Formuła 1 od lat gości w Barcelonie, gdzie organizowany jest wyścig o GP Hiszpanii. Jednak Madryt postanowił skorzystać na rosnącej popularności królowej motorsportu i podpisał 10-letni kontrakt z F1. Pierwsza edycja zawodów na torze ulicznym zostanie zorganizowana w roku 2026.
Barcelona posiada umowę z F1 do końca sezonu 2026 i w obecnej sytuacji niewykluczone, że Katalonia będzie musiała się pożegnać z GP Hiszpanii. Zwłaszcza że Madryt znacząco przebił jej ofertę pod względem finansowym. Stolica ma płacić rocznie minimum 25 mln dolarów za prawa do Grand Prix.
Tor uliczny ma powstać wokół centrum konferencyjnego Ifema, a władze miasta miesiącami przekonywały, że ciężar finansowy całego przedsięwzięcia spocznie na firmach prywatnych. Tyle że samorząd od kilku miesięcy nie potrafi znaleźć sponsorów, którzy wyłożą pieniądze na budżet F1 w Madrycie.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Woźniak, Holder i Korościel
Podczas ostatniej dyskusji na Komitecie Turystyki i Sportu, wiceminister Luis Martin wyraził nadzieję, że wyścig F1 w Madrycie będzie organizacyjnym sukcesem. - Ifema Madryt, organizator tego wydarzenia, wykonuje swoją pracę i podejmuje wszystkie niezbędne kroki, aby stolica mogła gościć Grand Prix i abyśmy się stali punktem odniesienia dla innych - powiedział, cytowany przez "AS".
- To jedno z najważniejszych wydarzeń sportowych na świecie i tylko 23 miasta, które mają okazję organizować Grand Prix, mogą się nim cieszyć. Niewątpliwie ten wyścig będzie miał pozytywny wpływ na mieszkańców naszego regionu - dodał wiceminister kultury, turystyki i sportu.
Z danych władz Madrytu wynika, że wyścig F1 wygeneruje aż 4,5 mld euro PKB. Zyskać mają przede wszystkim sektor hotelarski i gastronomiczny. Jednak w takie analizy nie wierzy opozycja, która mówi, że Formuła 1 w stolicy to "przekręt finansowy" i "oszustwo". - Jeśli okaże się, że sektor prywatny nie zainwestuje w tę operację, to będziemy mieć wskazówkę, bo firmy prywatne zawsze wiedzą najlepiej, gdzie nie wkładać pieniędzy - powiedział Pablo Gomez Perpinya z partii Mas Madrid.
Engracia Hidalgo, szefowa miejskiego departamentu ds. gospodarki i innowacji, potwierdziła, że Madryt na ten moment "nie znalazł firmy, która byłaby gotowa podjąć ryzyko finansowe w związku z organizacją F1".
Debata w Madrycie jest gorąca, bo Walencja w sezonach 2008-2012 postanowiła organizować wyścig F1 w związku z boomem wokół Fernando Alonso. Zawody na torze ulicznym okazały się pretekstem do malwersacji finansowych i doprowadziły do olbrzymich strat po stronie samorządu.
- Jeśli w roku 2026 nadal nie będziemy mieć sponsorów albo okaże się, że jest tak jak w Walencji, gdzie główny darczyńca zrezygnował, to kto będzie odpowiedzialny za ratowanie tej ogromnej operacji marketingowej? Oczywiście sektor publiczny - dodała Hidalgo.