Historia tej walki nabrała szczególnych rumieńców podczas środowej konferencji prasowej. Wtedy wściekły na słowa rodaka Dereck Chisora podczas spotkania z mediami rzucił w stronę przeciwnika... stołem. Został ukarany za to grzywną 25 tysięcy funtów, co miało być tylko zapowiedzią wielkich ringowych grzmotów.
Chisora świetnie rozpoczął pojedynek, bombardując korpus Dilliana Whyte'a. Agresja "Del Boya" była imponująca, ale nie zdołał wyrządzić większej krzywdy rywalowi na starcie. Whyte regularnie straszył prawym podbródkowym.
Chisora nieustannie parł do przodu, boksował jak za najlepszych lat. Prawdziwe show oglądaliśmy w piątej rundzie, gdy Whyte był pod ogromnym naporem oponenta, przyjmował kolejne lewe sierpowe i wydawał się zraniony. I co zrobił? Kilkadziesiąt sekund później sam odpowiedział potężnymi bombami z prawej ręki. Hala MEN Arena wiwatowała.
Od siódmej rundy Brytyjczycy jakby przenieśli się w inny wymiar walki. Obaj przyjmowali potężne razy, oddawali i dalej wojowali. W ósmej odsłonie Chisora znów był bliski przełamania, ale Whyte tego dnia miał głowę z kamienia i nic nie było w stanie go wzruszyć. Ataki nie ustawały nawet po gongu, co mocno nie spodobało się sędziemu ringowemu.
ZOBACZ WIDEO Maciej Kawulski podsumował galę KSW 37
Ostatnie minuty wykraczały poza ludzką wyobraźnię. Dwunaste starcie to już totalna demolka, Whyte chciał urwać głowę Chisorze, przestrzelił lewym sierpowym i nieomal wypadł poza ring (zatrzymały go liny). "Body Snatcher" świetnie bił także z prawej pięści.
Po dwunastu rundach, które przejdą do historii wagi ciężkiej, sędziowie byli niejednogłośni. Dwóch z nich opowiedziało się za Whytem (115-114, 115-114), a jeden za Chisorą (115-114). Werdykt z pewnością wzbudzi dyskusje, ale jedno nie ulega kwestii. Rewanż jest obowiązkowy!
To miała być rzeczywista walka wieczoru Czytaj całość