Aleksander Szlachetko: Esport i sport to zupełnie dwa różne światy

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / ESL / Na zdjęciu: Aleksander Szlachetko
Materiały prasowe / ESL / Na zdjęciu: Aleksander Szlachetko
zdjęcie autora artykułu

- Spotykamy się z takimi opiniami - i wcale nie chodzi już tutaj nawet o złośliwość - że esport ma zastąpić tradycyjny sport. To jest błędne rozumienie - mówi WP SportoweFakty Aleksander Szlachetko, dyrektor ESL.

W tym artykule dowiesz się o:

Bartosz Zimkowski, WP SportoweFakty: Esport rozwija się tak dynamicznie, że rynek pracy nie nadąża za nim. Rozwiązaniem mogą być klasy esportowe, które coraz częściej powstają w polskich szkołach? Czego sobie pan po nich obiecuje? 

Aleksander Szlachetko, Dyrektor Zarządzający ESL Polska: Na razie nie mówimy o olbrzymim nurcie, który kształciłby tysiące absolwentów, ale wydaje mi się, że jest to bardzo dobry sygnał. Nauczyciele i uczniowie dostrzegają zmiany na rynku. Klasy esportowe należałoby traktować jako narybek dla drużyn esportowych. Trzeba jednak zauważyć, że takie lekcje to nie tylko granie, ale także nauka programowania, a w kilku szkołach widziałem tworzenie grafik 3D czy też samych gier.

Na dobrą sprawę, jeśli patrzymy na rynek esportowy i gier komputerowych, jest on wart miliardy dolarów, a sam rynek esportowy to miliard dolarów. To są olbrzymie rynki pracy i już nie chodzi o samych esportowców, ale także wszystkich innych, którzy pracują przy turniejach. Niestety, dzisiaj jest problem z ludźmi do pracy, ponieważ brakuje specjalistów. Dlatego klasy esportowe są dobrym pomysłem.

Gdyby ten wywiad czytał uczeń, który zastanawiałby się, w jakim kierunku kształcić się, to co by pan polecił? 

Tak naprawdę w każdej dziedzinie brakuje osób. Są np. graficy 3D, ale nie ma takich osób, które mają doświadczenie w projektowaniu sceny esportowej. Są operatorzy kamer, ale nie mają specjalizacji esportowej. I tak można byłoby wymieniać. Budujemy własny know-how i pozyskujemy z rynku specjalistów, którzy są prawie gotowi. Sami ich uczymy specyfiki tej branży. Dlatego nie zakładam, że klasy esportowe, przy braku odpowiedniego programu nauczania, mogłyby wytworzyć kompletnego, gotowego pracownika. Ale to, co jest godne pochwały, to zwiększanie świadomości samej dziedziny rozrywki. To sprawia, że ludzie zaczynają rozumieć to wszystko.

Esportowcy, którzy kończą karierę, często zostają w branży. 

To prawda, zaczynają pracować w innych gałęziach esportu. Jest dużo takich przypadków, że są trenerami bądź prowadzą drużyny. Wynika to z tego, że na przestrzeni ostatnich lat organizacje mocno się profesjonalizują i w coraz większym stopniu zaczynają przypominać te ze świata sportowego. Dobrym przykładem jest tutaj drużyna AGO, która jest zarządzona przez osoby, które prowadziły tak wielki klub jak Legia Warszawa: Bogusława Leśnodorskiego, Jakuba Szumielewicza i Macieja Wandzela. Tam są już wprost wprowadzane narzędzia z piłki nożnej.

I dlatego gracze dbają o siebie także poza komputerem.

Zgadza się. Zwróćmy uwagę, że kluby esportowe coraz częściej zatrudniają terapeutów, trenerów personalnych, psychologów, dietetyków. Esportowcy ćwiczą fizycznie na bieżni, żeby utrzymać ciało w dobrej kondycji. Trzeba sobie zdać sprawę, że praca esportowca jest trudna. To ludzie, którzy bardzo dużo latają po świecie, muszą walczyć z jetlagiem i wytrzymać kilkudniowy turniej. Muszą mieć dobrą kondycję fizyczną.

I wytrzymać też olbrzymią presję. Chętnych na ich miejsce nie brakuje. 

