WP SportoweFakty: Czy Artur Szpilka podjął słuszną decyzję, decydując się już teraz na walkę z Deontayem Wilderem?
Andrzej Fonfara: Myślę, że tak. Skoro miał okazję do stoczenia takiego pojedynku, to powinien z niej skorzystać. Nie oszukujmy się - nie będzie to dla niego łatwa walka. Wilder jest świetnym zawodnikiem, który bije mocno i potrafi przyjąć cios.
W czym Artur może upatrywać swojej szansy?
- Dużym plusem jest to, że jest mańkutem. Wilder jeszcze nigdy nie walczył z tak dobrym leworęcznym pięściarzem. Poza tym Artur jest dość szybki. Chciałbym, żeby został pierwszym polskim mistrzem świata w wadze ciężkiej. Na pewno w niego wierzę i będę mu kibicował.
Wybiera się pan do Nowego Jorku i będzie oglądał walkę w hali Barclays Center?
- Tak. Wkrótce wylatuję z Warszawy do Chicago, a później do Nowego Jorku. Na pewno będę siedział w pierwszych rzędach i gorąco mu kibicował.
Kibice zastanawiają się, ile nauczył się Artur w ciągu dziewięciu miesięcy współpracy z Ronnie’em Shieldsem. Kilka tygodni temu spędzaliście razem wolny czas w Stanach Zjednoczonych. Miał pan okazję przyjrzeć się jego treningom albo z nim posparować?
- Niestety, nie sparowaliśmy. Graliśmy tylko w ping-ponga i w grę FIFA na Playstation. Treningi mieliśmy w różnych godzinach. Ja przygotowywałem się do walki, a Artur pracował nad kondycją i robił treningi siłowe. Nie widziałem jego boksu, ale dużo z nim rozmawiałem. Z ostatnich rozmów wiem, że jest bardzo dobrze przygotowany i świetnie nastawiony mentalnie.
Co mówił Artur na temat swojej współpracy z trenerem Shieldsem?
- Nie będę zdradzał wszystkiego, ale wyjawił, że sparingi szły mu świetnie. Było parę nokautów i sadzał swoich partnerów na d… Poza tym ma dużo wiary w siebie, co da mu w ringu dużo spokoju. Chciałbym, żeby wygrał i stawiam na niego, choć wiem, że nie będzie to łatwa walka.
Pan w minionym roku stoczył znakomite walki z Julio Cesarem Chavezem jr i Nathanem Cleverlym. Dzięki nim został pan wybrany do dwudziestki nominowanej w Plebiscycie "Przeglądu Sportowego" i TVP na najlepszego sportowca w Polsce. Czuje się pan trochę rozczarowany, że nie został wybrany przez kibiców do czołowej dziesiątki?
- Cieszę się, że zdobyłem nominację. To dla mnie jeszcze większa motywacja do dalszych treningów. Oczywiście, fajnie byłoby być w pierwszej dziesiątce. Myślę, że jak zdobędę mistrzostwo świata, to kibice docenią moją ciężką pracę i wtedy się tam znajdę. Nie powiedziałbym jednak, że jestem rozczarowany. Bardziej byłem zawiedziony tym, że Krzysiek Głowacki nie znalazł się w dziesiątce, bo zdobywając mistrzostwo świata na pewno na to zasłużył. Na pewno bardziej niż ja. W przyszłym roku obaj będziemy chcieli pokazać jeszcze więcej. Może wtedy kibice wybiorą nas do czołowej dziesiątki.
Od dawna powtarza pan, że marzy o rewanżowej walce z Adonisem Stevensonem. Dziś wiadomo już, że na razie do niej nie dojdzie. Dlaczego?
- Stevenson nam odmówił. Powiedział nam, że będzie walczył z Siergiejem Kowaliewem i dlatego na razie nie będzie walczył ze mną. Ja będę chciał wrócić na ring w kwietniu lub w maju. Chciałbym stoczyć walkę z jakimś innym zawodnikiem z Kanady, bo taka wygrana przybliżyłaby mnie do rewanżu ze Stevensonem. Tak więc, w 2016 roku czeka mnie ciężka praca, kolejne zwycięstwa i dążenie do wspomnianej walki rewanżowej o lub innej walki o pas mistrza świata wagi półciężkiej.
[b]Rozmawiał Michał Bugno
Zobacz także: Artur Szpilka zadziwił Amerykanów. "To idiotyzm! Pytali, czy zwariował"
[/b]