Jimmy Thunder niedawno usłyszał od lekarza, że ma guza mózgu, który wymaga operacji. Kilka dni po 54. urodzinach udał się do szpitala na zabieg. Niestety, nowozelandzki dziennik "New Herald" informuje, że operacja nie skończyła się sukcesem. Słynny pięściarz zmarł.
Boks stracił zatem kolejną ważną postać. Jego kariera jednak była naznaczona wzlotami i upadkami. Wszystko zaczęło się w połowie lat 80., gdy najpierw zdobył wicemistrzostwo świata, a potem złoty medal na Igrzyskach Wspólnoty Brytyjskiej. Kilka lat później przeszedł na zawodowstwo.
Nowozelandczyk urodzony w Samoa słynął z szybkich nokautów. Najszybszy zanotował w 1997 roku, gdy Crawforda Grimsleya posłał na deski po 1,5 sekundy. Cała walka trwała zaledwie 13 sekund.
Był mistrzem świata wagi ciężkiej w kategoriach IBO ora WBF. Walczył do 2002 roku, ale po trzech porażkach z rzędu zakończył karierę z rekordem 35-14. Niedługo później zaczęły się pojawiać problemy w życiu prywatnym i w pewnym momencie Thunder znalazł się na dnie.
Były pięściarz Thell Torrence pewnego dnia spotkał Jimmy'ego na ulicy w Las Vegas. Okazało się, że były mistrz świata jest bezdomny i nie ma środków do życia. Dopiero później zdecydował się na powrót do Nowej Zelandii, choć nie wiadomo, jak sobie radził w ostatnich latach.
Boks. Deontay Wilder wskazuje najlepszy nokaut w karierze. "Myślałem, że go zabiłem" >>
Bokserzy ustawili walkę? Brytyjczycy wszczęli śledztwo ws. starcia David Allen - Dorian Darch >>