Polska została podzielona. Wprowadzono "zielone", "żółte" i "czerwone" powiaty. W rejonach oznaczonych na czerwono (największy przyrost zakażeń) od soboty obowiązywać będzie zakaz działalności klubów fitness i siłowni. Dotyczy to takich powiatów jak ostrzeszowski, nowosądecki, Nowy Sącz, wieluński, pszczyński, Ruda Śląska, rybnicki, Rybnik i wodzisławski.
Właściciele siłowni i klubów fitness z tych regionów stanęli pod ścianą. Jak czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez Polską Federację Fitness (PFF) na Facebooku, o nałożeniu ponownego zakazu prowadzenia działalności (pierwszy wdrożono 13 marca) dowiedzieli się "bez konsultacji, bez rozmów, bez planu, bez rozwiązań, bez tarcz, bez wsparcia".
PFF nie zamierza udawać, że nic się nie dzieje. - Wysłaliśmy w tej sprawie pisma do ministerstw z prośbą o argumentację. Uważamy, że decyzja jest zdecydowanie krzywdząca i - delikatnie mówiąc - niezrozumiała - mówi nam Tomasz Gać, właściciel dużego warszawskiego klubu TI Fitness i członek zarządu Polskiej Federacji Fitness.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandaliczne zachowanie koszykarza! Potraktował rywala brutalnie
- Mamy oficjalne dane z Głównego Inspektoratu Sanitarnego, które mówią o tym, że od początku otwarcia klubów fitness po przerwie związanej z pandemią (6 czerwca) nie zanotowano w nich żadnego przypadku zakażenia. W tym samym czasie w wielu innych branżach odnotowano całą masę zakażeń. Te branże pozostają otwarte, a naszą ponownie się zamyka. Sam sposób i brak komunikacji jest dla nas nie do przyjęcia - dodaje.
Oznaczenia powiatów mają być aktualizowane co dwa dni. - Także po prostu ludzie z branży będą siedzieli z drżącymi rękoma i w ten sposób będą czekać, czy za dwa dni ich zamkną, czy kogokolwiek innego - zaznacza Gać.
Członek zarządu PFF przypomina też słowa minister rozwoju Jadwigi Emilewicz, która powiedziała w "Kwadransie Politycznym" TVP1, iż "nie będzie kolejnych programów wsparcia dla firm poszkodowanych w czasie kryzysu". Wyraźnie podkreśla również, że nie było żadnych konsultacji z branżą fitness.
- Nikt nie próbował wypracować jakiegoś kompromisu, a - jak mówił rzecznik ministerstwa zdrowia - z branżą weselną było to ustalane. Zredukowano im liczbę możliwych gości na przyjęciach i nadal można je organizować. U nas natomiast postawiono szlaban i zamknięto kluby - przyznaje Tomasz Gać.
"To dla wielu wyrok śmierci"
Nasz rozmówca nie ukrywa, że bardzo dobrze udało się wypracować reżim sanitarny obowiązujący w branży fitness. - Kluby podeszły do tego odpowiedzialnie, podobnie jak i pracownicy. Efektem tego była zerowa liczba zakażeń. Pomimo tego jesteśmy ponownie ukarani takimi decyzjami. Na to naszej zgody nie ma - podkreśla.
PFF jest otwarta na zwiększenie obostrzeń. Chce o tym rozmawiać. - Mamy przygotowane rozwiązania, które możemy przedyskutować. Są przeliczniki metrowe. Dystans można zwiększyć. Nasza branża przez ostatnie dwa miesiące funkcjonowała na 30-40 proc. obrotów. Tylko tyle ludzi wróciło do klubów w związku z tym, że się boją, a także tym, że mamy okres wakacyjny. On zawsze jest w tej branży o wiele słabszy - zdradza.
- Kolejne zamknięcie branży, która nie działała przez trzy miesiące, to dla wielu wyrok śmierci. Ponownie się po tym nie podniosą - alarmuje członek Polskiej Federacji Fitness.
Na razie PFF nie dostała sygnału, że ktoś z osób decyzyjnych chce dyskutować na temat wprowadzanych zmian. - Do godziny 10 w piątek był czas, żeby wysyłać uwagi i komentarze do proponowanych obostrzeń. My oczywiście wysłaliśmy pismo z argumentacją i poparciem badaniami. Wskazaliśmy na to, że działalność klubów fitness buduje odporność, która w czasie pandemii jest kluczowa i ma ogromne znaczenie dla zdrowia - informuje Gać.
W sobotę organizacja będzie mówić o tym problemie na konferencji prasowej. Chce, by został on jak najlepiej zrozumiany i nagłośniony. - Liczymy, że te działania poskutkują tym, że ktoś podejmie z nami dialog i da nam szansę na wypracowanie innych rozwiązań niż te, które zaproponowano - zaznacza.
- Dwumiesięczne doświadczenie po otwarciu klubów w Polsce i trzymiesięczne z Europy, bo też takie mamy z innych federacji, jasno stwierdza, że branża fitness nie jest branżą o podniesionym ryzyku. Do takiej nas mylnie zakwalifikowano. Są to twarde dane statystyczne, których nie można lekceważyć. Drugą sprawą jest to, że mamy znacznie wyższy priorytet niż branża rozrywkowa. Budujemy zdrowie. Chcemy, by to wyraźnie wybrzmiało i trafiło do osób decyzyjnych - podsumowuje Tomasz Gać, przedstawiciel Polskiej Federacji Fitness.
Czytaj także:
- Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa w SSC Napoli przed meczem w Barcelonie
- Gareth Bale znów podpadł. Odmówił występu w meczu i wybrał... grę w golfa