W ojczyźnie Johaug szuka się przede wszystkim okoliczności łagodzących. Wyszukuje się przypadki z przeszłości, takie jak Justyny Kowalczyk z 2005 roku, dzięki którym także Norweżka miałaby być potraktowana niezbyt surowo. Usprawiedliwia się ją jako ofiarę nieudolności gapowatego medyka, który przeoczył sporych rozmiarów napis "doping" na opakowaniu leku (według najnowszych informacji takie pudełko miała mieć także sama Johaug). Wreszcie, co najważniejsze, nie została ona wcale zawieszona w prawach sportowca, dzięki czemu w teorii nic nie stoi na przeszkodzie, aby za miesiąc zaczęła nowy sezon startów w Pucharze Świata. Norwegowie tłumaczą: bo przecież postępowanie wciąż się toczy...
Toczy się i jeszcze toczyć się będzie. Chodzi jednak o zasady elementarne i jak najbardziej słuszne. Wpadłeś? Jesteś zawieszony, jak wszyscy inni, którzy mieli pozytywny wynik w poprzednich miesiącach, czy latach. Błąd popełnił twój lekarz? Nie ma znaczenia, kara i tak dotknie ciebie. Brutalne? Być może, niekiedy pewnie nawet nie do końca sprawiedliwe, ale nietrudno wyobrazić sobie, co działoby się w sytuacji, gdyby wina medyka była okolicznością całkowicie anulującą karę dla sportowca - ci, którzy chcieliby oszukiwać, mieliby swojego zaufanego lekarza, który w wypadku wpadki obwiniałby siebie, ratując podopiecznego. Obecne procedury są więc jedynymi słusznymi.
Na przestrzeni lat w narciarstwie różnie podchodziło się do dopingu zawartego w leku. W 1976 roku Galina Kułakowa wpadła w ten sposób na igrzyskach w Innsbrucku. Radziecka biegaczka została zdyskwalifikowana, ale tylko z tego jednego biegu, po którym wynik testu był pozytywny. Minęło kilka dni i Kułakowa znów stanęła na starcie, tym razem wspólnie z koleżankami z kadry wygrywając sztafetę i zdobywając olimpijskie złoto.
Czasy się zmieniły, dziś tak łagodnie nie potraktuje się już nikogo, ale wzięcie leku faktycznie nie jest karane tak ostro, jak choćby stosowanie dopingu krwi. Przekonała się o tym Justyna Kowalczyk, przekonała też biathlonistka Oksana Chwostienko, również zawieszona na krótko, bo niedozwolony środek był w medykamencie, na który miała ona zresztą wcześniej zgodę, jednak zażyła lek także po upływie wyznaczonego terminu.
Podstawowa reguła była jednak jedna - kara, nawet jeśli krótsza, być musi. Norweskie rozważania na temat szans Johaug na starty już w listopadzie są po prostu niesmaczne i podważają podstawową regułę - ostateczna wina leży po stronie zawodnika i żadne bicie się w piersi lekarza tego nie zmieni.
Daniel Ludwiński
ZOBACZ WIDEO Jerzy Engel: Taki mecz to wielka nagroda dla każdego piłkarza
PS
1. Niedługo zaczniemy czytać że to atak na "genialny" norweski system treningowy, Czytaj całość