Ostatni "polski król" zdetronizowany. Co dalej z naszym boksem zawodowym?

Krzysztof Włodarczyk i Paweł Kołodziej przegrali swoje pojedynki o pasy mistrzowskie wagi junior ciężkiej. Ten fakt oznacza jedno, obecnie nie mamy w Polsce żadnego czempiona poważnej federacji.

Waldemar Ossowski
Waldemar Ossowski
Porażka Pawła Kołodzieja była dość bolesna i nie chodzi tu tylko o ciężki nokaut, ale przede wszystkim o to, że polski pięściarz ponownie zderzył się ze ścianą, czy raczej z poziomem, którego nie jest w stanie przeskoczyć. To smutne, ale niestety w Polsce i nie tylko "pompuje" się rekordy zawodników, a gdy dochodzą oni już do walk mistrzowskich, to nagle zderzają się z brutalną rzeczywistością i nie dorównują poziomem do czempionów cenionych organizacji. Tak więc, jak większość ekspertów przypuszczała przed walką, Paweł Kołodziej podzielił los Andrzeja Wawrzyka i w Moskwie szybko pożegnał się z aspiracjami o tytule mistrza. Niestety, taki scenariusz był do przewidzenia.
Co do postawy "Diablo" ocena musi być już znacznie inna. Do czasu porażki z Grigorijem Drozdem był to obecnie jedyny polski czempion cenionej federacji bokserskiej na świecie, a nawet tej najbardziej prestiżowej WBC. Ambicji i starań Włodarczykowi jak zawsze nie można było odmówić, ale tego dnia Rosjanin był lepszy w każdym elemencie walki i trzeba sobie jasno powiedzieć, że obecnie to on jest najlepszy i przez długi czas będzie, pięściarzem wagi junior ciężkiej na świecie. "Diablo" w walce z Drozdem nie miał żadnych atutów sportowych i nie wiem, czy ewentualny rewanż może cokolwiek zmienić, bo Rosjanin jest pięściarzem kapitalnie ułożonym, z mocnym ciosem, świetną pracą na nogach i szczelną gardą. Szczerze mówiąc Włodarczyk ani przez chwilę nie zagroził w sobotnią noc ulubieńcowi moskiewskiej publiczności. Smutny, ale niestety prawdziwy skutek gali w stolicy Rosji jest jeden. Na światowej scenie boksu znaczymy już niewiele, może trochę lepiej niż na tej amatorskiej, gdzie nasza "Husaria" w ogólnie nie zachwyca. Był Gołota, który choć nie zdobył pasa mistrzowskiego to pozostanie jedną z ikon wagi ciężkiej, był Adamek, dwukrotny mistrz świata, był Michalczewski i był też Włodarczyk, ale teraz możemy mówić o nim wyłącznie w czasie przeszłym. Obecnie niejako zapewne zamkniemy się w obserwowaniu rodzimej sceny, imprez organizowanych przez promotorów Wasilewskiego i Babilońskiego czy gali Polsat Boxing Night w listopadzie. Trochę to smutne, ale może warto sobie zdać sprawę, że coś nam ucieka i trochę racji ma Tomasz Adamek mówiąc, że gdyby pozostał w Polsce, to nie zdobyłby tytułu mistrza świata, a sukces za granicą osiągnęli też przecież i Michalczewski i Gołota. "Diablo" był ewenementem, który pokazywał, że Polak potrafi, a przede wszystkim może czegoś dokonać trenując w ojczyźnie.

Przykład chociażby Andrzeja Fonfary również dogłębnie pokazuje fakt, że wyjazd za granicę może przynieść nieoczekiwane efekty, których mało kto spodziewałby się nawet w Polsce. Jaki jest więc lek na poprawienie kondycji polskiego pięściarstwa? Chyba jak zawsze w tym sporcie... są nim pieniądze, a w tym przypadku akurat duże kwoty. Wszystko chyba jednak zależy zacząć od boksu amatorskiego i poprawy jego kondycji z regularnymi kwalifikacjami polskich bokserów na igrzyska olimpijskie.

Waldemar Ossowski 

Czy Polska w przeciągu dwóch lat doczeka się mistrza świata cenionej organizacji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×