Polski tenisista stołowy pokonał koronawirusa. Teraz chce pomóc innym chorym
- Części personelu szpitala udzielał się stres. Zwłaszcza paniom, które sprzątały oddział. Były przerażone - opowiada Artur Kramarczyk, polski tenisista stołowy, który zachorował na koronawirusa.
- Najpierw leżałem w izolatce, kilka dni później zostałem przeniesiony do szpitala jednoimiennego. Wtedy nie miałem już żadnych objawów. Podawano mi paracetamol, raz dostałem antybiotyk na powiększone węzły chłonne. Lekarze byli spokojni - opowiada. - Ale pozostałej części personelu udzielał się stres. Zwłaszcza paniom, które sprzątały nasz oddział. Były przerażone - dodaje.
Kramarczyk od 12 roku życia gra w tenisa stołowego. Obecnie amatorsko występuje w lidze opolskiej i regionalnej lidze czeskiej. Typuje, że właśnie za granicą zaraził się wirusem SARS-CoV-2. W marcu rozgrywał zawody w Bruntalu.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film- Mój kolega z drużyny chciał grać za wszelką cenę. Przyjechał z katarem, kaszlem, gorączką i dusznościami. Wtedy nikt nie spodziewał się, że mógł być zakażony koronawirusem. Obawy pojawiły się później, gdy okazało się, że jego kolega z pracy zataił chorobę. Inny znajomy zawodnik z Czech zaraził swoją matkę. Zmarła - mówi nam 46-latek.
Czesi planują rezygnować z restrykcyjnych obostrzeń i stopniowo wracać do życia. Już teraz mieszkańcy mogą uprawiać sport na zewnątrz. Rząd liczy, że uchroni ich "odporność stadna". Podobną metodę próbowała zastosować Wielka Brytania, ale szybko się z niej wycofała.
- To nie jest tak, że wszyscy Czesi są jednakowo zadowoleni z tego, że rząd chce poluzować kaganiec. Koledzy martwią się szczególnie o swoich rodziców i ludzi starszych, bo nie wszyscy z nich przeżyją chorobę - nie ma wątpliwości Kramarczyk.
Nasz rozmówca po wyzdrowieniu chce pomóc innym chorym. Zgłosił się do szpitala jako wolontariusz i do punktu krwiodawstwa, żeby oddać krew. Osocze ozdrowieńców ma pomóc w leczeniu chorych na Covid-19.
Ratowniczka medyczna opowiada: Z takim rozmiarem pandemii się jeszcze nie spotkaliśmy