W tamtym czasie przeciwnicy stawali naprzeciwko George'a Foremana tylko po to, żeby dostać łomot. Jakby czerpali jakąś masochistyczną przyjemność z bycia pobitym, upokorzonym, jakby potrzebowali poczuć, jak to jest utracić przytomność. George szedł jak taran. Miał na koncie 40 walk, wszystkie wygrane, w tym 37 razy przez KO. W 1972 roku pokonał Joe Fraziera i jeśli ktokolwiek miał go zatrzymać i zmienić bieg historii, to już tylko Muhammad Ali. Do starcia określanego mianem "Rozróba w dżungli", czyli "Rumble In the Jungle", doszło 30 października 1974 roku.
Nawet gdyby Muhammad Ali był niemową albo choćby nudziarzem, do historii boksu przeszedłby jako jeden z największych, a może i największy zawodnik. Podkreślano by jak zrewolucjonizował pracę nóg, jak zmienił taktykę, rozmawiano by o jego wielkich zwycięstwach. Mówiono by o nim jak Joe Louisie, Rockym Marciano czy innych wielkich bokserach.
"Moim wrogiem jest biały człowiek, nie Wietkong"
Zresztą, nawet w wielu rankingach najlepszych bokserów wszech czasów na najwyższym stopniu podium stawia się innych, choćby Sugar Raya Robinsona. Ale jeśli zapytać nie o największego boksera, ale sportowca, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi, połowa Amerykanów, a pewnie i znaczna część Europejczyków, bez zawahania powie "Muhammad Ali".
ZOBACZ WIDEO: Nasz dziennikarz na pierwszym froncie walki z koronawirusem. "To staje się rutyną"
Na końcu książki "Najlepsze amerykańskie teksty sportowe stulecia" jest osobny dział poświęcony tylko jemu. Bo gdy kibice mówią "The Greatest", czyli "Największy", mają na myśli coś więcej niż walki w ringu. Cassius Clay, czyli Muhammad Ali nadał sportowi inny wymiar.
- Któż inny miałby to być? Jordan? Okej, ale to był tylko wspaniały koszykarz. Trzeba pamiętać, że Ali zrewolucjonizował sport w wielu wymiarach. Po pierwsze w wymiarze politycznym - zaznacza Andrzej Kostyra, dziennikarz "Super Expressu" i komentator Polsatu Sport.
Przed walką stulecia, a więc pojedynkiem z Joe Frazierem w Madison Square Garden, Ali wypowiedział słynne słowa: "Ja reprezentuję prawdę. Świat jest pełen ludzi uciskanych, biednych. Oni są za mną, nie za systemem. Wszyscy czarni bojownicy, wszyscy hipisi, wszyscy przeciwnicy wojny chcą, żebym został zwycięzcą".
Ali był głosem przedmieść, ale jeśli mówimy o wymiarze politycznym, to warto przypomnieć, dlaczego w ogóle doszło do walki Alego z Frazierem. W 1966 roku Ali odmówił wyjazdu na wojnę w Wietnamie, powołując się na swoje religijne przekonania. Stał się symbolem dla całego wielkiego ruchu, nie tylko antywojennego, ale też wyrazicielem zdania Afroamerykanów, których zdania nie chciano słuchać.
"Moim wrogiem jest biały człowiek, nie Wietkong, Chińczycy czy Japończycy. Wy jesteście moim przeciwnikiem, gdy chcę mojej wolności. Wy jesteście moim przeciwnikiem, gdy chcę mojej sprawiedliwości. Wy jesteście moim przeciwnikiem, kiedy chcę równości. Wy nie poprzecie mnie w Ameryce, gdy chcę walczyć o swoje przekonania religijne. Więc jak chcecie, bym pojechał gdzieś daleko i walczył, jeśli nie potraficie poprzeć mnie w moim własnym domu?"
