Już w pierwszej rundzie mieliśmy poważne spięcie - James Degale trafił świetnym lewym prostym w tempo i posłał rywala na deski. W trzeciej odsłonie do głosu zaczął dochodzić Badou Jack, który nie był tak dynamiczny jak zawodnik z Wielkiej Brytanii, ale imponował precyzją.
Sporo się działo w piątej odsłonie, Jack zaczął przełamywać DeGale'a powtarzalnością w ofensywie, ale "Chunky" nie pozwolił sobie na dłuższy przestój i chętnie wdał się w wymianę razów. Do niecodziennej sytuacji doszło w końcówce, niemal równo z gongiem Jack wyprowadził lewy sierpowy, trafiając... sędziego Arthura Mercante Juniora. Pod arbitrem ugięły się nogi, na szczęście nie stało się nic poważnego.
Od siódmego starcia uwypukliła się przewaga Jacka. Zawodnik z Wielkiej Brytanii zatracił swoje największe atuty, czyli pracę nóg i szybkość. Szwed bił z całych sił i nie miał problemów ze skutecznością. Momentami DeGale zbierał cięgi, a pod naporem ciosów wypluł ochraniacz na szczękę.
DeGale zdołał się jednak odrodzić, ale jego defensywa była pełna niebezpiecznych dziur. Obaj pięściarze imponowali zawziętością, tworząc w hali Barclays Center na nowojorskim Brooklynie świetne widowisko.
ZOBACZ WIDEO Dakar: quady polską specjalnością?
{"id":"","title":""}
W końcowych fragmentach mistrzowie dywizji super średniej postawili na ringową wojnę, a publiczność te popisy oglądała na stojąco. Lawina emocji wybuchła w dwunastej rundzie, gdy DeGale padł na matę ringu po mocnym lewym sierpowym. "Chunky" był w poważnych tarapatach, ale siłą woli i rozpaczliwymi klinczami zdołał dotrwać do ostatniego gongu.
O końcowym rozstrzygnięciu zadecydowali więc sędziowie. Jeden z nich wskazał na triumf DeGale'a stosunkiem punktów 114-112, a dwóch pozostałych punktowało 113-113. To oznacza remis i utrzymanie status quo - Jack zachował pas WBC, a a mistrz olimpijski z Londynu trofeum IBF. Rewanż wydaje się być nieunikniony.