Absolwent Harvardu, niedoszły samobójca, zapaśnik i awanturnik. Oto Polacy w NFL

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Kicker to psychopata. Przed meczem nikt nie gada z kickerem - mówił Ryszard Szaro, zawodnik New Orleans Saints. Ciekawe, że do tej pory w lidze futbolu amerykańskiego, NFL, grało 4 Polaków. Trzech z nich występowało na pozycji kickera.

1
/ 5

Jest to jedno z największych wydarzeń sportowego świata, a z pewnością jest największym "show". Finał ligi NFL w Houston pomiędzy New England Patriots a Atlanta Falcons przyciągnie przed telewizory setki milionów widzów na całym świecie. Jakiś wkład w rozwój ligi mieli też polscy zawodnicy. Nie jest to może wkład znaczący, ale trzeba przyznać, że jeśli Polacy już pojawiali się w lidze, zwykle byli ludźmi charakterystycznymi i kontrowersyjnymi.

- Do USA pojechaliśmy za chlebem, był 1962 rok. Ja wtedy już zacząłem gimnazjum w Rzeszowie. Zostawiliśmy wszystko. Płynęliśmy ostatnim rejsem Batorego do Montrealu. W Nowym Jorku wszystko było oblodzone i nie przyjmowali statków. Z pokładu widzieliśmy rosyjskie statki, które płynęły wtedy na Kubę - tak się zaczyna polska historia NFL. Od opowieści niezwykłego Ryszarda Szaro, o którego względy zabiegał sam Robert Kennedy, senator i brat legendarnego prezydenta USA.

2
/ 5
Ryszard Szaro
Ryszard Szaro

"Nigdy nie miałem menedżera. Jak masz taki hajs, jak dzisiaj mają kopacze, to potrzebujesz. My nie mieliśmy takiego problemu, przerypało się całą forsę. Nie możesz mieć ciastka i zjeść ciastka. Jesteś sknera, a życie mija. Na starość wydam? Moja filozofia była taka: pierwsze 22 lata to szkoła, nauka. Później chałupa, później jeszcze rodzina… ale w przedziale od trzydziestu kilku do pięćdziesięciu lat albo inwestujesz, albo tracisz. Ja potraciłem. Jak bym miał więcej, to więcej bym potracił. Proste. Zawsze byłem w długach".

Człowiek, który wypowiedział te słowa, Ryszard Szaro, był pionierem, pierwszym Polakiem w lidze NFL. Niezwykle inteligentny, zadawał kłam stereotypom o sportowcach.

Szaro był kopaczem klubu New Orleans Saints i absolwentem ekonomii na Harvardzie. Pochodził z Rzeszowa. Do Stanów Zjednoczonych pojechał jako 14-letni chłopiec w 1962 roku. Wkrótce stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych nastolatków w Stanach Zjednoczonych. Jako że pobijał rekordy w różnych dyscyplinach sportu, szybko dostrzegli go łowcy talentów z najlepszych uniwersytetów w kraju.

Tak pisał o nim Dick Joyce z "New York World Telegram" w 1965 roku: - Richie Szaro, który wyrobił sobie markę, kopiąc nogą dla St. Francis College, teraz oprócz nogi używa ramienia. A ludzie nie wierzą własnym oczom. 17-letni uczeń drugiego roku, który przyjechał do naszego kraju dwa lata temu, pomógł wygrać St. Francis Ligę Wyższych Szkół Katolickich dzięki swoim bombowym i dokładnym kopnięciom".

ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: moje życie pokazuje, że niemożliwe nie istnieje

Szaro dostał dziesiątki ofert najlepszych amerykańskich uniwersytetów. Trzymał zresztą wszystkie w domu, żeby pokazać tym niedowierzającym. A faktycznie czasem aż trudno było uwierzyć.

Wśród ofert były najwybitniejsze uczelnie USA. Princeton, Darmouth, Cornell, Notre Dame czy Wyższa Szkoła Lotnicza w Colorado. Z całej Ameryki. Indiana, Nashville, Pittsburgh, Kościuszko, Nowy Jork. Ryszard wybrał Harvard.

- Studiowałem ekonomię i grałem w futbol w Ivy League (Liga ośmiu najbardziej elitarnych uniwersytetów w USA, m.in. Harvard, Yale, Pensylwania, Columbia, Cornell, Brown University, Darmouth, Princeton). Ojciec zarabiał wtedy 5 tysięcy "papieru" rocznie i tyle samo kosztował Harvard - opowiadał Polak, który dostawał stypendium na jednej z najsłynniejszych uczelni świata. Nie ze względu na wybitne wyniki sportowe, lecz świetne perspektywy w nauce.

