W poprzednich latach Tour de Ski był ułożony tak, że dość długo liczne grono uczestników miało w miarę zbliżone czasy. Tym razem program zmieniono całkowicie - na początek rozegrano sprint, a następnie najdłuższe biegi ze startu wspólnego pełne lotnych premii. Każdorazowo na jednej z czterech premii na zwycięzcę czekało piętnaście bonusowych sekund. Łatwo więc obliczyć, że za samo zameldowanie się na pierwszej pozycji na tych punktach dało się zyskać aż minutę przewagi.
Bonusowe sekundy jak zwykle otrzymują także zwycięzcy poszczególnych biegów. Trzeci etap rozegrano jednak w formie biegu na dochodzenie, więc z góry było wiadomo, że znowu największe szanse będą w nim mieli ci, którzy najlepiej wypadli we wspomnianym biegu masowym. Zaowocowało to tym, że po raz kolejne te same osoby zyskały następne bonusowe sekundy. Efekt jest tak, że w Tour de Ski mężczyzn lider Martin Johnsrud Sundby prowadzi już o półtorej minuty nad kolejnym biegaczem. Wśród pań Ingvild Flugstad Oestberg i Therese Johaug dzieli wprawdzie tylko kilkanaście sekund, ale już trzecia Heidi Weng traci przeszło... dwie minuty.
Wszystko wskazuje więc na to, że mnogość bonusowych sekund i szybkie rozegranie najdłuższych konkurencje w dużej mierze ustawiło kolejność Tour de Ski - w programie jest jeszcze pięć dalszych etapów, ale większość narciarzy nie odrobi już takich strat. Co ważne, liczne grono nie miało nawet teoretycznej możliwości walki o niedzielne bonusy, bo zależały one od wcześniejszych rezultatów. Taki stan rzeczy bardzo irytuje wielu biegaczy.
- Drugi etap Tour de Ski. Bieg na 30 kilometrów. Może powinniśmy powiedzieć wprost, że to przepis na zabicie Touru? Na trasie tracę minutę i czterdzieści dziewięć sekund, a przez bonusy w klasyfikacji dopisują mi znacznie więcej. Pie*** bonusowe sekundy. Głupota - powiedział Maurice Manificat, lider reprezentacji Francji.
W podobnym stylu na temat bonusów wypowiedziała się Ida Ingemarsdotter. - To nie jest tylko zabijanie Tour de Ski. To zabijanie sportu w ogóle - stwierdziła wściekła Szwedka.
- To nie jest zabawne. Dla najlepszych powinny być jakieś premie, ale nie aż tak duże. Nie mówię tak tylko dlatego, bo najczęściej wygrywa Johaug. Chodzi mi o punkt widzenia kibica. Dla przeciętnego widza nie jest łatwo połapać się przy tylu bonusowych sekundach - dodał szwedzki trener Charlotte Kalli Magnus Ingesson.
Warto podkreślić, że także Therese Johaug i Ingvild Flugstad Oestberg przyznały, że przyznawane im premie sprawiły, iż ich przewaga urosła aż zanadto, przez co inne zawodniczki już nie będą mogły z nimi rywalizować, a to pozbawi kibiców emocji na ostatnim etapie Tour de Ski.
Wszystko wskazuje na to, że za rok program ulegnie zmianie. - Same bonusy nie są niczym nowym. Cały problem bierze się stąd, że na drugim etapie było ich tyle do zdobycia, bo był on taki długi. Nie chcemy jednak, żeby Tour rozstrzygał się tak szybko - przyznał Pierre Mignerey, dyrektor biegowego Pucharu Świata.