Newspix / Marek Żochowski

Paweł Nastula: myślał o zakończeniu kariery, później zdobył złoto olimpijskie

Tomasz Skrzypczyński

312 wygranych walk z rzędu, złote medale mistrzostw świata, mistrzostw Europy i przede wszystkim złoto olimpijskie wywalczone w 1996 roku w Atlancie. Paweł Nastula dokonał tego, choć wcześniej usłyszał, że na wielką karierę nie ma już szans.

Pozostawał niepokonany przez dokładnie 1220 dni. Paweł Nastula był w latach 90-tych XX wieku czołowym judoką globu i jedną z największych gwiazd polskiego sportu. Urodzony w Warszawie wojownik zachwycał na matach całego świata, zdobywając uznanie wszystkich znawców tego sportu.

W swojej kolekcji ma złote medale mistrzostw świata i Europy, ale swój największy sukces osiągnął na igrzyskach olimpijskich w Atlancie. Jechał tam jako główny faworyt i nie zawiódł kibiców, przywożąc złoto. Mało osób jednak wie, że kilka lat wcześniej był bliski rezygnacji ze sportu.

- Rok po igrzyskach olimpijskich w Barcelonie (gdzie Nastula zajął piąte miejsce - przyp.red.) pewne osoby w związku stwierdziły, że jestem już nieperspektywiczny. Byłem jeszcze młodym zawodnikiem, ale kontuzje oraz przegrane mistrzostwa świata w Kanadzie spowodowały, że uznano, że nie zrobię kariery - ujawnia Nastula w rozmowie z WP Sportowe Fakty.

- Była chwila, że zastanawiałem się nad zakończeniem kariery. Ponadto był to czas, w którym poznałem swoją obecną żonę. Człowiek chciał zaprosić dziewczynę na kawę, ale nie miał za bardzo czym zapłacić. To powodowało, że myślałem o skończeniu z judo.

ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski: było ciężko, klepałem biedę i nie miałem na obiady

 

- Podjąłem ostatecznie decyzję, żeby przygotować się do mistrzostw Europy w Gdańsku w 1994 roku. Pomyślałem, że szkoda byłoby nie wystartować na takiej imprezie we własnym kraju. Ten turniej decydował o mojej karierze - jeśli bym przegrał, to odpuściłbym przygodę z judo. Zdobyłem jednak złoty medal. To była najlepsza moja decyzja w życiu. Te trudne momenty na początku kariery spowodowały, że w kolejnych latach byłem tylko silniejszy - przekonuje były judoka.

Po mistrzostwach Europy przyszły wielkie sukcesy. W 1995 roku po raz kolejny zdobył tytuł najlepszego judoki w Europie w kategorii do 95 kilogramów, a następnie został mistrzem świata. Na igrzyska do Atlanty jechał w roli faworyta do złotego medalu.

- Czułem presję. Pojawiały się głosy, że inny medal niż złoty będzie porażką. Byłem jednak na tyle silny psychicznie, że nie wpływało to na moją postawę. Oczywiście, były chwile, gdy myślałem: "A co będzie, jeśli nie zdobędę złota?". Ale starałem się myśleć pozytywnie i koncentrować się tylko na tym, na co mam wpływ - wspomina Nastula.

[nextpage]

Polak był głównym kandydatem do złota i swój marsz po medal rozpoczął znakomicie. W pierwszym pojedynku zdeklasował mistrza olimpijskiego sprzed czterech lat, Węgra Antala Kovacsa, który wytrzymał z naszym rodakiem na macie mniej niż minutę. Kolejni dwaj przeciwnicy też nie dali mu rady. Nadszedł czas na półfinał, gdzie wróciły koszmary sprzed czterech lat.

- Półfinał był dla mnie najtrudniejszy na całych igrzyskach. Jeszcze na 25 sekund przed końcem przegrywałem z Aurelio Miguelem. Wtedy zdecydowałem się na akcję, która przyniosła powodzenie i ostatecznie zwycięstwo. Nigdy nie zapomnę, że tuż przed tym pomyślałem o półfinałowej porażce z igrzysk w Barcelonie: "Nie, to nie może się powtórzyć". I na szczęście do tego nie doszło - wspomina.

Po końcowej syrenie Nastula długo nie podnosił się z maty. - Zmęczenie było ogromne, ale natychmiast usłyszałem kilka mocnych słów od trenera Wojciecha Borowiaka, który nakazał mi szybko wstać z maty. Za chwilę miał odbyć się drugi półfinał i nie można była okazać zmęczenia - wyjaśnia.

Przed finałowym pojedynkiem pojawiały się obawy o kondycję fizyczną Nastuli po tak wyczerpującym pojedynku z Brazylijczykiem. Nasz zawodnik postanowił nie czekać i od samego początku zaatakował Koreańczyka Kim-Min soo. 

- W finale odnosiłem wrażenie, że mój rywal był tak zadowolony z samego znalezienia się w finale, że nie miał takiej determinacji jak ja. Nie czułem żadnego oporu z jego strony i szybko wygrałem - mówi Nastula, który pokonał rywala przez waza-ari. Złoty medal stał się faktem, a w oczach judoki i jego trenera pojawiły się łzy.

- Wzruszenie było ogromne. Zdobycie złotego medalu olimpijskiego to marzenie każdego sportowca. Każdy więc to przeżywa, to coś niesamowitego, czego nikt już nie zabierze. Ten medal zostaje już na całe życie - dodaje.

- Atlanta wraca do mnie cały czas, szczególnie, gdy zbliżamy się do kolejnych igrzysk. Wspomnienia wracają, tym bardziej że cały czas polskie judo czeka na medal olimpijski, ja byłem tym ostatnim, który stanął na podium. Co cztery lata mamy nadzieję, że w końcu przełamiemy passę - mówi Nastula, który wierzy, że w Rio de Janeiro klątwę przełamie Katarzyna Kłys.

- Nie mogę wypowiadać się na temat szans innych zawodników, ponieważ nie widziałem ich przygotowań. Wiem jednak w jakiej formie jest Katarzyna Kłys, miałem okazję z nią współpracować i moim zdaniem stać ją na zdobycie medalu. Ma na to duże szanse, moim zdaniem tak właśnie będzie - podsumowuje legendarny zawodnik.

< Przejdź na wp.pl