W 19. PKO Poznań Maraton (14 października) najszybsze okazały się trzy biegaczki z Etiopii, ale równie ciekawa była rywalizacja zawodniczek znad Wisły. Jako czwarta do mety dotarła była mistrzyni Polski Agnieszka Gortel-Maciuk (2:37:14), natomiast jako piąta Andżelika Dzięgiel (2:41:58). Dla drugiej z Polek był to pierwszy ukończony maraton w karierze. Wynik, jaki uzyskała, jest wręcz kosmiczny, jeśli weźmiemy pod uwagę, że... 29-latka nie jest zawodową biegaczką.
Przygodę z bieganiem zaczynała 12 lat temu. Na bieżni zdobyła srebrny medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski na 10000 m (w 2011 r.). Z tego sukcesu do dziś jest najbardziej dumna. Później jednak postawiła na biegi uliczne. Wynik, jakie osiągała na krótszych dystansach, świadczyły o jej dużych możliwościach. Jednak torunianka nie zdecydowała się przejść na zawodowstwo. Nie pozwalają jej na to obowiązki, których ma naprawdę mnóstwo.
Andżelika Dzięgiel pracuje na cały etat jako manager ds. marketingu w Twardych Piernikach - klubie prowadzącym drużynę Polski Cukier Toruń (aktualny zdobywca Pucharu Polski, brązowy medalista poprzedniego sezonu Energa Basket Ligi). Jest doktorantem na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika, prowadzi zajęcia za studentami. Organizuje imprezy biegowe w Toruniu - RUN Toruń, Toruń Maraton oraz Toruńskie Sztafety Wolności, prowadzi także zajęcia w ramach akcji Biegam Bo Lubię.
Michał Fabian, WP SportoweFakty: A gdzie w tym wszystkim czas na treningi?
Andżelika Dzięgiel (druga Polka w maratonie w Poznaniu, manager ds. marketingu Twardych Pierników Toruń): Biegam pomiędzy jedną a drugą pracą (śmiech). Trening jest dla mnie ważny, ale nie zawsze mam na niego czas i co ważne - siły. Staram się wsłuchiwać w organizm. Kiedy jestem zbyt zmęczona, po prostu odpuszczam. Traktuję bieganie jako zabawę, sprawdziany swoich możliwości. Nie jestem zawodowcem.
W biegach ulicznych startuje pani od wielu lat. Długo dojrzewała w pani myśl o maratonie?
Po raz pierwszy chciałam wystartować w maratonie w 2015 r. Podczas przygotowań biegałam nawet 760 km na miesiąc, wykorzystałam część urlopu, aby pojechać na obóz do Szklarskiej Poręby. Niestety na trzy tygodnie przed startem okazało się, że jestem przetrenowana. Rok później podczas kolejnych przygotowań do maratonu doznałam kontuzji. W 2017 roku już nie myślałam o maratonie. Stwierdziłam, że nic na siłę. W tym roku już się udało, czyli "do trzech razy sztuka".
Jednak to nie Poznań, a wiosenny maraton w Warszawie był pani debiutem na dystansie 42,195 km. Do mety jednak pani nie dotarła.
Intensywnie przygotowywałam się zimą, aby wystartować w maratonie na wiosnę. Wybrałam Orlen Warsaw Marathon. Niestety trzy dni przed biegiem przeziębiłam się, jak się później okazało - miałam zapalenie oskrzeli. Mimo wszystko postanowiłam wystartować, co było bardzo nieracjonalne i nie mogło zakończyć się sukcesem. Na półmetku zeszłam z trasy. Po tym nieudanym starcie musiałam sporo przeczekać, aby dojść do stanu normalności. Nie miałam już zamiaru startować w tym roku w maratonie. Od września jednak nagle moja forma z każdym tygodniem zaczynała wzrastać, co procentowało nowymi rekordami życiowymi na 10 km - 35:06 w Gdańsku, a tydzień później 34:43 w Grudziądzu. W kolejnym tygodniu brałam udział w półmaratonie we Włocławku, gdzie uzyskałam wynik 1:14:30. Trasa była jednak skrócona o ok. 500-600 m, więc odpowiada to wynikowi ok. 1:16:30. Decyzję o starcie w Poznaniu podjęłam siedem dni przed maratonem.
Odważna decyzja.
