Żużel. Po bandzie: Kowalski pisze CV, Drabik maluje słowem [FELIETON]

- Zachowanie sektora przeznaczonego dla kibiców gości? Przecież to nie byli kibice. Nie ma okoliczności łagodzących dla tak podłych i prymitywnych postaw - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Bartłomiej Kowalski w białym kasku WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bartłomiej Kowalski w białym kasku
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

16-letni Hubert Jabłoński przywiózł spod Jasnej Góry lepszą średnią (2,333) niż mistrz Bartosz Zmarzlik wyjeździł na swoim, domowym torze (2,000). A więc statystyki mówią wiele, lecz niekoniecznie całą prawdę. No ale kto wie, może najbliższy pojedynek Fogo Unii z Moje Bermudy Stalą ktoś zechce zapowiedzieć jako... pojedynek tej właśnie dwójki. Tak się bowiem składa, że Jabłoński i Zmarzlik to dwaj najwyżej sklasyfikowani reprezentanci swoich klubów po inauguracji PGE Ekstraligi. Przy czym, jak do tej pory, Jabłoński wygrał jeden bieg w najwspanialszej lidze świata, a gorzowianin sam nie wiem, ile.

Identyczną średnią, co Zmarzlik ma również Bartłomiej Kowalski, który swój pierwszy wyścig w PGE Ekstralidze wygrał dwa dni później. Na początek wyścig młodzieżowy, choć i dla przyjezdnych seniorów był konkurencyjny. Już teraz widać, że Kowalski winien okazać się pożytecznym ogniwem nowej drużyny, choć równie ważne jest dla mnie to, by rozwijał się jako człowiek. By wyciągał wnioski z błędów na torze, ale i w życiu. I myślę, że w ten właśnie sposób będzie się rozwijał, dwukierunkowo, bo gdzieś już wspominał, że minionej jesieni nie zawsze postępował jak należy. Z tego, co wiem, nie jest to, że tak powiem, żaden przeciętny Kowalski, tylko chłopak z bogatego domu. A jednocześnie odważny i zadziorny na torze, co nie zawsze idzie w parze, a co z pewnością jest sporym atutem. Bez tego w speedwayu ani rusz.

Kowalski, jak wielu chłopaków na dorobku, również szukał porad u autorytetów z branży. Nie jest już żadną tajemnicą, że przy burzliwym wyborze barw klubowych, z wieloma zwrotami akcji, brał pod uwagę opinię Marka Cieślaka. Gdy dylemat dotyczył Grudziądza i Gorzowa, Narodowy zasugerował mu drugą opcję. Lecz gdy później chłopak stanął w rozkroku między Gorzowem a Wrocławiem, szkoleniowiec opowiedział się za propozycją Betard Sparty. W nowej książce Marka Cieślaka pt. "Rozliczenie", która dziś trafiła na półki empików oraz innych dobrych księgarń, znalazł się nawet pewien dialog między trenerem a zawodnikiem. Miał on miejsce już po tym, jak Kowalski zdecydował się na Wrocław i współpracę z prezesem Andrzejem Rusko.

- I co, mówił prezes, że trafiłeś do żużlowego Realu Madryt? - pyta Cieślak.
- Nie, mówił o Barcelonie.

A więc Barcelona zlała w niedzielę torunian bez litości. Zachowanie sektora przeznaczonego dla kibiców gości? Przecież to nie byli kibice. Nie ma okoliczności łagodzących dla tak podłych i prymitywnych postaw.

W kierunku Emila Sajfutdinowa adresujecie podobne przyśpiewki?

Natomiast co do owacji dla Artioma Łaguty, powstałej z inspiracji stadionowego spikera. Osobiście nie mam żadnego problemu z tym, by rosyjscy żużlowcy mogli choćby trenować na torach swoich polskich drużyn. Nie mam też nic przeciw, by podejmowali pracę przy żużlu w innym charakterze - jak mechanikujący w Rybniku Łogaczow. Ale żeby organizować Rosjanom standing ovation? W czasie gdy ich kraj dokonuje na Ukrainie barbarzyńskich zbrodni? Podkreślam, kraj, bo chyba nie mamy już wątpliwości, że problemem nie jest tylko jeden człowiek.