Ali mocny w gębie
Wystąpienia Alego nie brzmiały jak zwykłe wypowiedzi dla prasy. To były prawdziwe wystąpienia polityczne, przemówienia z ambony czy jak w tym przypadku do studentów. Zwolennicy równości rasowej, klasowej, zwolennicy walki o prawa człowieka nawet w najśmielszych snach nie wyobrażali sobie, że mogą zdobyć takiego sojusznika. Zwłaszcza w czasach dzisiejszych, gdy sportowcy boją się wypowiedzieć bardziej kontrowersyjnego zdania, by nie urazić człowieka ery korporacyjnej. Albo też mówią dużo, ale nie idzie za tym jakość.
Ali, mimo że niepokonany, stracił tytuł. Od kwietnia 1967 do września 1970 nie walczył, za to jeździł po Stanach Zjednoczonych i mówił, co myśli, stając się samozwańczym, ale przywitanym owacyjnie, adwokatem potężnej grupy osób.
"Jestem Ameryką. Jestem tą jej częścią, której nie uznajesz. Ale przyzwyczaj się do mnie. Czarny, pewny siebie, zarozumiały. To moje imię, nie twoje, to moja religia, nie twoja, mam swoje cele. Przyzwyczaj się do mnie".
Pod nieobecność Alego, mistrzem został Frazier, wypełnił lukę. Frazier i Ali szczerze się nienawidzili. Ali nazywał swojego przeciwnika "głupim narzędziem białego establishmentu". Ale to nie wszystko. "Frazier jest zbyt brzydki, by być mistrzem", "Frazier jest zbyt głupi, by być mistrzem". Oczywiście nawiązywał do swoich słynnych słów jeszcze z 1964 roku na temat Sonny'ego Listona: "On jest zbyt brzydki, by być mistrzem świata, mistrz świata powinien być ładny jak ja".
- Bo oczywiście, jeśli mówimy o wielkich rewolucjach Alego, jedną z nich jest trash talking. Ali był absolutnym mistrzem. Nie był pierwszym, on sam wziął to od wrestlera o pseudonimie "Georgeous George", ale sam wprowadził to na inny poziom. Był w tym świetny, mówił, w której rundzie znokautuje rywala, oczywiście nie zawsze się sprawdzało, ale to była jego psychologiczna gra i jednocześnie show - zauważa Andrzej Kostyra.
"Załatwię go tak mocno, że będzie potrzebował łyżki do butów, żeby założyć kapelusz".
"Jeśli kiedykolwiek marzyłeś o tym, że mnie pokonasz, lepiej żebyś się obudził i przeprosił".
Bez dwóch zdań, jego trash talking był jednocześnie ostry i zabawny. Ali podcinał rywalowi skrzydła, oznaczał swój teren, ale jednocześnie puszczał do publiczności oko, zdradzał w tym swoją nieprzeciętną inteligencję. Bo trzeba pamiętać, że był człowiekiem nie tylko niezwykle wyrazistym, ale i bardzo inteligentnym.
Jestem tak zły, że sprawiłem iż lek zachorował
Do "walki stulecia" w Madison Square Garden doszło 8 marca 1971 roku, krótko po powrocie Alego do sportu. Walka była transmitowana do 35 krajów, obsługiwało ją aż 670 dziennikarzy. Ostatecznie jednogłośną decyzją sędziów wygrał Frazier. 22 miesiące później przegrał z Foremanem. Ali zrewanżował się co prawda Frazierowi na początku 1974 roku, ale walka z historycznego punktu widzenia nie miała aż tak wielkiego znaczenia. W przeciwieństwie do walki z Foremanem w Kinszasie. Ali przywitał rywala poematem:
"Unoszę się jak motyl, żądlę jak pszczoła
jego ręce nie mogą trafić w to, czego nie widzą jego oczy
Raz mnie widzisz a raz nie
George sądzi, że to zrobi, ja wiem, że nie
Mocowałem się z aligatorami,
biłem się z wielorybami
Zabiłem skałę, rozbiłem kamień, wysłałem do szpitala cegłę
Jestem tak zły, że sprawiłem iż lek zachorował"
Foreman po latach sam przyznał, że Ali zaskoczył go tym wystąpieniem. Ale chyba jeszcze bardziej zaskoczył go na ringu. Wszyscy spodziewali się tańczącego Alego, szybkiego, otwartego.
