Julia Szeremeta, wicemistrzyni olimpijska z Paryża, do Liverpoolu przyjechała po mistrzostwo świata w kat. 57 kg. Niestety w pierwszej rundzie ćwierćfinałowego pojedynku z Kariną Ibragimową doznała poważnej kontuzji prawej ręki.
Mimo ogromnego bólu i opuchlizny, zdecydowała się kontynuować walkę. Wygrała ją, podobnie jak starcie półfinałowe z Valerią Arboledą Mendozą. - Myślę, że to najlepiej świadczy o tym, jak twardy ma charakter - podkreślił trener reprezentacji Polski kobiet, Tomasz Dylak.
ZOBACZ WIDEO: Wiadomo, co dziś robi wicemistrzyni olimpijska. "To nie jest wielki biznes"
W finale rywalką Szeremety była Jaismine Lamboria z Indii. Pierwszą rundę Polka wygrała 3:2, ale w kolejnej wszyscy sędziowie punktowali na korzyść jej rywalki. Wiadomo więc było, że sytuacja jest trudna.
Tomasz Dylak przyznał, że w tym momencie popełnił błąd. Podzielił się z pięściarką informacją, której nie powinien jej przekazywać.
- Myśleliśmy, że po dwóch rundach będziemy prowadzić na punkty. Niestety, tak się nie stało. Sam popełniłem błąd, mówiąc Julce, że przegrywamy u dwóch sędziów, więc trzecią rundę trzeba wygrać wyraźnie. Zaczęła wpadać na Hinduskę, bić zbyt obszerne ciosy. Julce nie powinno się tego mówić, ona musi się w ringu dobrze bawić - wyjaśnił Dylak.
W trzecim starciu tylko jeden sędzia wskazał na Szeremetę. W efekcie to Lamboria - stosunkiem głosów 4:1 - sięgnęła po złoty medal.
Zakończone w niedzielę mistrzostwa świata były bardzo udane dla polskiej ekipy. Oprócz Szeremety srebro zdobyła Aneta Rygielska (kat. do 60 kg), zaś mistrzynią świata (kat. powyżej 80 kg) została Agata Kaczmarska.
Rzeczywiście na Olimpiadzie uciekło jej złoto po walce z zawodnikiem udającym kobietę, ale od tego czasu nie widzę u niej progresu.