Osobiście wolałbym ciszę. Po prostu ciszę. Nie wiem, czy była to inwencja samego spikera, czy też działanie stymulowane przez klub. W każdym razie uważam, że z uwagi na wojenną pożogę nie było to działanie konieczne. Jakkolwiek budujące i miłe dla samego Artioma, względem którego nie mam negatywnych emocji. W przeciwieństwie do brata Grigorija. W jego przypadku mogę powtórzyć tylko jedno - zhańbiony na wieki będzie prezes, który kiedykolwiek zaproponuje mu w Polsce robotę.

Gdy chodzi o stronę sportową, nie byłem absolutnie zdziwiony, że torunianie nie zastosowali w biegach nominowanych rezerw taktycznych. Przecież nie było już wielkiej nadziei na punkt bonusowy w dwumeczu. Za to musi być nadzieja, że czwórka seniorów, która się ostała w drużynie, zacznie jeździć bardziej do przodu. To przecież tą czwórką będzie trzeba obsadzać wyścigi nominowane kolejnych spotkań. Emila Sajfutdinowa na dziś nie ma i niewiele wskazuje na rychły jego powrót. Dlatego zastępowanie jednej gwiazdy drugą gwiazdą nie miało większego sensu. Owszem, miałoby przy stracie kilkupunktowej, ale nie przy tak druzgocącej. Zresztą, ostatni wyścig pokazał, że ci, co mieliby w ramach taktycznych roszad pojechać, nie byli gwarantem niczego. Choć przyznaję, że ta wstrzemięźliwość przy decydowaniu się na rezerwy, ta niechęć do ich stosowania, niekiedy bywa trudna do obrony. Takie są jednak skutki uboczne sportu zawodowego i wyjątkowego systemu premiowania, tzw. punktówki.

Gdy piłkarz zostanie ściągnięty w 75 minucie, ucierpieć może tylko jego ambicja. Gdy jednak z biegów nominowanych zostanie wycofany żużlowiec, ucierpi ambicja, ale i kieszeń. Dlatego na stołku eksperta, czy też na domowej kanapie eksperta, takich zmian dokonuje się znacznie łatwiej, niż w parkingowych boksach.

Co do meczu ostrowskiego beniaminka, pozwoliłem sobie zwrócić uwagę, że poległ on z rąk rezerw Unii Leszno (Przemysław Pawlicki, Krzysztof Kasprzak, Kacper Pludra, Nicki Pedersen). Bo to grupa zawodników o tamtejszych korzeniach, z których leszczyński klub w różnych momentach swojej historii rezygnował. Żebyście mnie jednak zanadto nie oczerniali - oczywiście, w Ostrowie wygrał ZOOleszcz GM Grudziądz, zbierając owoc swojej świetnej pracy. Wielkie brawa za ten sukces. To klub, który nie dał się zdegradować po stracie Łaguty, od lat jest bardzo dzielny i profesjonalny. Niech się włączy w walkę o play-offy - dla dobra swojego i całych rozgrywek. Nie widzę powodów, by tak się nie stało.

Za to w poniedziałkowy wieczór, w magazynie Eleven Sport, wysłuchałem krótkiego wywiadu z Maksymem Drabikiem, któremu z całego serca życzę udanego powrotu na tor. Muszę przyznać, że było to duże przeżycie, wsłuchiwać się w efektowne malowanie słowem i w niebanalny styl komunikacji. Poczułem się trochę jak w klimacie filmu "Żużel" Doroty Kędzierzawskiej.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Poznaliśmy listę startową Złotego Kasku
- Bartosz Zmarzlik nietykalny w Gorzowie? Ekspert stawia sprawę jasno

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×