Kiedyś konflikty, dziś nauczyciel futbolu. Tak zmienił się Paulo Sousa

Jako piłkarz potrafił wchodzić w konflikty i nie bał się wygłaszać mocnych opinii. Jako trener Paulo Sousa jawi się jako nauczyciel futbolu i mówca, chcący przekazać wszystkim swoją wiedzę. I już dokonał rzadkiej sztuki.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Paulo Sousa PAP/EPA / Na zdjęciu: Paulo Sousa
Dziennikarze z Włoch i Francji przekonywali nas od początku: nie wiemy, jakie osiągnie wyniki z reprezentacją Polski, ale na konferencjach prasowych zobaczycie erudytę i merytorycznego szkoleniowca, który będzie z wielką pasją tłumaczył niuanse futbolu. Bardzo szybko okazało się, że mieli rację.

Choć na godziny przed pierwszym meczem Biało-Czerwonych na Euro 2020 wciąż nie ma jakiejkolwiek pewności, czy Paulo Sousa poprowadzi drużynę do sukcesu, na pewno już zmienił podejście kibiców i dziennikarzy do konferencji prasowych.

Cierpliwie, długo, ale nie nudno

Ostatnie lata przyzwyczaiły wszystkich, że konferencje prasowe trenera reprezentacji Polski to zło konieczne. Nie wyciągaliśmy z nich wartościowych informacji, brakowało w nich merytoryki. Adam Nawałka przyjął strategię, by bardzo ciekawie opowiadać o futbolu i tłumaczyć swoje decyzje w indywidualnych rozmowach, a na konferencjach wypowiadać utarte formułki.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z mistrzostw". Jak daleko zajdą Polacy na Euro 2020? "To jest naszym obowiązkiem"

Co gorsze - konferencje bywały też przyczyną niepotrzebnych problemów czy konfliktów, tak jak za kadencji Jerzego Brzęczka, który publicznie strofował swoich zawodników, m.in. Piotra Zielińskiego czy nawet Roberta Lewandowskiego. Z kolei rozmowy z mediami Franciszka Smudy najlepiej przemilczeć.

Jak słusznie zauważył niedawno dziennikarz Newonce Sport Michał Trela, Sousa pokazał nam, że konferencje prasowe nie muszą ograniczać się do dwu-, trzyzdaniowych odpowiedzi zmęczonych szkoleniowców, widzących w dziennikarzach stado hien wyczekujących jakichkolwiek potknięć i kontrowersji. I nawet jeśli na Euro 2020 poniesie klęskę, już podniósł poziom zrozumienia futbolu.

Od swojej pierwszej konferencji prasowej w roli selekcjonera Paulo Sousa na każde, nawet najmniej skomplikowane pytanie stara się odpowiadać szeroko, dogłębnie, próbując wytłumaczyć genezę swoich decyzji. Na kilometr czuć wielkie zamiłowanie do taktyki i próbę, być może nieświadomą, wzorowania się na Antonio Conte.

Otóż co takiego zrobił słynny włoski szkoleniowiec, były kolega Sousy z szatni Juventusu? Gdy objął posadę selekcjonera reprezentacji Włoch w 2014 roku,  zorganizował dwugodzinne spotkanie z dziennikarzami, podczas którego prezentował im swój sposób pracy i podejście do taktyki. Tłumaczył niuanse i zawiłości, odpowiadając na każde pytanie. Wiedział, że jeśli dziennikarze będą wiedzieli, o co mu chodzi, obejdzie się bez niepotrzebnych starć na konferencjach.

Kultura, inteligencja, cierpliwość i chęć przekazania wiedzy. Słuchając wypowiedzi selekcjonera, Zbigniew Boniek na pewno nie obawia się o jedno - że Sousa wywoła na konferencji pożar, który zaraz trzeba będzie gasić. A przecież nie zawsze tak było, w karierze Portugalczyka nie brakuje ognia, który sam rozpalał.

"Poczułem się jak rupieć"

Lato 1993 roku było w Portugalii gorące jeszcze bardziej niż zazwyczaj. To właśnie wtedy w Lizbonie wybuchła bomba - Paulo Sousa i Antonio Pacheco postanowili nagle rozwiązać kontrakty z Benficą i przenieść do Sportingu. To był temat, którym cały kraj żył tygodniami. Obaj piłkarze mieli dość rządów prezydenta Jorge de Brito i postanowili odpłacić się w najbardziej bezlitosny sposób.

Sousa został okrzyknięty zdrajcą przez kibiców z Estadio da Luz, zresztą w czerwonej części Lizbony opinia o nim nie zmieniła się do dziś. Jak później tłumaczył swoją decyzję? Był wściekły na władze klubu, ponieważ te bez jego wiedzy odrzuciły ofertę Juventusu. - Traktowali mnie jak psa, nie pytali o zdanie, tylko kazali wykonywać polecenia - grzmiał obecny selekcjoner Biało-Czerwonych.

Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Sousa w końcu trafił do Juve i to już rok później. W Turynie witali go jak zbawcę, który poprowadzi Starą Damę do wyczekiwanego mistrzostwa Włoch. I tak też się stało już w pierwszym sezonie, a w drugim Portugalczyk miał wkład w wygranie rozgrywek Ligi Mistrzów.

Nie był on jednak tak duży, jak zakładał. Trener Marcelo Lippi, który przez wiele miesięcy stawiał na Sousę, nagle posadził go na ławce. Szkoleniowiec twierdził, że to przez wracające problemy piłkarza z kolanami, jednak zawodnik miał inne zdanie. Publicznie zaatakował Lippiego: - To niewdzięczność. Grałem nawet z kontuzją, gdy byłem potrzebny.

Kilka miesięcy później Lippi rezygnuje z Portugalczyka, bo musi w środkowej linii znaleźć miejsce dla przybywającego z Francji Zinedine'a Zidane'a. Oficjalnie jednak Juve oddało zawodnika do Borussii Dortmund z powodu stanu jego kolan. Na to Sousa też nie pozostał dłużny: - Poczułem się jak rupieć. To była zdrada.

Konflikt nie za wszelką cenę

Dziś, słuchając wypowiedzi Sousy na konferencjach prasowych, a także wypowiedzi piłkarzy, którzy pod niebiosa wychwalają atmosferę panującą podczas obozu przygotowawczego przed Euro 2020, trudno uwierzyć w konflikty i skandale, które towarzyszyły mu w czasie jego piłkarskiej kariery.

Choć swoich wartości i metod potrafił ostro bronić już jako szkoleniowiec - spięć z piłkarzami i prezesami nie brakowało podczas pracy na Wyspach Brytyjskich (Swansea) czy we Francji, gdzie wszedł w konflikt z prezesem Girondins Bordeaux. Widząc go w roli selekcjonera kadry trudno to sobie wyobrazić, jednak wszystko zmienić mogą mistrzostwa Europy. Złe wyniki znów mogą rozpalić pożar.

Bo nie można zapominać o najważniejszym celu selekcjonera i przyczynie jego pojawienia się w Polsce. Edukacja i próby tłumaczenia piłki to jednak sprawy poboczne, numerem jeden jest dobra i skuteczna gra reprezentacji.

Media piszą o transferze Lewandowskiego--->>>

Domenech: Lewandowski nie ma na to szans--->>>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×