Kontrakty Charlesa Leclerca i Carlosa Sainza z Ferrari wygasają z końcem 2024 roku. To Monakijczyk uważany jest za główną gwiazdę zespołu i kierowcę, który może w przyszłości przywrócić dla Maranello tytuł mistrza świata. Dlatego zimą na stanowisko szefa ekipy nominowano Frederica Vasseura. Francuz ma świetne relacje z 25-latkiem, co miało stanowić atut w rozmowach ws. nowej umowy.
Podczas gdy oczekiwano, że Ferrari mocniej postawi na Leclerca, co będzie oznaczać koniec Sainza w zespole, bo ten nie zgodzi się z jasno określoną rolą kierowcy numer dwa, to właśnie 29-latek zaczął ostatnio notować lepsze rezultaty w Formule 1. Zwycięstwem w GP Singapuru zwiększył on swoje szanse na przedłużenie współpracy.
- Podczas przerwy letniej masz więcej czasu na relaks, ale też na spotkania z inżynierami, podczas których możesz się przyjrzeć temu, co działa i temu, co nie funkcjonuje jak należy - tak Sainz wyjaśnił agencji GMM powody wysokiej formy w ostatnich tygodniach.
ZOBACZ WIDEO: Tak walczy się w finale PGE Ekstraligi! Szalony bieg Łaguty
- Dlatego te kilka ostatnich wyścigów najprawdopodobniej było krokiem naprzód. Teraz celem jest utrzymanie tej tendencji aż do końca sezonu i miejmy nadzieję, że również w przyszłym roku, gdy będziemy dysponować bardziej konkurencyjnym bolidem - dodał kierowca z Madrytu.
W tym samym czasie spore problemy za kierownicą SF23 przeżywa Leclerc. - Właściwie od powrotu z wakacji są one większe. Pojawia się problem z podsterownością, która potrafi być dość agresywna. Bardzo trudno przewidzieć, jak samochód zachowa się na torze w danej sytuacji, co później wpływa na moją pewność siebie za kierownicą - wyjaśnił kierowca z księstwa.
Zadowolony z kłopotu bogactwa i coraz lepszej jazdy Sainza jest natomiast szef Ferrari. - Nie dziwi mnie, że jechał tak dobrze w Singapurze. W każdej sesji był najlepszy. Nie sądzę też, by w F1 istniał kierowca, który tak dobrze poradziłby sobie z ostatnimi dziesięcioma okrążeniami - powiedział Vasseur, nawiązując do umiejętnej strategii swojego kierowcy, polegającej na dawaniu DRS Lando Norrisowi, by ten mógł blokować George'a Russella.
Czytaj także:
- Mógł zostać bohaterem, został z niczym. Fatalna pomyłka Russella
- Koniec zwycięskiej serii Verstappena. Red Bull ma problem?