To było bardzo ryzykowne, zwłaszcza tydzień po mocnym półmaratonie. Poza tym mój kilometraż z ostatnich miesięcy to ok. 80-90 km na tydzień, czyli teoretycznie zbyt mały na dobry wynik w maratonie. Uważam jednak, że opłacało się zaryzykować. Czas 2:41:58 jest dla mnie bardzo satysfakcjonujący. Czuję, że złamanie graniczy 2:40 było w moim zasięgu i jest mały niedosyt. Nie znałam jednak swoich możliwości na nowym dla mnie dystansie i po 26. kilometrze, gdy profil trasy zaczął być wymagający, bałam się dalej biec z kolegą w tempie 3:46/km. Zwolniłam, biegnąc do mety już w samotności i walcząc m.in. z dość silnym wiatrem. Szkoda, bo sił zostało mi bardzo dużo, co widać było na finiszu.
Po pierwszym maratonie wszystko bolało?
Po biegu był duży szok! Praktycznie nie odczułam, że pobiegłam maraton. Ból mięśni był lekki, naprawdę minimalny, w sumie porównywalny do… mocnego biegu na 10 km! A słyszałam wiele razy o problemach z wchodzeniem po schodach po maratonie (śmiech). Teraz wiem, że na maraton byłam gotowa już dawno. W Poznaniu biegło się lekko, bez kryzysów, żadnych "ścian" na 35. kilometrze. Żałuję zatem, że nie "posmakowałam" tego dystansu znacznie wcześniej. A może tak po prostu miało być.
Poszło łatwiej niż pani przypuszczała.
Trener przygotowania motorycznego w Twardych Piernikach - klubie, w którym pracuję - twierdzi, że to efekt właściwego uzupełniania węglowodanów w trakcie biegu. Spożyłam aż pięć żeli energetycznych, a to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Na półmaratonach zdarzało mi się spożyć maksymalnie… pół żelu. Myślę jednak, że największą niespodzianką w tym wszystkim jest fakt, że mój mały kilometraż, nadmiar pracy, brak obozów i właściwej codziennej regeneracji przeczy osiągniętemu wynikowi.
Kiedy odkryła pani w sobie predyspozycje do biegów długodystansowych?
Już podczas zawodów szkolnych, w podstawówce. Niestety, mieszkając na wsi, nie miałam możliwości trenowania w klubie sportowym. Dopiero w liceum, na zawodach w Toruniu dostrzegł mój potencjał Jacek Woźniak, mój pierwszy trener. Zaprosił mnie na treningi w MKL Toruń. Po trzech miesiącach udało mi się uzyskać minimum na mistrzostwa Polski juniorów na dystansie 5 km. A po czterech latach trenowania wywalczyć srebrny medal Młodzieżowych MP. Potem wybrałam karierę naukową, jednak sport nadal pozostał w moim sercu.
Kiedyś powiedziała pani o sobie "wyczynowy amator". Jak wygląda trening takiego "wyczynowego amatora"?
Obecnie biegam 5-6 razy w tygodniu, łącznie ok. 80-100 km. W dzień wolny od biegania chodzę na basen i jacuzzi. Kiedyś biegałam o wiele więcej. Myślałam, że to klucz do sukcesu. Teraz jest wręcz odwrotnie. Możliwe, że już "bazę tlenową" mam wypracowaną. Bieganie jest dla mnie "resetem", odświeżeniem umysłu. Innych biegaczy nieco dziwi tempo, w jakim wykonuję rozbiegania - ok. 5:15-5:30/km, według samopoczucia. W takim tempie aktywnie wypoczywam. Po zawodach zawsze chodzę na basen. Wystarczy 1000 m swobodnego kraula albo żabki, aby rozluźnić i zredukować kwas mlekowy w mięśniach. Bardzo polecam basen innym biegaczom.
Po powrocie z maratonu pracownicy klubu z Torunia przygotowali dla pani "Wielomian sukcesu" - wzór na wynik 2 godziny 26 minut za cztery lata. Czyli na rekord Polski!
Koledzy i koleżanki z pracy bardzo mi kibicują. Po maratonie zrobili mi miłą niespodziankę. Jednak wspomniany "Wielomian sukcesu" to wynik możliwy tylko dla zawodowego biegacza. Ja nim nie jestem.
A nie przeszło pani przez myśl, by postawić wszystko na jedną kartę i przejść na zawodowstwo? Niedawno zrobiła tak chociażby Dominika Stelmach.
Przeszło. Zwłaszcza po takim sezonie, jak ten, gdy minimalną pracą osiągnęłam stosunkowo wysokie wyniki. W życiu każdy z nas dokonuje wyborów, ja wybrałam karierę zawodową i naukową. Niestety nie umiem odpuszczać i za bardzo ryzykować, zbyt racjonalnie podchodzę do życia. Wychodzę z założenia, że na wszystko trzeba zapracować.
