Do tej pory to Fredrik Bendiksen, doktor reprezentacji Norwegii, był uznawany za jedynego winnego wpadki dopingowej swojej podopiecznej. Medyk wziął winę na siebie i podał się do dymisji. Według słów Bendiksena, tylko on sam miał w rękach opakowanie maści, którego nie obejrzał wystarczająco dokładnie.
Obecnie sprawa nie wygląda już tak jednoznacznie. Christian B. Hjort, prawnik Johaug, przyznał, że zawodniczka miała także pudełko, a nie tylko tubkę. - Dostała maść w opakowaniu od Bendiksena z jego wskazówkami jak ją stosować. Jest pewna, że nie zauważyła żadnego ostrzeżenia, bo gdyby było inaczej to by tej maści nie użyła. Specjalista zapewnił ją, że produkt jest czysty, do tego dał zalecenia odnośnie użycia. Ostrzeżenia nie widziała. O wszystkich szczegółach zdarzenia powiedziała członkom Norweskiej Agencji Antydopingowej. Niektórych detali na razie nie ujawniamy za to mediom - powiedział Hjort.
Trofodermin to już druga maść stosowana przez Johaug. Podczas zgrupowania we Włoszech popękała jej skóra na wardze i Norweżka najpierw spróbowała innego specyfiku, ale nie przyniósł on efektów. Wtedy narciarka poprosiła Bendiksena o zmianę leku i dostała od niego feralne opakowanie.
- Stopień zaniedbania będzie miał wpływ na to, jak długo będzie zawieszona. Skoro informacja była na pudełku, to powinna być przez nią zauważona, a jeśli tak się nie stało, to jest to jej wina - stwierdził Gunnar-Martin Kjenner, ekspert od prawa sportowego, niezwiązany bezpośrednio ze sprawą Johaug.
ZOBACZ WIDEO FEN 14: Sarara mistrzem po wyczerpującej walce