- Oglądałem wtedy tę walkę w bloku studenckim na Jelonkach. Muszę przyznać, że trochę mnie rozczarowała. Ali wbrew zaleceniom swojego trenera Angelo Dundeego przyjął taktykę nazwaną przez niego rope-and-dope - mówi Andrzej Kostyra, autor książki "Walki stulecia".
Ali opierał się na linach, dał przeciwnikowi się wyszaleć, zmęczyć. Trzeba pamiętać, że Ali miał 32 lata i był 7 lat starszy. Ale był też w innym momencie kariery. O ile Ali w walkach z Frazierem czy Kenem Nortonem męczył się bardzo, o tyle Foreman po prostu zmiótł ich z powierzchni, obaj musieli uznać jego wyższość w 2. rundzie. Ali, szybki i techniczny, Foreman z ciosem, który mógł urwać głowę. Stąd pomysł Alego. Foreman zarzucał rywala ciosami, ale nie było z tego punktów. To była walka na wykończenie, może nie widowisko wszech czasów, ale taktyczna rewolucja.
W pewnym momencie wydawało się, że Foreman dominuje, jest lepszy, wizualnie wyglądał lepiej. Ale to były pozory. - Myślałem, że będzie tylko kolejnym gościem, którego znokautuję. Ale gdy w siódmej rundzie trafiłem go w szczękę, objął mnie i zapytał: "To wszystko na co cię stać, George?". Wtedy zrozumiałem, że nie będzie tak jak sobie wyobrażałem - opowiadał Foreman.
Ali wygrał ku radości publiczności, która skandowała "Ali Bomaye", czyli "Ali, zabij go". - Ale też trzeba pamiętać, że walka stała się największym telewizyjnym wydarzeniem swoich czasów, zgromadziła miliardową publicznością, to było przełomowe wydarzenie dla sportu - mówi Kostyra. Przy tym ok. 50 milionów osób oglądało walkę w systemie pay-per-view. Przyniosła ona aż 100 milionów dolarów zysku, stając się wydarzeniem, jakiego nigdy wcześniej nie oglądano. Ali był więc człowiekiem przełomów, zmieniał sport w wielu wymiarach.
Dopełnieniem wielkiej trylogii była walka na Filipinach. Ali znowu starł się z Frazierem w słynnej "Thrilla In Manilla". - To była nieprawdopodobna walka. W hali przykrytej blaszanym dachem, z dodatkową temperaturą bijącą od oświetlenia ta walka stała się niemalże starciem w piekle - mówi Kostyra. Ali wygrał, wydostał się z piekła, został bogiem.
Wracając do walki w Kinszasie, Ali wbrew okrzykom publiczności nie zabił Foremana, jedynie go znkoautował. Wręcz odwrotnie. Ci dwaj zostali wielkimi przyjaciółmi. Gdy w 1996 wychodzili na scenę na gali wręczenia Oscarów w związku z filmem "Kiedy byliśmy królami", Foreman prowadził Alego. Mistrz cierpiał już wtedy na zaawansowaną chorobę Parkinsona.
Andrzej Kostyra: - Pytano go o to, mówił, że nie żałuje, że astronauci ryzykują życie, by dokonać czegoś wielkiego, on też podjął ryzyko.
George Foreman w 2003 roku: "Jest najwspanialszym człowiekiem, jakiego znam. Nie największym bokserem, to dla niego zbyt mało. On ma dar. Nie jest ładny, jest piękny, Muhammad Ali jest tym wszystkim, czym powinna być Ameryka".
ZOBACZ Mike Tyson: Nie miałbym szans z Alim
[url=/boks/717983/piotr-jagiello-anthony-joshua-to-muhammad-ali-naszych-czasow-zjawisko-i-popkultu]
ZOBACZ Piotr Jagiełło: Joshua to Ali naszych czasów
[/url]Sprawdź też naszą serię #DzialoSieWSporcie