Johannes Boe i jego brat Tarjei Boe zdominowali zawody PŚ w biathlonie w Czechach, w Nowym Meście na Morave. Reprezentanci Norwegii w sobotnim biegu pościgowym nie dali żadnych szans rywalom, zajmując odpowiednio - pierwsze i drugie miejsce (więcej TUTAJ).
Po biegu w norweskich mediach rozpętała się prawdziwa burza. Okazało się bowiem, że słynni bracia przystąpili do rywalizacji z... pozytywnymi wynikami testów na koronawirusa!
- Nie do końca wiemy, co się dzieje. Od rana jest z tego powodu trochę niepewności. Rano wykonałem trzy testy. Dwa wyniki były pozytywne i jeden negatywny. Może to początkowa faza infekcji. Muszę iść do domu i zrobić kolejny test - wypalił do kamery TV2 Johannes Boe.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
- Boimy się najgorszego. Ale rano czuliśmy się normalnie, więc zdecydowaliśmy się na start. Zobaczymy, co się stanie dziś wieczorem - dodał Tarjei Boe, który również miał dwa (na trzy testy) wyniki pozytywne.
Na pytanie dziennikarza, czy nie obawiają się, że mogą kogoś zarazić, Johannes Boe odparł: "Staraliśmy się zachować dystans do wszystkich. Wstydzę się, kiedy tu chodzę. Nie chcesz być pozytywny i wędrować tutaj między ludźmi. Dlatego myślę, że najlepiej będzie, jeśli wrócę do domu".
Zachowanie gwiazd biathlonu skrytykował Ole Einar Bjoerndalen, najbardziej utytułowany zawodnik w historii tej dyscypliny.
- Jestem sceptycznie nastawiony do tego, że masz pozytywny i negatywny wynik testu, a potem startujesz. Że oni odważyli się zaryzykować?! Sam nigdy bym się na to nie odważył. Ważne, by dbać o swoje zdrowie, to jest priorytet. Myślę, że to, co robią, jest ryzykowne - ocenił ekspert norweskiej telewizji.