kiedy składał pilotów. Poszedłem do niego, a on od razu zdjął mi gips. Powiedziałem: "co do diabła". A on, po założeniu mi małego gipsu, odpowiedział: "inaczej twoje mięśnie uschną" - wspominał Moore w 2014 roku w rozmowie ze stuff.co.nz.
Po kilku tygodniach lekarz przygotował mu specjalną ortezę. Przed finałem na Wembley wszyscy go skreślili, on sam nie był chętny do startu. Ale pojawił się w Londynie i... zdobył komplet punktów. "Zapomniałem o kontuzjowanej nodze, dopóki inni zawodnicy nie zabrali się wokół, aby podrzucać mnie w powietrze" - pisał w swojej autobiografii.
Portal stuff.co.nz podkreśla, że był także świetnym kierowcą. Potrafił konkurować z... Jackiem Brabhamem i Stirlingiem Mossem, a więc legendami Formuły 1. Z wyścigów miał zrezygnować na prośbę żony po narodzinach bliźniaczek Kim i Lei. - Powiedziała: "złamiesz rękę lub nogę na żużlu, ale z tym sobie poradzisz. Ale trzech twoich przyjaciół zginęło w wyścigach samochodowych w jednym roku" - wspominał Moore.
W 1959 roku znów był bezbłędny na Wembley. Łącznie piętnastokrotnie meldował się w finałach (raz jako rezerwowy). Zgromadził na swoim koncie pięć medali (dwa złote i trzy srebrne). Potrafił też wrócić do ścigania wbrew wszelkiej logice.
W sezonie 1962 Moore doznał skomplikowanego złamania nogi, co oznaczało dla niego koniec sezonu. Rehabilitacja zaczęła się przeciągać, a zawodnik wrócił do ojczyzny. Tam zarabiał jeżdżąc po tzw. beczce śmierci. Wrócił do zawodowego ścigania po siedmiu latach! Zdołał jeszcze wywalczyć tytuł mistrza świata par wraz z Ivanem Maugerem w 1970 roku.
- Moore był lepszy ode mnie czy Ivana [Maugera - dop. MK], ale wygraliśmy nieco więcej. Był bardzo naturalny i sprawny po jeździe na ścianie śmierci od najmłodszych lat - mówił po jego śmierci Barry Briggs.
Był niezwykle popularny w trakcie swojej kariery. Mówi się, że dorównywał sławą gwiazdom kina. Nazywano go wręcz Jamesem Deanem światowego żużla. W Nowej Zelandii z kolei nazwano go mianem "ojca chrzestnego żużla".
Trzykrotny mistrz świata (2x indywidualnie, 1x w parach), czterokrotny mistrz Nowej Zelandii, ogromny talent i wielka postać światowego żużla. Ostatni mecz odjechał w barwach klubu z Coventry w sezonie 1974.
Jedenaście lat później odebrał z rąk Królowej Elżbiety II Order Imperium Brytyjskiego za zasługi dla sportu żużlowego. Tor Canterbury Park w Nowej Zelandii zmienił nazwę na Moore Park Speedway na cześć wielkiego zawodnika.
W rozmowie z "London Evening Standard" bez ogródek powiedział kiedyś, że lekarze uznali go za zmarłego po tym, jak doznał poważnych obrażeń wewnętrznych i złamania czaszki po upadku w Newcastle. Pod koniec życia miał problemy ze słuchem, ale nie stracił młodzieńczego wigoru.
Zmarł 18 sierpnia 2018 roku, w wieku 85 lat. Chorował na raka płuc. W ostatnim pożegnaniu towarzyszył mu m.in. legendarny Barry Briggs. Członkowie rodziny podkreślali natomiast, że Moore był bardzo zżyty z najbliższymi, lubił wakacje na kempingu.
* Przy tworzeniu artykułu korzystałem z informacji stuff.nz.co, mooreparkspeedway.co.nz, historicspeedway.co.nz oraz WP SportoweFakty.
Czytaj także:
- Dzień kobiet 2021. One odegrały dużą rolę w polskim żużlu
- W Orle bez wielkich oczekiwań. To... nadzieja na dobry wynik
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>