Rewolucja w biegach narciarskich. Co dalej ze stylem klasycznym?

W ostatnich latach w biegach narciarskich ma miejsce prawdziwa rewolucja. Tradycyjny styl klasyczny zaczyna zanikać, gdyż zawodnicy coraz częściej wybierają tylko bezkrok, czyli technikę, w której poruszają się dzięki górnej części ciała.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
Justyna Kowalczyk PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Justyna Kowalczyk
Zagrożenie numer jeden - styl łyżwowy

Rytmicznie poruszająca się sylwetka zawodnika stosującego tzw. krok z odbicia niemal zawsze była synonimem biegu na nartach. Styl czerpiący z naturalnego sposobu poruszania się człowieka wydawał się być czymś nie do zastąpienia. Ku rozpaczy narciarskich purystów w latach 80. technika klasyczna po raz pierwszy znalazła się jednak na granicy zniknięcia z zawodów najwyższej rangi - właśnie wtedy błyskawicznie zaczął się rozwijać styl łyżwowy, wyraźnie szybszy i ochoczo wybierany przez profesjonalistów. Międzynarodowa Federacja Narciarska zdołała znaleźć wyjście i w 1986 roku postanowiła, że od tej pory część konkurencji będzie rozgrywana w jednej, a część w drugiej technice. Salomonowe wyjście sprawiło, że tradycyjny sposób biegania zdołał ocaleć.

Zagrożenie numer dwa - bezkrok

Wydawało się, że problem zniknął na dobre, ale w ostatnich latach obawy zwolenników "klasyka" powróciły. W biegach długodystansowych zaliczanych do FIS Worldloppet Cup i Visma Ski Classics czołówka zawodników zaczęła stosować wyłącznie bezkrok, czyli technikę, w której narciarze odpychają się rękoma i w ten sposób pokonują cały dystans. Płaskie trasy maratonów sprzyjały zarzuceniu kroku z odbicia. Maratońska moda zaczęła w końcu przenikać także do Pucharu Świata, co szczególnie dało się dostrzec na zawodach w Toblach czy Davos. Aleksiej Połtoranin, reprezentant Kazachstanu, zapisał się w historii jako pierwszy zawodnik, który wygrał pucharowy bieg stosując tylko bezkrok. Ten sukces sprawił, że naśladowców Połtoranina w zawodach wysokiej rangi widać coraz częściej.

Krótsze kijki, które dają niewiele

Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) nie chce jednak pogrzebać stylu klasycznego. Wprowadzono więc nowy zapis w przepisach, zgodnie z którym długość kijków stosowanych przez narciarza nie może przekroczyć 83 procent jego wzrostu. Ma być to jeden z pierwszych kroków na drodze do uratowania tradycyjnej techniki. - Krótsze kije dają niewiele, już teraz to widać - mówi nam Maciej Staręga, najlepszy polski biegacz. - Myślałem, że ten przepis będzie jakimś większym ograniczeniem. Na zawodach w Bruksvallarnie w biegach dystansowych byli tymczasem narciarze, którzy i tak decydowali się tylko na pchanie. Dojdzie więc pewnie do wyznaczania na trasie stref, gdzie nie będzie można w ogóle poruszać się bezkrokiem. Widać, że ludzie z FIS chcą zachować styl klasyczny, jego pierwotną formę. Narciarstwo wywodzi się przecież od takiej formy biegania. Myślę, że będą wprowadzane kolejne rozwiązania w celu utrzymania stylu klasycznego.

Ryzyko, które może się opłacić

U progu sezonu bezkrokiem  rywalizowano nie tylko w Bruksvallarnie. Wielu zawodników postawiło na taką technikę także w Beitostoelen. Na podbiegach mieli oni spore problemy w przeciwieństwie do tych, którzy wybrali zwykły styl, ale na płaskich odcinkach odrabiali straty, niekiedy z nawiązką. Didrik Toenseth był wśród tych, którzy podjęli ryzko, i zajął pierwsze miejsce. - To jest ciekawe z punktu widzenia taktyki - mówi Staręga. - Jeżeli zawodnik ma do wyboru bezkrok, czyli pchanie lub styl klasyczny, to często się okazuje, że wybór nie jest taki łatwy. Mieliśmy już tego przykład w Otepaeae, gdy dwa lata temu pięciu narciarzy zdecydowało się w finale na pchanie, a tylko jeden wybrał zwykły styl klasyczny. To właśnie on wygrał i to z przewagą 30 metrów, w ogóle się nie męczył. Dla mnie to dodatkowa rozgrywka psychologiczna i taktyczna, trochę niepewności. Sam mam do tego podejście liberalne.

ZOBACZ WIDEO Borussia - Legia. Miroslav Radović: Nie ma płakania

Królestwo bezkroku

W przeciwieństwie do działaczy zarządzających Pucharem Świata na poważne zmiany przepisów nie nastawiają się włodarze Visma Ski Classics. Największe masowe biegi maratońskie odbywają się zwykle na płaskich trasach, które idealnie sprzyjają stosowaniu bezkroku. Również Justyna Kowalczyk podczas swoich startów na długich dystansach wybierała właśnie taki styl i przynosił on jej zwycięstwa między innymi w Biegu Wazów. - W maratonach będzie ciężko na to coś poradzić. To głównie biegi dla amatorów, w których startuje również czołówka ścigająca się o zwycięstwa. Podstawa to jednak przyciągnięcie zwykłych biegaczy, a skoro tak to nie będzie się zmieniać tras na trudniejsze, bo ludzie mają przecież czerpać z tego przyjemność - zauważa Maciej Staręga.

W Holmenkollen bez zmian

Wzrost popularności bezkroku zauważyli już producenci nart. W ofercie firm jest od niedawna nowy sprzęt przygotowany specjalnie do tej techniki. Sportowcy mogą się więc zaopatrywać już nie tylko w narty do stylu klasycznego lub łyżwowego - bezkrok stał się jak gdyby trzecim stylem, który ma swój własny osobny sprzęt. Pod tym względem rewolucja już się dokonała, a czas pokaże czy dokona się także w Pucharze Świata. Na razie FIS deklaruje dalsze starania o ocalenie stylu klasycznego w biegach najwyższej rangi. Na niektórych trasach zapewne faktycznie będzie trzeba wprowadzić ograniczenia, ale na tych trudniejszych, jak w Kuusamo czy Holmenkollen, wystarczającą barierą dla zwolenników bezkroku są naturalne przeszkody, czyli liczne podbiegi i wzniesienia, trudne do pokonania wyłącznie przy użyciu siły ramion.

Daniel Ludwiński


Czy tradycyjna odmiana stylu klasycznego przetrwa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×