Tego wieczoru Pele zajrzała śmierć w oczy. 20 czerwca 1975 roku (mija właśnie 42. rocznica). Dziesięć dni po podpisaniu kontraktu z New York Cosmos Brazylijczyk miał stawić czoła Boston Minutemen, gdzie dołączył właśnie Eusebio, kolejna światowa legenda futbolu.
Pojedynek tych dwóch zawodników wzbudził ogromne zainteresowanie kibiców. Stadion Nickerson Field mógł pomieścić zaledwie 12 500 tys. ludzi. Organizatorzy wpuścili ponad 20 tys., licząc na dodatkowe zyski.
- Wszędzie byli kibice. Niektórzy stali zaraz za bramkami, inni przy samych liniach bocznych. Piłkarze musieli prosić, żeby się przesunęli, gdy wykonywali rzut z autu, bo nie było tam dla nich miejsca - powiedział Clive Toye, dyrektor generalny Cosmos.
O bezpieczeństwo w tych czasach nikt specjalnie się nie martwił.
ZOBACZ WIDEO Skandal w Getafe! Trener uderzył piłkarza! [ZDJĘCIA ELEVEN]
- Nawet mi przez myśl nie przeszło, że może mi się stać jakaś krzywda. Po prostu byłem pod wrażeniem pasji tych ludzi. Większość z nich to byli emigranci z takich krajów jak Włochy czy Portugalia. Amerykanów zjawiło się pewnie niewiele - przyznał piłkarz ekipy z Nowego Jorku Joey Fink, który grał w tym pamiętnym meczu.
Wynik w 78. minucie strzałem z wolnego otworzył Eusebio. Już wtedy organizatorom powinna zapalić się czerwona lampka, bo kilku fanów wbiegło na murawę, aby pogratulować gwieździe Boston Minutemen. Prawdziwe kłopoty miały jednak dopiero się zacząć.
Atak tłumu
Dosłownie minutę po golu Eusebio do siatki trafił Pele. Zanim sędzia zdążył zakomunikować, że gol nie został uznany, na murawie było już kilkanaście tysięcy kibiców. Wszyscy chcieli dotknąć Brazylijczyka, mieć jakąś pamiątkę. Tymczasem piłkarz przeżywał katusze.
Ludzie przewrócili Pele na ziemię. Ktoś nadepnął mu na nogę. Inni zrywali z niego buty, koszulkę i spodenki. Aż do akcji wkroczył jego prywatny ochroniarz - Pedro Garay.
- Wdrapałem się na Pele i zakryłem go swoim ciałem. Robiłem wszystko, żeby nie został ranny. Ci ludzie zachowywali się jak dzikusy. To była najtrudniejsza akcja w mojej karierze - przyznał Garay.
Piłkarzom obu drużyn udało się uciec bezpiecznie przed tłumem. Pele miał mniej szczęścia. Prosto z Nickerson Field trafił do szpitala. Tam stwierdzono, że doznał kontuzji kolana oraz skręcenia kostki.
"Myślałem, że zabiją Pele"
Następnego dnia trzykrotny mistrz świata przed wejściem do samolotu przyznał:
- Wciąż jestem roztrzęsiony i przerażony.
O zdrowie i życie Pele martwił się jego rywal Eusebio.
- Myślałem, że oni zabiją Pele. Szczerze bałem się o jego życie oraz swoje - miał powiedzieć Portugalczyk.
Dyrektor generalny New York Cosmos również spodziewał się najgorszego.
- Mieliśmy dużo szczęścia. Kiedy tłum zaatakował, Pele miał skulone nogi i to go uratowało. Gdyby leżał sztywno, miałby je pewnie połamane. Jedno jest pewne, nie pozwolę Pele już wyjść na żaden mecz, dopóki nie będą podjęte odpowiednie środki bezpieczeństwa - oznajmił Toye.
Obojętność policji
Działacze Cosmosu mieli przede wszystkim pretensje o brak odpowiedniej liczby policjantów tego pechowego dnia. Organizatorzy z Bostonu zapewniali, że załatwili co najmniej 200 funkcjonariuszy. Potem okazało się, że na Nickerson Field było ich dziesięć razy mniej.
Co ciekawe, wiceprezydent ekipy z Nowego Jorku, Rafael de la Sierra już w przerwie spotkania widział, co się święci, dlatego udał się na najbliższy posterunek i poprosił o wsparcie. Tam usłyszał, że piłka nożna w USA nikogo nie interesuje, więc to niemożliwe, żeby na stadionie mogło dojść do nieszczęścia.
Mecz w Bostonie udało się dokończyć. 2:1 po "złotej bramce" w dogrywce wygrali piłkarze Minutemen. New York Cosmos później złożył jednak protest z żądaniem powtórki, na który władze ligi przystały.
Drugie spotkanie odbyło się w sierpniu. Przyciągnęło zaledwie 4,5 tysiąca fanów. Pele i Eusebio nie zagrali, ponieważ leczyli kontuzje. Zawodnicy z Bostonu wygrali pewnie 5:0. Oba zespoły nie awansowały do play-offów.