Na początku warto odnotować absencję Artura "Nerchio" Blocha. Okazuje się, że lider naszego zespołu w ostatnich latach, nie weźmie już udziału w tej edycji NW. "Nerchio", wiedząc, że nie będzie miał możliwości wyjechać na ścisłe finały, zrezygnował w tym roku ze startu.
Mecz z Ukrainą zakończyliśmy pewnym zwycięstwem 4:2 ale pojedynki z ich liderem, zergiem "Bly", wcale nie były łatwe. Właśnie on rozpoczął od pokonania naszego najlepszego terrana Piotra "Soula" Walukiewicza. Mecz był bardzo wyrównany i skończył się tzw. "basetradem". Nasz zawodnik, będąc atakowany w kilku swoich bazach, zamiast ratować je, postanowił zniszczyć budynki rywala. Miał na to duże szanse dzięki większej armii. Niestety, pojawiające się nowe jednostki rywala wystarczyły do okaleczenia trzonu sił "Soula" na tyle mocno, że obrana taktyka nie powiodła się. Rozpoczęliśmy zatem od wyniku 0:1 dla Ukrainy.
Jako drugi w szranki stanął protoss, Grzegorz "Mana" Komincz. Pomimo tego, że jego najsłabszy "matchup" to właśnie przeciwko rasie zergów, potrafił spokojną pozycyjną grą zbudować wystarczającą przewagę do pokonania lidera oponentów.
"Zwycięzca gra dalej" - zgodnie z tą zasadą "Mana" gładko wygrał z dwoma kolejnymi rywalami i wyprowadził nas na prowadzenie 3:1. Tu musiał jednak znowu zmierzyć się z zergiem "Bly", który wystąpił jako tzw. joker. Gra była wyrównana aż do chwili, gdy Grzegorz przeszacował swoje siły i stracił większość armii w nieudanym ataku na jedną z baz rywala. Tym samym zrobiło się nieco nerwowo. Wynik 3:2, w połączeniu z informacją, że nasz kapitan i lider Mikołaj "Elazer" Ogonowski walczy z gorączką, nie napawały optymizmem. Sam "Elazer" jednak rozwiał wszelkie wątpliwości, pewnie pokonując kapitana Ukrainy, kończąc serię i ustalając wynik na 4:2.
W wyniku awarii serwera następny nasz pojedynek został przełożony na kolejny dzień. Będziemy w nim walczyć o pierwsze miejsce w grupie z Finami, nazywanymi czasami drużyną "Serrala". Przypomnijmy, że format rozgrywek premiuje zespoły zbudowane wokół jednego, silnego zawodnika. Właśnie dlatego faworyt całej imprezy, drużyna Korei, awansowała dopiero z drugiego miejsca w swojej grupie. Jej katem, który wygrał 4 kolejne mecze, zaliczając tzw. "all-killa", był kapitan Meksyku, terran "Special".
Można się zastanawiać, czy warto wygrać z Finami i trafić na Koreę Południową, czy też z drugiego miejsca potykać się z zespołem jednego gracza, Meksykiem. Najważniejszy jednak jest sam awans. Historia już niejednokrotnie pokazała, że próby "ustawiania się" w drabince kończyły się całkowitym wyeliminowaniem.
ZOBACZ WIDEO Cosplay sposobem na życie. "Przyjemna praca i przyjemne hobby"