Więcej niż sport. Mała Ukraina we Wrocławiu

PAP / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: Ołeksandr Usyk
PAP / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: Ołeksandr Usyk

- Czy sądzisz, że Fury byłby w stanie zapełnić 40 tys. stadion we Wrocławiu? - pyta Ołeksandr Krasiuk, promotor Ołeksandra Usyka. Ukraiński czempion nie wyklucza zaś stoczenia kolejnej walki w Polsce. Ostatnia była czymś więcej niż galą boksu.

"12 lat Polska czekała na drugą w historii walkę o tytuł mistrza świata w kategorii ciężkiej" - przypomniał prezydent Wrocławia Jacek Sutryk, podsumowując starcie Ołeksandra Usyka z Danielem Dubois. Na Tarczyński Arena pojawiło się 40 tys. kibiców, głównie Ukraińców, aby wspierać swojego bohatera narodowego. To odróżniło sobotnią galę od tej, jaką w stolicy Dolnego Śląska zorganizowano w roku 2011.

10 września 2011 roku na stadionie szykowanym z myślą o Euro 2012 pojedynek stoczyli Witalij Kliczko i Tomasz Adamek. Wtedy Ukraińcom w najgorszych koszmarach nie śniło się, że trzy lata później Rosja dokona bezprawnej aneksji Krymu, że zaatakuje Donbas, że w roku 2022 zdecyduje się na pełnoskalową wojnę z sąsiadem. Wtedy wrocławska arena była biało-czerwona i fani liczyli na triumf Adamka, który nie nadszedł.

Więcej niż sport

Obecnie we Wrocławiu mieszka ok. 250 tys. Ukraińców. Część z nich trafiła na Dolny Śląsk po rozpoczęciu wojny w Donbasie, inni przemieścili się na zachód Polski przed rokiem. Wrocławianie ugościli Ukraińców i przywykli do ich obecności. Niegdyś Legnicę nazywano "małą Moskwą" ze względu na bazy armii radzieckiej. Dziś Wrocław można nazwać "małą Ukrainą". Efekt był taki, że podczas walki Usyk-Dubois stadion był niebiesko-żółty. Dało się to odczuć podczas walk ukraińskich bokserów, gdy raz za razem z trybun niosło się "Ukraina, Ukraina".

ZOBACZ WIDEO: Kto rywalem Artura Szpilki na gali KSW? "Świetna walka"

Znamienne było to, że gdy Jarosław Chartysz z Ukrainy walczył z Konradem Czajkowskim, ukraiński tłum zdominował pojedynczych kibiców z Polski. Ogłoszenie zwycięstwa Chartysza skwitowano głośnymi brawami.

- W tej gali chodzi o coś więcej niż sport - powiedział mi młody Ukrainiec z Charkowa, który uciekł przed wojną i zamieszkał we Wrocławiu. Nie wyobrażał sobie, aby opuścić galę z Usykiem w roli głównej. To był wieczór, w trakcie którego na kilka godzin można było zapomnieć o tym, że na ukraińskie miasta spadają rosyjskie bomby.

Dla bokserów z Ukrainy możliwość wejścia do ringu i zwrócenia uwagi na sytuację swojego kraju również jest niezwykle ważne. Usyk zaraz po pokonaniu Dubois machał flagą z herbem Ukrainy. Wcześniej, na piątkowym ważeniu, miał ze sobą flagę, na której znalazły się wizerunki żołnierzy i terytoria okupowane obecnie przez Rosjan. - Na pewno moje zwycięstwo zwraca uwagę na sprawę Ukrainy, ale dajcie nam broń! - mówił 36-latek.

- Czy sądzisz, że Fury byłby w stanie zapełnić 40 tys. stadion we Wrocławiu? - zapytał Ołeksandr Krasiuk, promotor ukraińskiego pięściarza. Jeden z brytyjskich dziennikarzy stwierdził, że tak. To jednak pokazuje megalomanię Brytyjczyków, bo fakty są takie, że Tyson Fury czy Anthony Joshua nie porwaliby tysięcy Polaków. Chyba że walczyliby z reprezentantem naszego kraju, ale obecnie nie mamy w wadze ciężkiej żadnego pretendenta do starć o najwyższe laury.

- Czemu nie? Świetna atmosfera, wielki stadion - to z kolei odpowiedź Ołeksandra Usyka na pytanie, czy byłby gotów stoczyć kolejną walkę we Wrocławiu. Ukrainiec wcześniej podkreślał, że to piękne miasto. Do gali przygotowywał się w Karpaczu, a za zorganizowanie jego obozu odpowiedzialni byli Polacy. - Chciałbym podziękować polskim przyjaciołom i partnerom, którzy to wszystko umożliwili. Niczego nam nie brakowało - stwierdził Siergiej Łapin, trener Usyka.

Niespełnione marzenie Ukraińców

- Nie ma na to szans - odpowiedział jeden z ukraińskich kibiców na trybunach Tarczyński Arena, gdy zapytałem o możliwość zorganizowania walki Usyka na terenie Ukrainy. Póki trwa wojna i Władimir Putin nie zrezygnuje z planu zagrabienia terytorium swojego sąsiada, duże imprezy sportowe będą omijać Kijów i inne miasta na Wschodzie. - To byłoby jednak spełnienie marzeń - dodał po chwili Ukrainiec.

"Colors of freedom" ("Kolory wolności"), "Slava Ukraini" - to hasła, jakie można było zobaczyć na niebiesko-żółtych koszulkach Ukraińcach. Na niektórych flagach można było dostrzec znak Sił Zbrojnych Ukrainy. To tylko najlepszy dowód na to, że walka Usyka z Dubois była dla nich manifestem. Okazją, by wysłać jasny sygnał światu, iż ich ojczyzna potrzebuje wsparcia.

Nawet prezydent Wołodymyr Zełenski nagrał specjalny film, w którym nie tylko życzył powodzenia Ołeksandrowi Usykowi, ale też dziękował Wrocławiowi za przyjęcie tysięcy ukraińskich uchodźców i wsparcie ich w chwili próby. - Moje największe podziękowania dla ludzi z Wrocławia, dla Polaków za wstawianie się za nami. Chwała Ukrainie - przekazał Zełenski.

Odniesień do wojny nie zabrakło też w kontrowersjach po walce. Obóz Dubois domaga się jej powtórzenia, krytykując decyzję sędziego z piątej rundy, kiedy to Usyk został trafiony w okolice brzucha. Sędzia uznał, że był to cios poniżej pasa i nie liczył 36-latka, dając mu czas na odzyskanie sił. Promotor i trener Dubois uznali, że manewr był prawidłowy i ringowy popełnił ogromny błąd, który miał wpływ na dalsze losy walki.

- W Ukrainie trwa wojna, przechodzicie jako kraj przez trudny okres. Mocno was wspieramy jako Brytyjczycy, ale to trzeba odłożyć na bok. Decyzja ws. tego ciosu została podjęta w oparciu o "domowe ściany" - stwierdził promotor Frank Warren, który chce zrobić wszystko, aby ewentualny rewanż Usyk-Dubois odbył się w Londynie. Tak, by teraz ściany pomagały pięściarzowi z jego stajni.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
"Dajcie nam broń". Usyk mówi o wojnie i nie wyklucza kolejnej walki we Wrocławiu
Skandal po walce Usyka. Żądają anulowania wyniku