Zacznijmy od Briana Howarda, bo to ciekawy pięściarz. Urodził się w Atlancie, tam mieszka i niedawno, 14 maja, skończył 37 lat. Proporcjonalnie zbudowany (185 cm), walczy z normalnej pozycji i na ogół wygrywa. Z 13 stoczonych walk, wygrał 12, w tym dziewięć przed czasem. Pokonał go tylko, w grudniu 2012 roku, Harvey Jolly. Cztery lata starszy "Candy Man" z Nashville dokonał tego w rodzinnym stanie Howarda, w Georgii. Można powiedzieć, że był to wypadek przy pracy, po którym prawie trzy lata nie widzieliśmy go w ringu.
Ale wrócił w wielkim stylu. Najpierw, dwa lata temu w Nowym Jorku, rozprawił się z niepokonanym Alexem Guerrero (wtedy 12-0-1, 6 KO), nokautując go w pierwszym starciu i wysyłając na czasowy urlop. Od tego czasu pięściarz z Salisbury nie stoczył przecież żadnej walki. BoxingScene.Com podkreśla, że to była spora niespodzianka. "Bigg Risk" z Atlanty strzelił mocnym prawym i pod Guerrero ugięły się nogi. Chwilę później na jego głowę spadły kolejne ciosy i ringowy Harvey Dock musiał liczyć. Guerrero wstał, ale Howard nie wypuścił już szansy i walka została przerwana.
Drugą ofiarą, w październiku ubiegłego roku, był mocno bijący, starszy od niego, lokalny weteran z Minnesoty, Phil Williams (15-9-3, 14 KO). Urodzony w Queens (NJ) "The Drill" (Wiertarka) wytrzymał wprawdzie pełny, ośmiorundowy dystans, ale sędziowie nie mieli wątpliwości, kto był lepszy i wypunktowali zdecydowane zwycięstwo Howarda. Greg Cohen, promotor Howarda podkreśla jednak, że "Bigg Risk" był przed tym pojedynkiem bardzo zdenerwowany. Wiedział, że Williams jest autorem najszybszego nokautu w historii boksu. W 2007 roku potrzebował zaledwie 10 sekund i jednego ciosu, prawego sierpowego (jest mańkutem), by błyskawicznie uśpić niejakiego Brandona Burke z Iowa.
Howard na ogół walczy w Georgii, tam stoczył dziesięć pojedynków, z czego pięć w rodzinnej Atlancie. Jest dobrze wyszkolony technicznie, ma solidny lewy prosty i naprawdę niebezpieczny prawy krzyżowy, którym uśpił kilku rywali. Ale z kimś takim, jak Krzysztof Głowacki jeszcze nie walczył. Wszystko wskazuje na to, że będzie miał duże problemy z odwrotną pozycją Polaka i jego agresywnym stylem. Howard nie jest mistrzem defensywy. Najczęściej, gdy przeciwnik rusza do ataku, on się odchyla i próbuje zadać kontrujący prawy. Innymi, obronnymi argumentami nie imponuje.
ZOBACZ WIDEO: Mariusz Pudzianowski: Poczułem ból i niemoc. To ohydne, okrutne i nie do opisania
Jego lewy sierpowy też pozostawia sporo do życzenie, no ale nikt nie jest perfekcyjny. Doświadczenie też nie jest jego atutem. Zaczynał w 2010 roku, lecz przez trzy lata robił inne rzeczy. Jedno jest jednak pewne, Howarda nie wolno lekceważyć, bo bywa naprawdę niebezpieczny, 69 procent walk wygrał przed czasem. On sam mówi, że docenia Głowackiego, ale w ringu zrobi wszystko, by go pokonać.
