Newspix / Aleksandra Kluk / Na zdjęciu: Andrzej Grubba

#DzialoSieWSporcie: Wyprowadzenie tenisa stołowego ze świetlic na salony i śmierć, która zaskoczyła wszystkich

Marcin Jaz

Kilka miesięcy chemioterapii wyniszcza jego organizm. Ludzie nie poznają go na ulicy. Lekarze nie dają mu dużych szans na długie życie. Gdy świat obiega informacja, że Andrzej Grubba umiera, cierpi cały świat tenisa stołowego.

Jest 21 lipca 2005 r. Z jednego z mieszkań w Sopocie wychodzi smutna informacja. W swoim pokoju wśród wszystkich wywalczonych trofeów w wieku 47 lat umiera Andrzej Grubba, jeden z najlepszych tenisistów stołowych w historii Polski. Żona Lucyna opowiada, że "to było tak nagle, tak szybko, i w takim stanie, że wszystkich zaskoczyło".

Nowotwór płuc stwierdzony kilka miesięcy przed śmiercią rozwija się bardzo szybko i agresywnie. Przez ten czas rodzina szuka dla niego pomocy dosłownie wszędzie, nawet za granicą.

- Pamiętam tamten dzień, to był czwartek. Około ósmej zatelefonował do mnie Adam Giersz, były trener i przyjaciel z informacją, że Andrzej nie żyje. Zmarł w małym pokoiku pośród setek pucharów, które zdobył w swej prawie trzydziestoletniej karierze - mówi dziennikarz Radia Gdańsk, Włodzimierz Machnikowski, przyjaciel Grubby. - Zapamiętałem go jako człowieka o nienagannych manierach z najlepszym w świecie bekhendem, o niepowtarzalnej pracy nóg - dodaje.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra Liska 

Nagle odkryty talent

W dzieciństwie uchodzi za naprawdę utalentowanego i wszechstronnego chłopca. Próbuje swoich sił w klubie LZS Zelgoszcz w piłce nożnej, piłce ręcznej, biegach, ale żadna z tych dyscyplin nie zajmuje w pełni jego serca. Prawdziwą sportową miłością okazuje się tenis stołowy w wieku 14 lat, jednak jest to dyscyplina, która ma w Polsce status świetlicowej. Hit w szkołach, ale mało kto myśli o poważnej karierze pingpongisty.

Andrzej Grubba szybko szlifuje swoje umiejętności. Gra prawą ręką, mimo że jest leworęczny. Imponuje pracą nóg i trudnym do przyjęcia bekhendem. Jego talent zauważa Małgorzata Skuratowicz, czołowa tenisistka stołowa w Polsce w latach 70. Załatwia mu miejsce w AZS-ie Uniwersytetu Gdańskiego. Niedługo potem do drużyny dołącza jej syn, Leszek Kucharski, również obiecujący gracz.

- Przyjechał młody zawodnik. Od razu dało się zauważyć: szalenie ambitny, bardzo się starał, biegał i biegał. Mi przyszło się z nim zmierzyć. Wygrałem, a po chwili patrzę, a on zaczyna płakać. Niedaleko stołu stał jego ojciec, podszedłem z nim porozmawiać. Mówił, że Andrzej tak przeżywa każdą porażkę. Potem zdradził, że kiedy syn idzie spać, to rakietkę bierze ze sobą i chowa ją pod poduszkę - opowiada Wojciech Waldowski, były wieloletni prezes PZTS i kierownik reprezentacji.

Nastolatek ze wsi Brzeźno Wielkie nie zwalnia tempa, jest piekielnie trudny do ogrania. Efekt - po trzech latach przechodzi do akademickiej drużyny gdańskiego AWF-u. Tam czeka go jeszcze kilka lat podbijania polskiego ping-ponga i dopiero wtedy wyjdzie na światowe salony.

Lata sukcesów

Styl jego gry sprawia, że młodzi chcą być jak Grubba. Z gracją poruszać się przed stołem, mieć wręcz nienaganną technikę i mocne uderzenie. Na początku lat 80. hale na krajowych zawodach w tenisie stołowym są wypełnione do ostatniego miejsca. Sport ten faktycznie zaczyna wychodzić ze szkolnych świetlic. Wszyscy chcą widzieć Grubbę. Niektórzy muszą obchodzić się smakiem, gdy dowiadują się, że nie ma już miejsc na meczach gdańskiego AZS-u w Pucharze Europy.

