Znakomity powrót Marit Bjoergen po urodzeniu dziecka. "Znam takie przykłady z mojego klubu"

East News / REPORTER
East News / REPORTER

Marit Bjoergen znów wygrywa - w niedzielę była najlepsza w biegu na 10 kilometrów stylem klasycznym w Kuusamo. Sukces jest o tyle istotny, że Norweżka wróciła na trasy po półtorarocznej przerwie spowodowanej ciążą i urodzeniem syna.

Poprzedni pucharowy start Bjoergen miał miejsce w marcu 2015 roku. Od tamtej pory minęły 622 dni i narciarka w końcu wróciła na trasy oficjalnych zawodów. Tydzień temu była najlepsza w biegu FIS w Beitostoelen, a w niedzielę powtórzyła sukces w międzynarodowej obsadzie już w Pucharze Świata. Nie sprawdziły się więc przewidywania sceptyków, którzy uważali, że 36-letnia Bjoergen po przerwie macierzyńskiej będzie biegać wolniej - ponownie jest ona numerem jeden na świecie.

- Mnie wyniki Bjoergen nie zaskoczyły - mówi nam Stanisław Mrowca, pierwszy klubowy trener Justyny Kowalczyk. - Uważam, że nadal będzie tak dobrze biegać. Trenowałem nie tylko juniorki, ale i seniorki. Dziewczyny wracały po urlopie macierzyńskim i biegały lepiej niż przed ciążą. Urodzenie dziecka jest dla organizmu kobiety takim wysiłkiem, że na pewno jest to coś poważniejszego niż ostre trenowanie. Znam takie przykłady z mojego klubu Maraton Mszana Dolna.

Złote medale narciarek-mam

W przypadku zawodniczek zajmujących się biegami narciarskimi teoria trenera Mrowcy sprawdzała się już wiele razy. W latach 80. wielką gwiazdą była Marja-Liisa Hamalainen-Kirvesniemi, trzykrotna mistrzyni olimpijska z Sarajewa. Po igrzyskach zaszła w ciążę po raz pierwszy, potem szybko wróciła do formy i na mistrzostwach świata w Lahti zdobyła kolejne medale. Nie był to jednak koniec - Finka urodziła drugie dziecko i zdecydowała się na jeszcze jeden niezwykle udany powrót, tym razem na igrzyska w Lillehammer. Tam w wieku blisko 39 lat dwukrotnie stanęła na podium i dopiero wówczas postanowiła zakończyć długą karierę.

Powodzeniem zakończył się również powrót Julii Czepałowej, która zdecydowała się na przerwę macierzyńską mając w dorobku liczne trofea z tytułami mistrzyni olimpijskiej na czele. Rosjanka była już praktycznie spełnionym sportowcem, ale mimo to zdecydowała się na wznowienie zawodowych startów. Początkowo radziła sobie średnio, ale szybko odzyskała formę i zdobyła jeszcze sześć medali mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich.

Wkrótce później w ciążę zaszła wieloletnia rywalka Czepałowej, Kristina Smigun. Estonka początkowo planowała zakończyć karierę, ale igrzyska w Vancouver okazały się skutecznym magnesem do podjęcia decyzji o powrocie. Utytułowana zawodniczka zrealizowała swój cel, gdyż w biegu na 10 kilometrów stylem dowolnym zajęła drugie miejsce i dopiero po tym sukcesie ostatecznie pożegnała się ze sportem.

Kubińska walczy dalej, Maciuszek zrezygnowała

Zdarzały się jednak i takie przypadki, gdy po przerwie macierzyńskiej sukcesów już nie było. W ostatni weekend swoje starty wznowiła nie tylko Bjoergen, ale także Aino Kaisa Saarinen czy Kikkan Randall, również pauzujące ubiegłej zimy w oczekiwaniu na narodziny swoich dzieci. Nie da się ukryć, że ich wyniki były znacznie słabsze niż te, które osiągnęła Norweżka, choć w przypadku Amerykanki nie musi być to do końca miarodajne, gdyż jest specjalistką od stylu łyżwowego, a w Kuusamo biegano techniką klasyczną.

Macierzyńskie przerwy mieliśmy ostatnio także w polskiej kadrze. Kornelia Kubińska konsekwentnie ćwiczy i wkrótce znów wystąpi w Pucharze Świata. Wznowienia kariery nie będzie za to w przypadku Pauliny Maciuszek. - Paulina poinformowała, że nie jest w stanie połączyć macierzyństwa z treningiem. Jeszcze we wrześniu zdecydowała, że jednak rezygnuje i nie będzie dalej trenowała - mówił nam niedawno Wiesław Cempa, trener kadry polskich biegaczek.

Karmienie tuż po wygranej

Powrót do sportu po urodzeniu dziecka oznacza liczne wyrzeczenia i zmiany. Podołanie im nie musi być proste, co pokazuje przykład Maciuszek - Polka początkowo chciała biegać nadal, ale zaledwie dwa miesiące przed inauguracją kolejnej edycji Pucharu świata musiała spasować. Również Marit Bjoergen nie kryje, że wspólnie z Fredem Boerre Lundbergiem, swoim partnerem życiowym, mistrzem olimpijskim w kombinacji norweskiej z Lillehammer, musiała długo planować wszelkiego rodzaju sprawy logistyczne. Zostawienie dziecka w domu i samotne wielotygodniowe wyjazdy na zawody nie wchodziły w grę, więc najsłynniejsza norweska para narciarska postanowiła zabierać małego Mariusa na Puchary Świata. Więcej obowiązków ma spoczywać na głowie Lundberga, ale również sama Bjoergen nie będzie oczywiście zaniedbywać synka - tydzień temu hitem zawodów niższej rangi w Beitostoelen był wywiad narciarki, w którym opowiadała, że po wygranej musiała od razu nakarmić i przewinąć dziecko.

Pomoc ze strony FIS

Międzynarodowa Federacja Narciarska zdecydowała się pójść na rękę narciarkom-mamom. W tym roku wprowadzono dla nich osobne szatnie, a dla opiekunów dzieci, w tym dla wspomnianego Lunderga, przewidziano specjalne identyfikatory-akredytacje. Co więcej, nie są one liczone do ogólnej liczby przepustek danego teamu, więc pojawienie się opiekuna nie oznacza wcale, że jednocześnie będzie trzeba zrezygnować z usług któregoś z serwismanów. Takie udogodnienia mogą sprawić, że w kolejnych latach więcej zawodniczek będzie się decydować na powiększenie rodziny jeszcze przed zakończeniem kariery, za to ze świadomością, że po powrocie do sportu będzie na nie czekać szereg udogodnień. Czy jednak i one będą tak silne jak Marit Bjoergen?

Daniel Ludwiński

ZOBACZ WIDEO Justyna Kowalczyk: Wystartowałam dobrze, później zaczęło boleć (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: