Od początku lutego Red Bull prowadzi wewnętrzne śledztwo ws. Christiana Hornera. 50-latek podejrzany jest o "niewłaściwe zachowanie". Jego problemy jako pierwszy opisał "De Telegraaf". Holenderski dziennik zarzucił Brytyjczykowi mobbing względem jednej z pracownic. Później rozszerzył te zarzuty w kolejnym artykule o molestowanie seksualne.
Szef Red Bull Racing zaprzeczył stawianym mu zarzutom, pozwał też redakcję "De Telegraaf". Wewnętrzne śledztwo austriackiej firmy dobiegło natomiast końca, a raport z dochodzenia liczyć ma ponad 100 stron. Jego efekty mamy poznać jeszcze w tym tygodniu, aby ekipa z Milton Keynes była świadoma sytuacji przed inauguracją sezonu 2024.
Afera ciągnąca się wokół Hornera już zdążyła zaszkodzić zespołowi i będzie mieć negatywny wpływ na tegoroczne wyniki - tak uważa Jacques Villeneuve. Mistrz świata Formuły 1 z sezonu 1997 zwrócił uwagę na to, że pracownicy Red Bulla, zamiast decydować o rozwiązaniach na przyszłość, uwikłani są w dyskusje na temat swojego szefa.
ZOBACZ WIDEO: Dramat Mameda Chalidowa. "Wszystkie kości przesunięte"
- Każdy zespół F1 stara się wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, by wdrożyć różne strategie. Upadek jednych często prowadzi do powstania innych. W tym przypadku może nie mówimy o upadku, ale Red Bulla jest to moment krytyczny. On mocno odwraca uwagę zespołu od przygotowań do pierwszego wyścigu - powiedział Villeneuve portalowi gpfans.com.
- Przez tę historię Red Bull mógł stracić miesiąc, może nawet dwa miesiące pracy. Odzyskanie tego, co już się straciło, może nie być łatwe. Muszą polegać na tym, jak ich bolid wyglądał w grudniu. Stracili mnóstwo czasu w kluczowym momencie, gdy cała uwaga powinna być skupiona wyłącznie nad nową maszyną - dodał Kanadyjczyk.
Zdaniem Villeneuve'a, gdyby afera wyszła na jaw we wrześniu, to zespół nie odczułby jej tak mocno, bo zdążyłby wszystko przetrawić i być może przygotować się na nadejście nowego szefa.
Ciosem dla Red Bulla może też być ewentualne odejście Hornera, o którym bardzo głośno w padoku F1. Brytyjczyk rządzi stajnią z Milton Keynes od 2005 roku, kiedy to austriacki producent napojów energetycznych postanowił nabyć zespół królowej motorsportu. Struktura stworzona przez 50-latka może się szybko rozpaść, jeśli władze firmy postawią na niewłaściwą osobę w roli jego następcy.
Czytaj także:
- Szykują bat na najlepsze ekipy w F1. Koniec z obchodzeniem regulaminu?
- Raport na ponad 100 stron. Ważą się losy szefa Red Bulla