Jak na pani sukcesy biegowe reagują koszykarze Twardych Pierników?
Zawsze w okresie przygotowawczym naszych koszykarzy kierownik drużyny śmieje się, że powinnam zabrać chłopaków na rozbieganie. Koszykarze dziwią się, że taka filigranowa osoba jak ja może tak szybko biegać. Aaron Cel (skrzydłowy drużyny z Torunia, reprezentant Polski - przyp. red.), zawsze jak mnie widzi, podpytuje o moje wyniki sportowe. To bardzo miłe.
Jak trafiła pani do toruńskiego klubu? Jakie są pani główne zadania w pracy?
Pracę w klubie rozpoczęłam od razu po obronie drugiego tytułu magistra (Andżelika Dzięgiel ukończyła turystykę i rekreację, geografię i zarządzanie - przyp. red.), w sierpniu 2014 r. Mój zakres zadań jest bardzo szeroki, od koordynacji projektów marketingowych, nadzoru nad budżetem działu, współpracy ze sponsorami, badania kibiców, poprzez organizację meczów - m.in. nadzór nad wolontariatem i scenariuszem meczów lub innych eventów. Często "wpadają" tematy niestandardowe. Praca w klubie sportowym wymaga wszechstronności i elastyczności.
Próbowała pani połączyć w pracy koszykówkę z bieganiem?
Tak, staram się powiązać Twarde Pierniki z organizowanymi przeze mnie biegami. W 2016 r. zainicjowałam projekt "Twardych Piątków" - trzech edycji biegów na 5 km rozgrywanych wieczorami w piątki w ramach przygotowań do maratonu w Toruniu. Co roku nie brakuje Twardych Pierników podczas RUN Toruń. W ubiegłym roku w przeddzień toruńskiego maratonu koszykarze Polskiego Cukru Toruń akurat rozgrywali mecz. Uczestnicy maratonu z całej Polski za symboliczne 5 zł mogli kupić bilet na to spotkanie. Wielu biegaczy skorzystało z tej propozycji i stało się kibicami toruńskiej drużyny. Często sama biegam w koszulce z logo Twardych Pierników.
Imprezy biegowe odbywają się zwykle w weekendy, podobnie jak mecze koszykarzy. Kolizje terminów są nieuniknione?
Często zdarza się, że po zawodach pędzę do pracy, gdyż akurat tego samego dnia są mecze mojej drużyny - Polskiego Cukru Toruń. Wymaga to odpowiedniego planowania własnej pracy. Nawet przed maratonem w Poznaniu do momentu rozgrzewki byłam cały czas "pod" telefonem, gdyż tego samego dnia rozgrywana była czwarta edycja Toruńskich Sztafet Wolności. Moja nieobecność podczas organizacji tej imprezy wymagała wielu działań na tydzień przed imprezą, przeszkolenia osób, spisania checklist. Na szczęście wszystko się udało. A zwłaszcza pogoda - i w Poznaniu, i w Toruniu (śmiech). Dużo wsparcia i pomocy podczas startów mam ze strony narzeczonego.
Po maratonie w Poznaniu kończy pani sezon, czy też będą jeszcze jakieś starty?
Mam jeszcze w planach dwa starty zaliczane do cyklu Grand Prix Województwa Kujawsko-Pomorskiego - w Tucholi na 15 km i w Gniewkowie na 10 km. Reprezentuję klub GKS Fabianki i wspólnie z naszą drużyną walczymy - trzeci rok z rzędu - o obronę tytułu najlepszej drużyny w naszym województwie. Znów czeka mnie wiele pracy, bo start w Tucholi zaplanowany jest na 27 października. A w tym dniu rozpoczyna pracę biuro zawodów 36. edycji Toruń Maraton. Będzie to dla mnie wyzwanie. Pojadę na bieg "na styk", wrócę możliwie jak najszybciej.
Organizowanie zawodów i propagowanie biegania sprawia pani równie dużą satysfakcję jak zwycięstwa w zawodach?
Tak, zwłaszcza wtedy, gdy biegacze są zadowoleni z imprezy, którą organizuję, a uczestnicy zajęć Biegam Bo Lubię, które prowadzę, wracają na kolejne treningi.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Tłumy kibiców przywitały polskich siatkarzy na lotnisku. Zobacz nagranie