Donald Trump kontra sportowcy. Żaden prezydent nie miał tylu wrogów co on

PAP/EPA / CHRIS KLEPONIS POOL / Na zdjęciu: Donald Trump
PAP/EPA / CHRIS KLEPONIS POOL / Na zdjęciu: Donald Trump

W USA sportowcy robią to, czego do tej pory zwykle unikali - angażują się w polityczne spory. Przekonują jednak, że sytuacja jest wyjątkowa. Prezydent USA stracił cierpliwość i zaognił sytuację.

Fala protestów amerykańskich sportowców przeciwko nowemu prezydentowi jest zaskoczeniem. Przeciwnicy Donalda Trumpa mają powód, żeby pokazać publiczności, jak nie lubią gospodarza Białego Domu. Wszyscy wskazują, że protest zaczął się rok temu, jednak to nie do końca jest prawda.

Dostało się też Clinton

Gdzieś zatracił się oryginalny przekaż Colina Kaepernicka. O zawodniku NFL zrobiło się głośno w zeszłym roku, ponieważ nie stał prosto podczas hymnu, ale klękał na kolano. Wszystko - jak tłumaczył - w proteście przeciwko brutalnemu zachowaniu policji względem czarnoskórych Amerykanów, co miało wynikać z rasistowskich uprzedzeń.

Sportowiec zapoczątkował to, co obecnie dzieje się w USA. Manifesty przeciwko Trumpowi pojawiają się wielu wydarzeniach sportowych. Wszyscy wskazują na Kaepernicka jako prekursora takich zachowań. Futbolista nigdy jednak nie protestował przeciwko Trumpowi, tak samo dostawało się Hilary Clinton, kandydatce demokratów w ostatnich wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Sportowiec miał przekaz, z którym można było się nie zgadzać, ale przynajmniej był w miarę jasny.

Przeciwko czemu protestują sportowcy obecnie? Trudno dokładnie powiedzieć, bo łączy ich ogólna niechęć do Trumpa i nic więcej. Jedni wspominają o solidarności, drudzy o protestach przeciwko rasizmowi, trzeci przeciwko zagrożonej wolności w związku z wyborem nowego prezydenta, itd. Lista jest długa i dowolna. Amerykańscy dziennikarze zwracają uwagę, że idea protestów Kaepernicka została wypaczona, a zawodnicy (a dokładnie - właściciele NFL) bez głębszego zastanowienia robią to, nad czym tak ubolewają - upolityczniają sport.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Małysz już zapomniał o rajdach? Nic bardziej mylnego
[color=#000000]

[/color]

- Normalnie sportowcy by poprotestowali i na tym by się zakończyło. Szefowie klubów w swojej zawziętości poszli jednak krok dalej i wytoczyli walec jadący w kierunku prezydenta, wyraźnie idąc w kierunku podsycania protestów. Trump niestety zareagował i oto mamy polityczne protesty, jakich nie było od dziesięcioleci. Właściciele klubów starali się zawsze stać po środku i nie angażować tak jasno po jednej ze stron, teraz jednak się to zmieniło - napisał amerykański felietonista sportowy, Mike Tranier, na bleacherreport.com.

Prezydent USA, znany ze swojej medialnej aktywności, m.in. skrytykował Stephena Curry'ego, koszykarza mistrzów NBA - Golden State Warriors. Po zakończonych rozgrywkach najlepsza drużyna składała wizytę w Białym Domu. Od początku było wiadomo, że może nie dojść do spotkania, o czym publicznie jeszcze na początku września mówił m.in. Curry. Kilka dni później cierpliwość się skończyła i uznał, że czas lekceważenia się skończył. Po kolejnych słowach koszykarza NBA (Curry pisał, że ciągle się waha w sprawie wizyty u prezydenta) zamieścił wpis na Twitterze i wycofał zaproszenie. Wcześniej Trump na początku września skrytykował zawodników NFL, którzy bojkotowali amerykański hymn. - Każdy, kto tak robi, powinien stracić pracę - mówił.

Zaczęło się w NBA

W NBA bojkot pieśni narodowej jest teoretycznie niemożliwy, ale takie podejście ma już swoją historię. Zaczęło się w 1996 roku, kiedy Mahmoud Abdul-Rauf (znany wcześniej jako Chris Jackson) nie wstawał z ławki podczas odgrywania hymnu. Amerykański koszykarz Denver Nuggets po przejściu na islam stwierdził, że USA i flaga z gwiazdami symbolizują międzynarodowy terror, więc on ze względu na swoją religię nie ma zamiaru oddawać hołdu swojemu krajowi. Zawodnik został zawieszony na jeden mecz, po czym wypracowano kompromis. Podczas wykonywania hymnu stał, jednak mógł mieć zamknięte oczy i opuszczoną głowę.

Adam Silver, obecny komisarz NBA, przypomniał zawodnikom, że - zgodnie z obowiązującym porozumieniem między klubami i władzami ligi - koszykarze mają zachowywać się "godnie" podczas wykonywania narodowej pieśni. Nie wiadomo jednak, jak liga (NBA startuje 20 października) zareaguje na protesty, których pewnie nie zabraknie. Inny jest również nastrój niż w 1996 roku. To już nie jest pojedynczy przypadek Abdul-Raufa.

Hymn bojkotowali nie tylko gracze NFL, ale także koszykarki WNBA i zawodnicy MLB. Trump nie pozostawał dłużny i wytykał sportowcom, że jeśli im się nie podoba USA, niech sobie znajdą inny kraj. Żaden prezydent w przeszłości nie wzbudza takiej niechęci. Gregg Popovich, trener koszykarzy San Antonio Spurs, słynie z dość flegmatycznego podejścia do życia. Ożywia się, kiedy ma skomentować poczynania prezydenta USA. Zamienia się wtedy w gorliwego oskarżyciela i wytyka Trumpowi wszystko, co się da. - Przez niego nasz kraj jest pośmiewiskiem na świecie. Reprezentuje wszystko, co najgorsze, a pół kraju miało to gdzieś - to tylko przykład słów, jakie padają z ust trenera zespołu NBA.

Sytuacja się rozwija. Podczas meczu rozgrywanego w Londynie, w czasie odgrywania hymnu USA, klęczało 25 zawodników obu drużyn - Jacksonville Jaguars i Baltimore Ravens. Trump mówił: - Czy nie marzycie o tym, żeby zobaczyć właściciela mówiącego do zawodnika bezczeszczącego flagę "zabierał tego gnojka z boiska, jest zwolniony". - To naprawdę smutne, gdy twój prezydent jest dupkiem - mówił LeSean McCoy, zawodnik Bufallo Bills.

Michael Jordan, choć nie jest zwolennikiem Trumpa, wzywał do uspokojenia nastrojów i odejścia od politycznych deklaracji, jednak mało kto go słucha. LeBron James (gwiazdor NBA) nazwał prezydenta "próżniakiem, który dzieli społeczeństwo". Są i tacy, którzy w świecie sportu lubią nowego szefa Białego Domu, chociażby szefowie Nascar. Ci jednak są w mniejszości.

Komentarze (2)
avatar
yes
30.09.2017
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
"Żaden prezydent nie miał tylu wrogów co on" - kilku miało "konkretnych".
Znalazłem w innym miejscu: "Byli to Abraham Lincoln, James A. Gar­fiel­d, William McKinley i John F. Kennedy. Do­dat­ko
Czytaj całość