Był porównywany z Rooneyem, chciała go Chelsea. W wieku 19 lat podciął sobie żyły

Przemek Sibera

Miał być znakomitym piłkarzem, nie poradził sobie jednak z problemami natury psychologicznej i postanowił pójść inną drogą. Poznajcie historię Martina Bengtssona, zmarnowanego talentu szwedzkiego futbolu.

Fot. www.hd.se

Po debiucie w barwach Orebro SK w wieku 16 lat zaczął mówić o nim cały piłkarski świat. Miał wrodzony talent do zdobywania bramek. Niektórzy porównywali go do Wayne'a Rooneya, którego gwiazda błyszczała na boiskach Premier League.

Dlaczego nie zrobił kariery? Dlaczego dziś nie gra w wielkich klubach?

Poznajcie wstrząsającą historię Martina Bengtssona, który poznał tę najciemniejszą stronę futbolu.

[nextpage]

Życie Bengtssona od początku było podporządkowane jednemu celowi - zostać zawodowym piłkarzem. - Gdy miałem sześć czy siedem lat, chciałem grać w Milanie. Aby zrealizować to marzenie, zbudowałem własny plan treningowy. Ćwiczyłem trzy godziny dziennie indywidualnie, a później normalnie ze swoją drużyną - wspomina.

Gdy miał szesnaście lat i zadebiutował w ekstraklasowym Orebro, jego kariera nabrała rozpędu. - Miałem za sobą treningi z Ajaksem Amsterdam. Interesowała się mną Chelsea Londyn. Ostatecznie wylądowałem jednak w Interze Mediolan - zdradza.

Przenosząc się do Włoch myślał, że osiągnął szczyt. - Miałem styczność z wielkimi gwiazdami futbolu. Największym moim przeżyciem był mecz z piłkarzami pierwszej drużyny. To było coś wyjątkowego, grać przeciwko takim zawodnikom jak Marco Materazzi - przyznaje.

[nextpage]

Fot. youtube.com

Prawdziwe problemy Bengtssona zaczęły się, gdy odniósł kontuzję kolana. Szwedzki piłkarz miał wrażenie, że jest więźniem Interu. - Musieliśmy ciągle się meldować, mieliśmy zakaz wychodzenia z domu po dziewiątej. Ciągle tylko pobudka, autobus na trening, jedzenie, powrót autobusem i spanie. Trudno było nawet sprowadzić rodzinę - przyznaje.

Szwed nie radził sobie psychicznie. - Zacząłem zastanawiać się, czy jestem piłkarzem, czy nie. Wpadłem w głęboką depresję. W końcu kupiłem gitarę, żeby się czymś zająć, gdy wieczorami siedziałem sam - tłumaczy.

To był początek końca jego przygody z piłką.

[nextpage]

- Pewnego dnia wróciłem do Mediolanu z meczu młodzieżowej reprezentacji Szwecji. Okazało się, że sprzątaczka wyrzuciła wszystkie moje notatki oraz teksty piosenek, nad którymi pracowałem - zdradza Bengtsson.

To był moment, kiedy powiedział sobie, że ma tego wszystkiego dość. Dzień później leżał w kałuży krwi po próbie samobójczej.

- Było mi niedobrze od tego wszystkiego. Postanowiłem się zabić. Wziąłem żyletki i zacząłem się ciąć na nadgarstkach oraz rękach. Było dużo krwi, jakoś udało mi się przejść jeszcze do pokoju i tam upadłem - opowiada.

[nextpage]

Gdy szefowie Interu dowiedzieli się o nieudanej próbie samobójczej swojego piłkarza, wysłali go do psychologa.

- Pani terapeutka mówiła mi: "to dziwne, bo masz wszystko, co mógłbyś sobie wymierzyć. Jesteś piłkarzem jednego z największych klubów na świecie, zarabiasz duże pieniądze, masz samochód" - zdradza.

Bengtsson wtedy zdał sobie sprawę, że szuka czegoś innego w życiu. - Doszedłem do wniosku, że nie podoba mi się to, jak piłkarze są postrzegani i jaki jest ich pomysł na życie idealne. To było jasne, że futbol nie jest dla mnie - przyznaje.

[nextpage]

Bengtsson zostawił futbol i zajął się muzyką. Dziś gra w zespole Waldemaar, który sam założył.

- Chciałbym powiedzieć, że pokonałem swoje demony, ale życie jest jak rollercoaster, mogą pojawić się nowe problemy. Najważniejsze, że pozbyłem się depresji - podkreśla.

Były szwedzki piłkarz jakiś czas temu wydał książkę pt. "W cieniu San Siro". Jeździ także po kraju i opowiada młodym piłkarzom o problemach, jakie mogą napotkać na drodze do wymarzonego celu.

Opracował PS

< Przejdź na wp.pl