W rywalizacji sztafet pierwsze dwie zmiany pokonywane są techniką klasyczną, natomiast dwie kolejne techniką dowolną. Od tej zasady wyjątków nie ma, jednak Szwedzi w niedzielę dopatrzyli się u Vibeke Skofterud, która biegła w norweskim zespole na pierwszym odcinku, stosowania "łyżwy", która jest stylem szybszym. Tuż po biegu złożony więc został protest i wniosek o dyskwalifikację Norweżek.
- Uważam, że było to oczywiste. Biegła stylem dowolnym i to aż nadto. Najpierw znajdowała się trzy, cztery sekundy z tyłu, a po chwili już była nagle na prowadzeniu - powiedział szwedzki trener Rikard Grip, który wnioskował o wykluczenie norweskiego zespołu. Skofterud została wezwana do jury, gdzie wywiązała się dyskusja. Ostatecznie protest odrzucono. Norwegia otrzymała tylko ostrzeżenie, które nie miało wpływu na wyniki.
- Byłam nieco zdenerwowana tym wszystkim. Na trasie był akurat zakręt, uważam że nie zrobiłam niczego złego, tam trudno było utrzymać narty równolegle. Wszystko było zgodnie z przepisami - broniła się Skofterud. Marit Bjoergen przyznała po zawodach, że w trakcie biegu usłyszała polecenia szkoleniowców skierowane do jej koleżanki z kadry, aby ta bardziej uważała na trasie. - To prawda - nie ukrywał trener Egil Kristiansen. - Przepisy są rygorystyczne, bardzo zwraca się uwagę na technikę biegu w stylu klasycznym. Należy być ostrożnym. Uważam jednak, że decyzja jury o odrzuceniu protestu Szwedów była słuszna.
Gospodarze zawodów nie ukrywali, że ich zdaniem jury popełniło jednak błąd. Na stronie internetowej gazety "Aftonbladet" zamieszono serię zdjęć pokazujących sposób biegu Skofterud. - Wykonała kilka odepchnięć w stylu dowolnym, to jest raczej jasne - twierdził Per Elofsson, niegdyś znakomity biegacz, dziś ekspert szwedzkiej TV. - Na trasie są wyznaczone tory, nie można więc biec tam "łyżwą". To wbrew przepisom - dodał komentator telewizyjny Anders Blomqvist.
W przeszłości jury bywało już bardziej rygorystyczne. W 2010 roku za zastosowanie stylu dowolnego na wyjściu z zakrętu została zdyskwalifikowana w Kuusamo Justyna Kowalczyk. Wykluczenie groziło Polce też na igrzyskach w Vancouver, gdy o kilka metrów za wcześniej zaczęła biec "łyżwą" przed strefą zmian w biegu łączonym. Wtedy jednak Norwegowie nie zdecydowali się składać protestu.