- Andrzej, w przeciwieństwie do mnie, potrafił ważyć słowa, dbał też o swój obraz w mediach. Może dlatego odniósł w sumie większe sukcesy - dodaje w "Super Expressie" Kucharski. Z kolei Joerga Rosskopfa, jednego z wielkich tenisistów stołowych, uważa, że Grubba "był profesjonalistą i dżentelmenem przy stole oraz poza nim".

Pierwszy znaczący sukces przychodzi bardzo szybko. Złoto na mistrzostwach Europy w Budapeszcie w 1982 r. w grze mieszanej z Holenderką Bettiną Vriesekoop. wlewa w serca Polaków sporo ciepła i nadziei na lata międzynarodowych sukcesów. Tym bardziej że Grubba jest wówczas bardzo młody - ma zaledwie 24 lata. Szybki triumf pozwala myśleć o konkurowaniu z Chińczykami, prawdziwymi hegemonami w tenisie stołowym.

Mimo dobrego obrazu na zewnątrz, w kadrze bywa trudny do zniesienia. Nikt nie chce z nim spać w jednym pokoju. Przed najważniejszymi meczami staje się drażliwy, ma problemy z zaśnięciem. Jednak na drugi dzień budzi się z samego rana ze sporymi pokładami energii.

- Ja byłem luzakiem, on był napięty. Bardzo dużo ze sobą rywalizowaliśmy, a ta rywalizacja wchodziła na wyższy poziom, albo nawet za wysoki. Ale jak trzeba było, to spędzaliśmy razem sylwestra, czy pożyczaliśmy sobie pieniądze bez mrugnięcia oka – wspomina po latach Leszek Kucharski.

Po triumfie w Budapeszcie przychodzi seria kilkunastu srebrnych i brązowych medali w różnych pingpongowych konkurencjach w grze pojedynczej, podwójnej, mieszanej, drużynowo. Za każdym razem jest liderem reprezentacji Polski, którego kochają miliony. Ta popularność daje mu zwycięstwo w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" w 1984 r. Tę nagrodę wspomina najlepiej.

- Największą przyjemność sprawiło mu zwycięstwo w plebiscycie na najlepszego sportowca za rok 1984. To wyróżnienie zawsze najczęściej wspominał. Wielkim przeżyciem były olimpiady, choć stamtąd medalu nie przywiózł - mówi żona Lucyna.

Swoje umiejętności sprawdza też w niemieckim klubie Zugbrucke Grenzau. W latach 1985-1987 podnosi popularność tenisa stołowego w RFN.

Walka z chorobą

Andrzej Grubba kończy karierę w 1998 r. Przez następne lata jest trenerem i działaczem. Od pracy nie odciąga go nawet śmiertelna choroba. - Czwartego października 2004 roku. Ten dzień będę pamiętał do końca życia. Żona, słysząc mój kaszel, namówiła mnie, bym zrobił rentgen klatki piersiowej. Słowa lekarzy zabrzmiały jak wyrok - mówił w "Rzeczpospolitej".

Chemioterapie niszczą jego organizm. Czasami ludzie nie poznają go na ulicy. Mimo to nie traci optymizmu i nie ma zamiaru się poddawać. Jego postawa imponuje innym do samego końca.

Jeden złoty, aż pięć srebrnych i sześć brązowych medali mistrzostw Europy, trzy razy trzecie miejsce na mistrzostwach świata, 26 tytułów mistrza Polski. Do tego kilka razy podium w plebiscycie "PS", w tym jedna wygrana oraz Order Odrodzenia Polski. Gablotka Grubby po karierze jest naprawdę ogromna. Historia ambitnego dżentelmena, który w ważnych momentach życia rozbudza w sobie naturę wojownika, jest dla wielu młodych pingpongistów pewnym wzorem do dziś.

W internecie do dziś można kupić rakietkę tenisową firmy Butterfly sygnowanej jego nazwiskiem. Mówi się, że to Grubba wprowadził Japończyków na polski rynek tenisa stołowego.

Przeczytaj inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie.

Polski tenisista stołowy pokonał koronawirusa

< Przejdź na wp.pl