Jarosław Wierczuk: Historyczne zwycięstwo w najciekawszym Grand Prix sezonu (felieton)

AFP
AFP

Tryumf Verstappena jest historycznym momentem w F1. Nie tylko jest to sukces bardzo młodego kierowcy, wyjątkowego talentu, nie tylko został on osiągnięty w trakcie debiutu w nowym zespole, ale może zapowiadać nową erę w F1.

Do Barcelony Lewis Hamilton przyjechał w jednym celu, wygrać wyścig. Nico Rosberg miał już przewagę 43. punktów nad swoim kolegą z zespołu, czyli niemal dwukrotny dorobek. Hamilton miał zatem pełną świadomość, iż Grand Prix Hiszpanii 2016 oznacza dla niego sytuację teraz albo nigdy. Jeżeli chce myśleć o walce o mistrzostwo, to aktualny okres jest ostatnim momentem, aby zacząć odrabiać straty. W pewnym sensie role kierowców Mercedesa się odwróciły. Przez dwa ostatnie sezony to Rosberg był bowiem pod stałą presją coraz bardziej odległego punktowo Hamiltona.

Lewis zaczął weekend bardzo dobrze, choć w decydującej odsłonie kwalifikacji, zarówno on jak i Rosberg popełniali błędy. Pole position padło jednak łupem Hamiltona z przewagą około 0,3 sekundy nad Rosbergiem. Zaskakiwała bardzo dobra forma samochodów Red Bulla w porównaniu z Ferrari, które w trakcie wolnych treningów prezentowało zdecydowanie lepszą formę niż w kwalifikacjach. To bardzo dobrze świadczy o potencjale bolidów Red Bulla. Tor w Barcelonie wymaga od samochodów przede wszystkim bardzo wydajnej aerodynamiki oraz mocy silnika. Jak wiadomo z tym ostatnim jest nadal problem w przypadku Red Bulla, a więc samochód jest konstrukcją wyjątkowo udaną. Nie można wykluczyć, iż w niedalekiej przyszłości Red Bull będzie stanowił zagrożenie dla Mercedesa. Słowa Helmuta Marko mówiące o zbliżającej się nowej wersji silnika są bardzo obiecujące.

W takich właśnie okolicznościach, przy wyraźnej pozytywnej tendencji Red Bulla dochodzi do bardzo nietypowej zmiany kadrowej. Daniił Kwiat, po kontrowersjach w niedawnym GP Rosji odchodzi skąd przyszedł, czyli do zespołu Toro Rosso, a na jego miejscu debiutuje w Red Bullu 18-letni Max Verstappen. Rzadko dochodzi do tego typu roszad w trakcie sezonu, a tym bardziej w pierwszej jego części. Powodów takiej decyzji jest co najmniej kilka, ale najważniejszym jest z całą pewnością poziom jazdy młodego Holendra. Niezwykle naturalne wyczucie możliwości samochodu, brak problemów przy mocno kontaktowej jeździe i wyjątkowo mała ilość błędów przy świadomości ograniczonego doświadczenia samochodowego to najkrótsze podsumowanie jego stylu. Jest po prostu kierowcą wyjątkowym, nawet biorąc pod uwagę niezwykle wyrównaną stawkę F1 zdarzającym się bardzo rzadko. Wie o tym Red Bull, wiedzą też inne teamy.

ZOBACZ WIDEO Urbaniak: muszę pokazać, że zeszłoroczny tytuł nie był przypadkiem (Źródło: TVP)

{"id":"","title":""}

Rozmowy pomiędzy Josem Verstapppenem, ojcem Maxa, a Toto Wolffem w trakcie weekendu Grand Prix Rosji mogły paradoksalnie przyspieszyć decyzję Red Bulla. Z drugiej strony istotną przesłanką do takiej zmiany była coraz bardziej napięta atmosfera pomiędzy kierowcami Toro Rosso - Verstappenem i Sainzem. To przecież właśnie głównie w celu mediacyjno-pojednawczym Franz Tost zatrudnił w swoim zespole byłego szefa teamu Manor Johna Boota. Jednak taki motyw jeszcze bardziej świadczy o wyjątkowym statusie Verstappena. W normalnej sytuacji bowiem kierowca ma zaakceptować warunki w jakich znalazł się w teamie nie mając przełożenia na sytuację kadrową. Wyjątki od tej reguły stanowią takie osoby jak Michael Schumacher czy Fernando Alonso. Mówiąc krótko zarówno Max jak i jego ojciec występujący w roli menedżera, nie byli zadowoleni z sytuacji w Toro Rosso, a wyjątkowy potencjał tego kierowcy w połączeniu z brakiem zadowolenia z aktualnego teamu stanowił otwarte drzwi do negocjacji z innymi zespołami. Red Bull musiał zatem zareagować i to zareagować szybko, podobnie jak Toro Rosso oferując 16-letniemu Maxowi kontrakt na starty w F1.

