Amerykanin na zawodowstwie jest obecny od 1996 roku, wcześniej sięgnął po brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Atlancie. Po podpisaniu lukratywnego kontraktu z telewizją Showtime w 2013 roku, jego aktywność została zintensyfikowana, a początkiem nowej działalności była konfrontacja z Robertem Guerrero (maj 2013). Od tego czasu stoczył łącznie pięć pojedynków, a zwieńczeniem była majowa, jednostronna jak się okazało, bitwa z Mannym Pacquiao. Wcześniej z ciągłością toczonych walk bywało różnie, gdy w grudniu 2007 roku Mayweather rozbił Ricky'ego Hattona, odpoczywał od boksu blisko dwa lata, w powrocie wysoko ogrywając Juana Manuela Marqeuza.
Mayweather niepowtarzalny jak Ali
Oczywiście, nawet dla króla pięściarstwa, czas płynie nieubłaganie. "Piękniś" ma 38 lat, jednak posiada niezwykle rzadką umiejętność dostosowywania sposobu walki do ograniczeń, jakie niesie wiek. Wcześniej, dekady temu, ten dar miał Muhammad Ali, który tracąc niepowtarzalną pracę nóg zaczął wykorzystywać liny, jako oparcie dla coraz bardziej sfatygowanego ciała. Z kolei Mayweather spowalnia tempo rywalizacji, o dziwo zachowując wciąż nadprzyrodzoną szybkość i defensywę skomplikowaną do rozgryzienia niczym algorytm szyfrujący. Dla przeciwników wciąż jest nieuchwytny, czy są wobec tego przesłanki do rozbratu z ukochaną dyscypliną?
Koniec kariery? To tylko zabieg marketingowy
12 września będzie zapisany na kartach historii jako koniec kariery Floyda
Mayweathera Juniora? Sam zainteresowany przekonuje nas wszystkich, że dokładnie tak będzie, w sobotę wyrówna rekord legendarnego Rocky'ego Marciano, zapisze na swoim koncie 49 kolejnych zwycięstw przy zerze po stronie porażek i odejdzie. Tym razem definitywnie, raz na zawsze. Dlaczego mamy prawo w to wątpić? Prawda jest taka, że Andre Berto dla mniej zorientowanych kibiców nie jest postacią z pierwszych stron gazet, a wydawać się może, że to co najlepsze, jest już za nim. Dlatego "Money" z premedytacją powtarza śpiewkę o ostatnim pojedynku, by uruchomić prosty mechanizm - skoro wielki czempion zaraz odejdzie, to koniecznie trzeba to zobaczyć. Starcie w Las Vegas w Stanach Zjednoczonych, zgodnie z tradycją, będzie pokazywane w systemie Pay-Per-View i potencjalnych nabywców trzeba skutecznie podejść, bo tym razem magia nazwiska oponenta nie ma prawa zadziałać. Przyjemność do najtańszych należeć nie będzie - koszt jednorazowego abonamentu za oceanem kosztuje około 280 zł (74.95 dolarów za jakość HD).
Zmiana waluty?
Jakie przesłanki przemawiają za kontynuacją usłanej mistrzowskimi pasami kariery? Jest ich kilka - bardziej wnikliwi obserwatorzy wiedzą, że "Pretty Boy" przejawia syndromy megalomanii, ma ogromne pragnienie bycia numerem jeden i nie wierzę, by wizja pobicia Marciano i osiągnięcia absolutnie fantastycznego rekordu 50-0 nie kusiła. Po drugie, tak trywialnie - pieniądze. Po sobotnim triumfie fortuna w dalszym ciągu będzie na wyciągnięcie pięści, a w kolejce jest chociażby Amir Khan i potencjalna batalia na stadionie Wembley. Wówczas wypłata byłaby realizowana w funtach. Po co zatrzymywać złoty pociąg, któremu nie grozi wykolejenie?