- Miałem wykłady u Henry'ego Kissingera i u Richarda Pipesa. Mieszkałem w pokoju z Dickiem Rockefellerem, jednym z dziedziców fortuny Rockefellerów. Chcieli wtedy tak łączyć - elita z chłopakiem ze Wschodu. Zresztą Dick w pewnym momencie powiedział, że nie chce kasy ojca, chce pomagać ludziom. Chciał uczyć dzieciaki w Harlemie, bo to czasy dzieci kwiatów. Tak było na Harvardzie. Córka szejka naftowego chodzi z tygrysem po campusie, limuzyny śmigają. I w środku tego wszystkiego ja, chłopak z Brooklynu. Zobaczyłem tę elitę - opowiadał.

Szaro skończył uczelnię w 1971 roku i zajął się handlem zagranicznym. A w 1975 roku postanowił wrócić do sportu i został kopaczem w New Orleans Saints. Grał w drużynie z Archiem Manniniem, ojcem słynnych później braci: Peytona i Eliego.

- W Nowym Orleanie mieliśmy wszystko. Najlepsze jedzenie, zwłaszcza owoce morza mają tam fantastyczne. Za nic nie płacisz. Masz książkę dziewczyn, cheerleaderek. No i od czasu do czasu idziesz na trening. Niech Sebastian Janikowski nie gada, że to taka straszna robota. Możesz zaspać, możesz przyjść, kiedy chcesz. Musisz być tylko jak automat. Jeśli w nocy zadzwoni telefon, to musisz wstać, wejść na boisko i kopnąć do celu. Po tysiącach uderzeń na treningach po prostu robisz to z zamkniętymi oczami - opowiadał Szaro.

- Kicker to psychopata. Przed meczem nikt nie gada z kickerem. Wszyscy po północy idą grzecznie spać, cisza nocna. Jak nawalisz, zapłacisz karę. A jak jesteś kickerem, to nikt nie patrzy, czy masz panienkę w pokoju, czy pijesz piwo. Masz być gotowy do kopnięcia - dodawał.

- W sezonie 1976 miałem 18 trafionych kopnięć. Na 23. Byłem najlepszy w lidze. Można powiedzieć, że przez ten sezon byłem więc najlepszy w swoim zawodzie na świecie - żartował, gdy rozmawialiśmy po raz ostatni.

Skończył swoją karierę w 1979 roku. W latach 90. wrócił do Polski i zajmował się handlem, sprowadzał do naszego kraju m.in. rolki. Zmarł w 2015 roku.

3
/ 5
Chester Marcol
Chester Marcol

W 1964 roku Bolesław Marcol, wysoko postawiony członek partii, wrócił do domu w Opolu, zamknął się w pokoju, przystawił pistolet do głowy i pociągnął za spust. Jego żona Anna po kilku tygodniach zabrała dzieci i wyjechała do rodziny mieszkającej w stanie Michigan. Na miejscu 14-letni Czesiek zobaczył, że prawie nikt tu nie gra w piłkę nożną, jego ukochany sport. Wszystko zmieniła lekcja wychowania fizycznego w szkole w Imlay.

Dziennik "Milwaukee Journal Sentinel" pisał: "Pewnego deszczowego dnia grupa od wychowania fizycznego grała w soccera. W końcu Marcol mógł się uśmiechnąć. To był sport, który znał! Był bramkarzem w reprezentacji Polski juniorów, zwinny, dobrze zbudowany, szybki jak kot. Marcol został wybrany do wykonywania karnego. Nauczyciel, John Rowan stanął na bramce. Marcol ustawił piłkę 11 metrów od Rowana i w tym kopnięciu uwolnił swoje wszystkie zbierane miesiącami frustracje. Piłka świsnęła koło ucha nauczyciela tak, że nawet nie zdążył podnieść rąk do góry. Zdążył tylko odwrócić głowę i wtedy piłka odbita od muru trafiła go w twarz. Rowan zalał się krwią. Następnego dnia Rowan wziął Marcola na boisko za szkołę i wyciągnął torbę dziwnych jajowatych piłek. Marcol był pewien, że to piłki do rugby. Postawił jedną na ziemi i wskazał między słupki. Marcol zrozumiał, o co chodzi. Uderzył z 30 jardów (ok. 33 metry) w stylu piłkarskim. Rowan przesunął piłkę na 40, potem na 50, w końcu na 55 jardów. Marcol za każdym razem kopał tam gdzie trzeba. Rowan i kilku innych mężczyzn było wyraźnie podekscytowanych".