Groźba przejścia do konkurencji, nawet dość zakamuflowana i uświadomienie konieczności zdjęcia zawodnika z rynku jest jak widać często wykorzystywane w stylu menedżerskim Josa Verstappena. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że ten styl miałby zerową skuteczność przy braku spektakularnych sukcesów ze strony kierowcy i to jest właśnie podstawową kartą przetargową w tych negocjacjach. Max nie kazał długo czekać na potwierdzenie swoich możliwości. Kwalifikacje zakończył na trzecim miejscu, tuż za Danielem Ricciardo, a przecież był to dla niego zarówno nowy bolid jak i nowy silnik.

Tradycyjnie start miał kluczowe znaczenie dla rezultatów wyścigu. Wiedział o tym Hamilton. Wiedział również, że już kilkukrotnie w tym sezonie jego reakcja startowa pozostawiała sporo do życzenia. Niestety w Barcelonie nie było inaczej. Hamilton wystartował słabo, tracąc już na pierwszym zakręcie prowadzenie na rzecz Rosberga. W trakcie następnych kilkunastu sekund wydarzenia następowały po sobie bardzo szybko. Z 3. zakrętu Hamiton, jadący tuż za Rosbergiem był w stanie wyjść z dużo większą prędkością. Ten konkretny zakręt jest wyjątkowo szybki i długi. Efekt był taki jakby Hamilton użył systemu DRS bądź dysponował innym ustawieniem elektroniki silnika. W każdym razie swoją nadwyżkę prędkości próbował przełożyć na atak na Rosberga, który jednak w reakcji obronnej nie zostawił mu miejsca. Hamilton znalazł się zatem na trawie i natychmiast stracił panowanie nad bolidem, który pędząc w poprzek toru wyeliminował Rosberga na hamowaniu do zakrętu numer 4. Po niespełna 30 sekundach wyścigu obydwaj zawodnicy Mercedesa byli poza torem.

To zdecydowanie najgorszy scenariusz dla tego teamu. Na dodatek scenariusz, który szefowie zespołu za wszelką cenę chcieli wykluczyć. Kierowcy doskonale wiedzieli, że mogą walczyć między sobą, ale bez ryzyka kolizji. To zrozumiałe biorąc pod uwagę ogromną i jak na razie bardzo stabilną przewagę technologiczną Mercedesa. Konsekwencje ze strony zespołu (bo FIA już zakomunikowało brak działań karnych w tej sprawie) mogą być więc daleko idące. Mam nadzieję, że nie będą miały one charakteru nieoficjalnego zakazu walki. To byłoby na pewno najgorsze rozwiązanie dla fanów tego sportu. Moim zdaniem wina za ten incydent nie jest jednoznaczna.

Rosberg był niewątpliwie zdziwiony dużą prędkością Hamiltona w zakręcie numer 3, miał bardzo mało czasu na reakcję, a jego decyzja była niemal podświadoma. Jednak nie da się ukryć faktu, iż nie dał Hamiltonowi miejsca co dało taki, a nie inny efekt. Nie dziwi zatem zdenerwowanie w ekipie Mercedesa, ale niektóre komentarze już zaskakują. Chociażby Niki Laudy, który na gorąco, kilka minut po zdarzeniu stwierdził, że jednoznacznie obarcza winą Hamiltona, że Rosberg nie miał obowiązku zostawiać mu miejsca itd. Czasami wypowiedzi w tym stanie emocjonalnym mówią dużo tym bardziej, jeśli merytorycznie odbiegają od przepisów. Poza nieuniknioną krytyką kierowców i nerwowością Mercedes powinien jednak wziąć pod uwagę, że mając pod swoimi skrzydłami dwóch bardzo szybkich zawodników, którzy permanentnie ze sobą rywalizują takie sytuacje czasami mogą mieć miejsce. Przecież do ostatniego tego typu incydentu doszło w Spa dwa lata temu, a więc są to sytuacje zupełnie sporadyczne.

Po krótkiej neutralizacji z udziałem samochodu bezpieczeństwa mieliśmy więc nietypową, może nawet odświeżającą czołówkę wyścigu. Prowadziły samochody Red Bulla, przed Sainzem, Vettelem i Raikkonenem. Kierowca Toro Rosso rewelacyjnie wystartował i przez wiele okrążeń spełniał rolę skutecznego bufora pomiędzy Red Bullami, a bolidami teamu Ferrari. Swoją drogą musiało to być mocno deprymujące dla ekipy z Maranello. Toro Rosso, które przecież nie dysponuje ani takim budżetem, ani infrastrukturą jak Ferrari, a na dodatek używa zeszłorocznej wersji włoskiego silnika skutecznie trzyma przez wiele okrążeń w szachu obydwa samochody Ferrari. Obecność prezesa Fiata, Sergio Marchionne nie była w tym wypadku okolicznością łagodzącą. Dopiero na 8-ym okrążeniu Vettel jest w stanie wyprzedzić Sainza. Dwa okrążenia później to samo udaje się Raikkonenowi. Kierowcy Ferrari bardzo szybko nadrabiają straty spowodowane jazdą za bolidem Toro Rosso. Na 20-tym okrążeniu, po serii pierwszych pit stopów Vettel jest tuż za Verstappenem. Cała czołówka zmieniła opony z miękkich na średnie. Przed Holendrem jedzie z kolei Ricciardo i wygląda na to, że to właśnie on jest minimalnie, ale jednak najwolniejszy z całej trójki. Zarówno Verstappen jak i Vettel balansują przez wiele okrążeń na granicy strefy DRS nie mogąc jednak skutecznie z tego systemu korzystać, a więc różnice miedzy bolidami oscylują w granicach sekundy.

