Z perspektywy czasu śmiało można powiedzieć, że idea wieloetapowych narciarskich Tourów była strzałem w dziesiątkę. Gdy nie ma igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata to właśnie Toury są tym, co ekscytuje fanów najbardziej. Tym lepiej więc, że od razu na sam początek sezonu w Kusuamo rozegrana zostanie właśnie impreza trzydniowa z klasyfikacją generalną. W programie jest wszystko co zapewnia dużą atrakcyjność zawodów - sprint, bieg indywidualny na czas, a także bieg na dochodzenie. Emocje gwarantowane.
Ruka Triple w Kuusamo to jednak dopiero przygrywka do tego, co nadejdzie za kilka tygodni. Pierwsze dni stycznia jak zwykle stać będą pod znakiem Tour de Ski, który świętować będzie jubileusz - to już dziesiąta edycja tych rozgrywek. I choć zdarzało się, że Tour ponosił porażki (w 2010 roku był za długi jak na sezon olimpijski i wielu zawodników bojąc się formę na igrzyskach wycofywało się przed końcem), to jednak w tym sezonie bezsprzecznie jest imprezą numer jeden.
Ale nie znaczy to, że po jego zakończeniu wieloetapówek już nie będzie. Wielkim finałem sezonu będzie Ski Tour Canada. I choć opinie na temat rozgrywania jednej czwartej sezonu na innym kontynencie są podzielone (przeciwnikiem aż tylu biegów w Kanadzie jest były szef Pucharu Świata Juerg Capol, ponadto na codzienne przeznaczanie na biegi najlepszego wieczornego czasu antenowego krzywą patrzą liczne europejskie stacje telewizyjne), to niezależnie od prywatnych opinii pewne jest, że z uwagi na dużą liczbę punktów do zdobycia na nowy Tour przyjedzie cała czołówka światowa walcząca o Kryształowe Kule. O kolejną okazję do narciarskiego podbicia Kanady łatwo nie będzie - impreza trafiła do kalendarza tylko z uwagi na brak mistrzostw świata i zimowych igrzysk olimpijskich w 2016 roku. Wróci do niego najwcześniej za cztery lata...
Kto będzie rozdawał karty w nowym sezonie? Wśród kobiet nie będzie to Marit Bjoergen, która niebawem urodzi dziecko. Norwegowie wierzą więc w formę Therese Johaug i Heidi Weng, natomiast Szwedzi w dyspozycję Charlotte Kalli i Stiny Nilsson, którą wielu wymienia jako tę biegaczkę, po której można się spodziewać tej zimy prawdziwej eksplozji talentu. U progu sezonu mocna zdaje się być także Kerttu Niskanen. My liczymy oczywiście na Justynę Kowalczyk, choć ona sama w jednym z wywiadów stwierdziła, że na Kryształową Kulę nastawiać się nie należy.
Biegi mężczyzn u progu sezonu zdają się mieć jednego biegacza, który wyraźnie dominuje nad całą stawką. Martin Johnsrud Sundby ma jak na razie tylko jedno zwycięstwo w listopadowych zawodach niższej rangi, ale tylko dlatego, że drugie stracił po dyskwalifikacji, choć na mecie miał najlepszy czas. Petter Northug, inny norweski as, stwierdził, że nie ma wątpliwości iż Sundby jest teraz najlepszy na świecie. W przypadku Norwega forma jest z reguły stabilna przez cały długi sezon, a jako wieloetapowe Toury mu odpowiadają to być może znów zdobędzie Puchar Świata. Główni rywale? Wspomniany Northug, Szwajcar Dario Cologna. A więc... po staremu, bo właśnie ta trójka ma na koncie osiem ostatnich Pucharów Świata. Biegi mężczyzn mają jednak to do siebie, że grono czołówki jest szersze niż u kobiet. Może więc w walkę włączy się ktoś jeszcze? Alex Harvey, najlepszy Kanadyjczyk, nieprzypadkowo mówi, że chce odebrać u siebie Kryształową Kulę...