W 1972 roku Chester, bo tak się już wtedy nazywał, zadebiutował w NFL, w zespole Green Bay Packers, a dziennikarze nazwali go fenomenem. W 1980 roku wykonał akcję, która przez lata była pokazywana w telewizji wśród zagrań wszech czasów.

Marcol kopnął piłkę, ale rywale z Chicago Bears ją zablokowali. Polski "kicker" przechwycił ją, minął przeciwników i zaliczył przyłożenie. Ludzie nie wierzyli w to, co widzą.

Ale tak naprawdę był to tylko łabędzi śpiew.

- Zaczęło się od kontuzji. Bolało jak cholera. Brałem narkotyki, żeby uśmierzyć ból. Później brałem ich coraz więcej, w końcu nie mogłem już tego zatrzymać - opowiadał mi Chester. Do tego doszedł alkohol. Zbyt dużo na raz.

- Miałem za dużo problemów. Byłem zmęczony życiem. To był 1986, dokładnie walentynki, 14 lutego. Wypiłem kwas od akumulatora - wspominał.

Odratowano go. Skończyło się na uszkodzonym przełyku. Dziś ma nową rodzinę, nową misję. Jeździ na spotkania z uzależnionymi i opowiada swoją historię. Ku przestrodze.

4
/ 5

Zbigniew Maniecki w szkole był tak duży, że nikt nie chciał z nim walczyć. Zdobył dwukrotne mistrzostwo stanu Wisconsin w zapasach, ale słusznie zadecydował, że to nie jest sport, który zapewni mu godne życie. Przerzucił się na futbol amerykański.

Do Stanów Zjednoczonych wyjechał jako nastolatek. Dorastał w gospodarstwie rolnym w Rabce. W domu, jak pisze portal nfl24.pl, panowała zasada "praca przed zabawą", a nauczycielem chłopaka był dziadek, człowiek wyznający kult ciężkiej pracy.

To mu się przydało, gdy dostał się do drużyny uniwersytetu w Wisconsin-Madison. Świetne wyniki zwróciły uwagę skautów i w 1996 roku Maniecki został wybrany w 5 rundzie draftu do Tampa Bay Buccaneers, gdzie na pozycji "defensive tackle" do 1998 roku rozegrał 18 meczów. Dziś prowadzi biznes związany z nieruchomościami.

5
/ 5
Sebastian Janikowski
Sebastian Janikowski

We wrześniu 2016 roku Sebastian Janikowski pobił rekord NFL. Po raz 53. w karierze zdobył punkty kopnięciem z odległości większej niż 50 jardów (45,7 metra). Polak jest od lat jednym z najlepszych graczy na swojej pozycji w lidze. Na pewno najlepiej opłacanym.

Pochodzący z Wałbrzycha chłopak jako nastolatek grał w piłkę w miejscowym Górniku i miał podobno kopnięcie tak mocne, że bramkarze na wszelki wypadek nie wyciągali rąk do piłki. Jako 17-latek wyjechał do ojca do Stanów Zjednoczonych. Namówiła go do tego matka, która uznała, że w Ameryce osiągnie więcej. I miała rację. Po wyjeździe do USA szybko zrobił pożytek z armaty, którą ma w lewej nodze.

Jego trener ze szkoły w USA: "Kiedy uderzył w piłkę, myślałem, że ktoś strzelił z pistoletu. Pomyślałem: Mój Boże, co za talent tutaj mamy".

Janikowski trafił do Oakland Raiders, ale w początkowej fazie kariery bardziej niż z gry znany był z różnych incydentów.

Jego życie kręciło się wokół imprez. Któregoś razu wdał się w bójkę w barze i musiał zapłacić grzywnę w wysokości 295 dolarów. Innym razem chciał dostać się na zamkniętą imprezę do klubu nocnego. Interweniującego policjanta próbował przekonać łapówką. Groziło mu 5 lat więzienia i 5 tysięcy dolarów kary, ale jakoś się z tego wymigał. Wystarczył tydzień i został zatrzymany za posiadanie pigułki gwałtu. Groziła mu deportacja, ale uratowały go przepisy. Przez 5 lat, jako przyjezdny, był traktowany lżej.

Incydenty z jego udziałem nie przeszły bez echa. ESPN napisał artykuł zatytułowany: "Głupi i Najgłupsi".

Od wielu lat nie ma już informacji o incydentach z jego udziałem. Jeśli w mediach pojawia się nazwisko Janikowski, to głównie jest to związane z nowym rekordem ligi.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)