- To najważniejsza walka w moim życiu. Dostałem szansę, by wejść na inny poziom i nie zamierzam jej zmarnować. Znam swoje marzenia, chcę być mistrzem świata, a wygrana z byłym mistrzem będzie milowym krokiem w drodze do tego celu. O jednym mogę zapewnić. Będę przygotowany na sto procent. Nie mogę się już tej walki doczekać. 24 czerwca, to będzie mój dzień, obiecuję! - to słowa Howarda, które słyszeliśmy w Puncherze. Zobaczymy na ile jest słowny.
I jeszcze jedno, 24 czerwca w gdańskiej ERGO ARENIE nie będzie czuł żadnej presji. Przyleci do Polski, by pokonać byłego mistrza świata, a jak nie da rady, to nic się nie stanie. Ameryka nie żyje przecież rywalizacją w wadze cruiser. Olimpijczyk z Londynu Michael Hunter też nie jest znany, a ostatnio w walce ze znakomitym Ołeksandrem Usykiem pokazał przecież całkiem spore możliwości.
A Howard, jak sam twierdzi, a utwierdza go w tym Cohen, wcale nie jest od niego gorszy. Gdyby tak było, to "Główka" miałby na PBN 7 twardy orzech do zgryzienia. O tym jednak przekonamy się dopiero 24 czerwca. Jedno nie ulega wątpliwości, to może być naprawdę ciekawa i emocjonująca walka. Tym bardziej, że Głowacki nie znosi w ringu nudy, a Howard potrafi przyjąć, oddać i lubi jak się coś dzieje.
Trzy szanse na tytuł rywalki Brodnickiej
Nazywa się Marisol Reyes, urodziła się 37 lat temu w Santo Domingo i na PBN 7 będzie rywalką Ewy Brodnickiej, tymczasowej mistrzyni świata WBO w wadze superpiórkowej. Reyes trzykrotnie walczyła o pasy mistrzowskie, ale za każdym razem przegrywała przed czasem. Ma na koncie 15 zwycięstw (8KO), dziesięć porażek i remis. W starciu z niepokonaną Brodnicką, która ostatnio do mistrzostwa Europy dorzuciła pas interim WBO z pewnością nie będzie faworytką, ale zobaczymy czy zmusi ją do wysiłku.
Jest od Polki niższa, chyba słabsza fizycznie, ale doświadczenia nie można jej odmówić. Przeboksowała przecież 108 rund, na zawodowych ringach walczy od 2006 roku. Sześć lat po debiucie po raz pierwszy stanęła przed szansą zdobycia mistrzowskiego pasa IBF w wadze piórkowej. Broniła go jej rodaczka, Dahiana Santana, do walki doszło w Santo Domingo, stolicy Dominikany. Sędzia Samuel Viruet zatrzymał ją w siódmej rundzie, Santana okazała się zbyt mocna.
W poszukiwaniu drugiej szansy poleciała do Urugwaju, by tam, lipcu 2013 roku, w Paysandu, zmierzyć się z Cecilią Comunales, pierwszą mistrzynią zawodowego boksu w historii tego kraju, posiadaczką pasa WBA w wadze lekkiej. Ten pojedynek zastał przerwany na 12 sekund przed końcem pierwszej rundy. Reyes została przez wysoką, szczupłą Urugwajkę znokautowana.
Minęło kolejne siedem miesięcy i Marisol Reyes znów wsiadła w samolot lecący do Ameryki Południowej. Tym razem portem docelowym było Buenos Aires, gdzie 21 lutego 2014 roku spróbowała odebrać miejscowej gwieździe, Fernandzie Soledad Alegre, mistrzowski tytuł organizacji WBO kategorii superlekkiej. I to wyzwanie okazało się ponad siły ambitnej wojowniczki z Dominikany. Sporo młodsza Alegre wygrała przez techniczny nokaut w szóstej rundzie.
Ale Marisol Reyes się nie zniechęca, wciąż mierzy wysoko, wciąż szuka wyzwań. W ERGO ARENIE zrobi wszystko, by uprzykrzyć życie Brodnickiej, tego możemy być pewni.
MB Promotions