Presja jest rzeczywiście spora, ponieważ w ostatnich latach nagrody za turnieje poszybowały mocno w górę. Widowiskowość i atrakcyjność esportu przekonuje wielu sponsorów, co z kolei napędza pulę nagród. Sama rywalizacja jest naprawdę bardzo intensywna i posiada bardzo duży element zmienności dla widzów. W ciągu minuty można wszystko zyskać lub stracić. To powoduje, że mecze są bardzo interesujące od początku do końca. Pamiętajmy też, że mówimy o ludziach młodych, którzy po roku od rozpoczęcia kariery trafiają na arenę, gdzie są dziesiątki tysięcy fanów i muszą zagrać.

Często też rodzice niechętnie patrzą na to, że ich dziecko chce zostać esportowcem. Woleliby widzieć je w książkach niż przed komputerem.

Spójrzmy na to inaczej. Jest wiele zawodów, które w młodym wieku każą wybierać: sportowcy, esportowcy czy aktorzy - na samej górze zarabia się bardzo duże pieniądze, ale "dół" dostaje już dużo mniej, albo w ogóle. Tak jest chociażby w piłce nożnej. Mamy mnóstwo orlików i dzieciaków grających w piłkę, ale Lewandowski jest jeden. Esport nie jest inny pod tym względem. Trzeba odpowiedzialnie podejmować decyzje i pamiętać, żeby nie była to jedyna aktywność. Nie radzę nikomu, żeby rzucał naukę i oddawał się w wir esportu.

Popularność esportu bierze się też z tego, że są coraz poważniejsze plany wprowadzenia go na igrzyska olimpijskie. Jest pan za?

Część osób myślało, że turniej rozgrywany w trakcie Pjongczangu na zimowych igrzyskach jest to turniej olimpijski. Ale to nieprawda. Myślę, że pojawienie się esportu pomogłoby samym igrzyskom, ponieważ ich grupa docelowa starzeje się. Esport ma młodą widownię i także skorzystałby na tym, ale esport poradzi sobie bez igrzysk. Przez dłuższy czas był niezauważalny przez duże organizacje, rządy, ale przez media doszedł teraz do punktu, że sporo się o nim mówi. Wytyka się błędy, ale to jest normalne. Niezależnie od tego, esport nadal się rozwija i będzie się rozwijał. Igrzyska na pewno by pomogły, lecz i bez nich poradzi sobie.

Mam wrażenie, że w społeczeństwie wciąż jest zbyt duże niezrozumienie, czym jest esport.

Dlatego lepiej byłoby dla igrzysk i esportu, żeby stało się to troszkę później, kiedy świadomość będzie większa.

Wystarczy poczytać opinie przeciwników esportu. Jednym z koronnych argumentów jest to, że wirtualny sport miałby zastąpić ten tradycyjny.

Spotykamy się z takimi opiniami - i wcale nie chodzi już tutaj nawet o złośliwość - że esport ma zastąpić tradycyjny sport. Esport został tak nazwany, bo on ma wszystkie znamiona sportu: rywalizacja, współzawodnictwo, drużyna, turnieje, ligi, nagrody itd. Ale ta nazwa nie została wymyślona po to, żeby powiedzieć: "To jest nowy rodzaj sportu. W przyszłości ludzie nie będą biegać, nie będą grać w piłkę tylko będą grać na komputerach". Nikt nigdy nie miał takiego punktu widzenia.

To skąd tak duże niezrozumienie esportu?

Pojawienie się gier komputerowych stało się bardzo atrakcyjne dla nas samych z powodu interakcji. Nie jesteśmy pasywnym odbiorcą, ale mamy fabułę i ja decyduję o przebiegu akcji. To był jeden z powodów, dla których zaczęto grać. Później był na przykład rozwój technologi, który sprawił, że gry stały się doskonale imitującymi rzeczywistość. Kolejnym krokiem był internet, dzięki któremu możemy rywalizować w dowolnym momencie i miejscu z ludźmi z całego świata. To wytworzyło element współzawodnictwa, a ludzie kochają rywalizować. Lubimy też popatrzeć, jak inni konkurują. To jest podstawa, która pozwoliła rozwinąć się esportowi. Esport i sport to zupełnie dwa różne światy, które będą rozwijały się niezależnie.

ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Wielicki: Zachowanie Denisa Urubko mnie zaskoczyło. Wszyscy mieli do niego pretensje

Źródło artykułu: