Imane Khelif zapewniła sobie co najmniej brązowy medal igrzysk olimpijskich, wygrywając w sobotę ćwierćfinałową walkę w kategorii do 66 kg w rywalizacji kobiet. Algierka pokonała jednogłośnie na punkty Węgierkę Annę Lucę Hamori.
Po werdykcie arbitrów 25-latka upadła na kolana i zalała się łzami. Długo świętowała wraz ze sztabem szkoleniowym, a po wszystkim zdecydowała się po raz pierwszy od dłuższego czasu udzielić wywiadu oczekującym na nią dziennikarzom.
- Jestem kobietą. To kwestia godności i honoru każdej kobiety. Cały naród arabski zna mnie od lat. Przez lata boksowałam w zawodach międzynarodowych federacji. Oni (IBA - dop. red.) byli wobec mnie niesprawiedliwi, ale Bóg mi pomógł. Chcę powiedzieć całemu światu, że jestem kobietą i pozostanę kobietą. Dedykuję ten medal światu i wszystkim Arabom i mówię wam: niech żyje Algieria - powiedziała w wywiadzie dla stacji Bein Sport bokserka, która w ostatnich dniach musiała zmagać się z falą hejtu w związku z wątpliwościami dotyczącymi jej płci.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Polacy i słynna klątwa ćwierćfinałów. "Dostajesz w dyńkę i odpadasz"
Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu (IBA) to organizacja, która zdyskwalifikowała Khelif na zeszłorocznych mistrzostwach świata. W opublikowanym przez nią oświadczeniu możemy przeczytać o "niespójnym stosowaniu kryteriów eliminacyjnych" przez MKOI. IBA dość jednoznacznie ocenia, że Khelif nie powinna startować w kobiecym turnieju.
"Różne przepisy MKOl dotyczące tych kwestii, w które IBA nie jest zaangażowana, budzą poważne wątpliwości zarówno co do uczciwości konkurencji, jak i bezpieczeństwa sportowców" - czytamy w komunikacie.
Przed sobotnią walką dyrektor Algierskiego Komitetu Olimpijskiego i Sportowego, Yassine Arab stwierdził natomiast, że naród jest dumny z Khelif. Przyznał także, że padła ona ofiarą spisku mającego na celu podważenie ambicji tego w większości muzułmańskiego kraju.
- Lobby syjonistyczne chciało złamać Imane Khelif, ale teraz ona jest bardzo silna. Nie chcą, aby muzułmanka czy Arabka awansowała wyżej w randze kobiecego boksu. Jesteśmy tu dla niej. Widać wsparcie całego świata. Wszystkie międzynarodowe stowarzyszenia prasowe wspierają Imane - powiedział Yassine Arab, cytowany przez serwis beinsports.com.
Algierczyk odniósł się także do niedawnej wypowiedzi kandydata na prezydenta USA, Donalda Trumpa, który oświadczył "Będę trzymać mężczyzn z dala od kobiecego sportu", po tym, jak Algierka pokonała w 1/8 finału Włoszkę Angelę Carini. Rywalizacja zakończyła się po zaledwie 46 sekundach.
- Chce porozmawiać o Imane? On już i tak ma wiele problemów. Przede wszystkim chcę powiedzieć temu panu: idź do lekarza. Idź do psychologa. Jesteś chory - stwierdził dyrektor Algierskiego Komitetu Olimpijskiego i Sportowego.
Dla Imane Khelif medal jest zwieńczeniem długiej drogi, jaką musiała przejść, aby stanąć na podium igrzysk olimpijskich. Algierka w jednym z wywiadów przyznała, że rodzice, którzy obecnie są jej najwierniejszymi kibicami w przeszłości byli bardzo sceptycznie nastawieni do boksu.
Oprócz pokonywania wyzwań kulturowych musiała też pokonywać 10 kilometrów (sześć mil) autobusem ze swojej wioski, aby trenować na siłowni bokserskiej. Sprzedawała złom, aby opłacić przejazd autobusem, podczas gdy jej matka sprzedawała kuskus.
- Imane jest przykładem algierskiej kobiety. Jest jedną z bohaterek Algierii. Jeśli Bóg pozwoli, uhonoruje nas złotym medalem i podniesie flagę narodową w Paryżu. To był nasz jedyny cel od samego początku - przyznaje ojciec zawodniczki Omar Khelif w rozmowie z francuską agencją AFP.
Czytaj także:
Prezes MKOI ucina spekulacje na temat Imane Khelif i Lin Yu-ting