Ferrari upatrywało szanse w drugim pit stopie Vettela, który miał miejsce na 30. okrążeniu. Verstappen zjechał dopiero pięć okrążeń później, a w tym czasie Vettel popisał się rewelacyjnym tempem. Nie było więc żadnym zaskoczeniem, że Holender wrócił za niemieckim kierowcą jednak przed Raikkonenem.

Chwilę później dochodzi do nietypowych decyzji taktycznych w zespole Ferrari. Vettel zjeżdża bowiem na kolejną wymianę na 38. okrążeniu, po zaledwie osmiu "kółkach" na miękkich oponach. Widać, że team w trakcie wyścigu dostosowywał strategię do rozwijającej się sytuacji.

Na 43. okrążeniu na pit stop zjeżdża Ricciardo wyjeżdżając z boksów za Vettelem. Od tego momentu do mety mamy jeszcze 23 okrążenia, ale właśnie wtedy zaczynają się formować dwa główne pojedynki tego wyścigu, czyli Verstappen - Raikkonen oraz Vettel - Ricciardo. Grand Prix Hiszpanii bowiem, jak dobry thriller największe emocje i zaskoczenia chowa na koniec. Te dwa pojedynki były rezultatem odmiennej strategii, swoistego testowania przez zespół możliwego zakresu żywotności średniej mieszanki opon. Zarówno w przypadku Verstappena jak i Raikkonena nie było pewności w jaki sposób opony będą się zachowywać na ostatnich kilometrach wyścigu. Już na 48. okrążeniu, czyli niemal 20 "kółek" przed metą Raikkonen jechał tuż za Verstappenem, w strefie działania systemu DRS. Przez wszystkie te okrążenia Verstappen skutecznie odpierał ataki wspierane właśnie przez wspomniany system umożliwiający osiągnięcie wyraźnie wyższej prędkości na prostej. Jadąc przez cały ten czas w tempie niemal kwalifikacyjnym Verstappen nie popełnił ani jednego błędu. Minimalny bowiem błąd, czy nawet niepełne wykorzystanie samochodu w jednym zakręcie oznaczałoby stratę prowadzenia. Skuteczna obrona możliwa była jedynie dzięki całkowicie bezkompromisowej i czystej jeździe.

Właśnie taką jazdę i takie pojedynki chcą widzieć kibice i dlatego bardzo dobrze się składa, że to Verstappen jest przyszłością Formuły 1. Holender perfekcyjnie wykorzystał podstawowy atrybut swojego samochodu, czyli dobrą trakcję. Jest ona szczególnie potrzebna w ostatnim sektorze toru w Barcelonie. Te 0,1 - 0,2 sekundy, które tam zdobywał musiały mu wystarczyć na obronę wobec deficytu prędkości na prostej. I wystarczyły! Raikkonen regularnie był blisko, również nie popełniając błędów. Możliwy atak na końcu prostej i ewentualna zmiana lidera były kwestią często setnych ułamków sekundy, stąd tak istotny był brak nawet najdrobniejszych błędów.

Równolegle bardzo emocjonująco wyglądała rywalizacja pomiędzy Vettelem, a Ricciardo. Wydawało się, że na ostatnich okrążeniach Australijczyk będzie w stanie zaatakować, ale defekt opony tuż przed finiszem niestety to uniemożliwił.

Tryumf Verstappena jest historycznym momentem w F1. Nie tylko jest to sukces bardzo młodego kierowcy, wyjątkowego talentu, nie tylko został on osiągnięty w trakcie debiutu w nowym zespole, ale może zapowiadać nową erę w F1. Pamiętajmy jednak, że w F1 dużo zależy od techniki, a od tej strony Red Bull czuje się coraz pewniej, więc sukcesy mogą być częstsze.

Niezależnie od spektakularnego zwycięstwa Verstappena warto podkreślić jak bardzo ciekawy był to wyścig, jak trudny do przewidzenia był jego rezultat, o ile…. ciekawiej go się oglądało bez udziału oczywistych faworytów. Zatem wyścig był zdecydowanie historyczny - i ze względu na zwycięzcę , i na ostrą rywalizację jak i kolizję na pierwszym okrążeniu.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Źródło artykułu: