W 2012 roku Orlando Cruz zszokował opinię publiczną, gdy w jednym z wywiadów przyznał się do odmiennej orientacji seksualnej. Była to bodaj pierwsza taka deklaracja w historii zawodowego boksu. Wywołał prawdziwe poruszenie, trafiając na czołówki portali i gazet, choć wcześniej był pięściarzem nierozpoznawalnym.
- Zawsze byłem, jestem i będę dumnym Portorykańczykiem i dumnym gejem. Wiem, że to sport dla prawdziwych twardzieli, dlatego bałem się dyskryminacji. To dla mnie ważna walka, w końcu czuję się naprawdę wolny. Nie mówię tych słów dla rozgłosu, nie o to chodzi.
W listopadzie 2013 roku zdecydował się sformalizować swój związek z wieloletnim partnerem, Jose Manuelem Colonem, biorąc ślub w nowojorskim Central Parku. "El Fenomeno" na międzynarodowych ringach z powodzeniem walczy od kilkunastu lat. W 2000 roku w Sydney startował na igrzyskach olimpijskich reprezentując Portoryko. Furory tam nie zrobił, minimalnie przegrywając walkę eliminacyjną z Hichemem Blidą z Algierii. Podczas kariery amatorskiej stoczył 189 walk, wygrywając 178 z nich. Po przygodzie olimpijskiej zdecydował się podpisać zawodowy kontrakt.
Wśród profesjonalistów początek miał owocny - w siedemnastu potyczkach nie zaznał goryczy porażki, eliminując kilku solidnych rywali. W 2009 roku musiał pogodzić się ze sromotną klęską. Na wielkiej gali w MGM Grand w Las Vegas, gdzie główną atrakcją wieczoru było starcie Floydem Mayweatherem Juniorem z Juanem Manuelem Marquezem, przegrał przez nokaut z Corneliusem Lockiem.
ZOBACZ WIDEO "1 na 1 - walka na style". Działo się na planie!
Już po "coming outcie" Cruz nie mógł narzekać na brak zainteresowania promotorów. Po serii czterech kolejnych triumfów z rzędu doczekał się mistrzowskiej batalii z twardym Meksykaninem Orlando Salido, a w stawce znalazł się pas czempiona WBO wagi piórkowej. Orientacja Portorykańczyka była przede wszystkim problemem dla jego oponenta.
- Meksykanie często przejawiają skłonności homofobiczne. Tam panuje kultura macho, w myśl której on nie może przegrać z gejem. Z pewnością będzie bardziej agresywny, bo ma coś do udowodnienia - mówił przed wybiciem pierwszego gongu. Marzenia o zdobyciu upragnionego skalpu nie spełnił, bowiem przegrał z Salido przez nokaut w siódmej rundzie. Po mocnym prawym sierpowym na szczękę padł twarzą na matę i nie zdołał się pozbierać.
35-letni Cruz odbudował swoją pozycję w rankingach i po serii pięciu wygranych doczekał się kolejnej wielkiej batalii. 26 listopada w hali Motorpoint Arena w walijskim Cardiff skrzyżuje pięści z niepokonanym mistrzem World Boxing Organization, Terrym Flanaganem (31-0, 12 KO). To dla niego prawdopodobnie ostatnia szansa na zdobycie tytułu.
- Jestem gotowy na to, by stać się pierwszym zadeklarowanym gejem-mistrzem świata w historii zawodowego boksu. Chcę być wzorem do naśladowania dla młodych ludzi, którzy spojrzą na mnie przez pryzmat mojej kariery - zaznaczył.
Brytyjski czempion na chłodno analizuje wyzwanie, z którym przyjdzie mu się zmierzyć przed własną publicznością.
- Zrobię to, co do mnie należy, tyle. Cruz jest niebezpiecznym wojownikiem, zdolnym do sprawiania niespodzianek. Zamierzam udowodnić, że jestem zawodnikiem klasy światowej - skomentował "Turbo" w rozmowie z Mirrorem.