Bez wątpienia Felipe Massa miał wszystko, aby zapisać się w historii kibiców Formuły 1 jako ten, którego historia mogła chwytać za serce. Wszakże filigranowy Brazylijczyk przez kilka sekund w 2008 roku był mistrzem świata. Wjeżdżał na metę domowego wyścigu na Interlagos z taką świadomością, podczas gdy Lewis Hamilton w ostatnim zakręcie wyprzedził Timo Glocka i zgarnął Massie tytuł sprzed nosa. Łzy szczęścia zamieniły się w łzy smutku.
Później, w połowie sezonu 2009, Massa przeżył osobisty dramat. Na Hungaroringu został trafiony w kask śrubą, która odpadła z samochodu Rubensa Barrichello. Pierwsze informacje o jego stanie zdrowia były niepokojące. Pojawiały się plotki, że być może powrót do F1 w jego przypadku nie będzie już możliwy. Udało mu się, choć nigdy nie wrócił do najwyższej formy.
Massa chwytał też za serce, gdy w Ferrari przyszło mu żyć w cieniu Fernando Alonso. Nawet gdy zdarzały się wyścigi, w których był szybszy od Hiszpana, to słyszał od swojego inżyniera "Fernando is faster than you" i musiał ustąpić. Wtedy Brazylijczyka było nawet żal.
Inny obraz 36-latka rysuje się w ostatnich tygodniach. Massa jest świadom faktu, że Williams nie jest zdecydowany co do przedłużenia z nim kontraktu i próbuje się bronić na każdy możliwy sposób. Sposób niezbyt czysty.
ZOBACZ WIDEO Fantastyczny gol Karola Linettego [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]
Brazylijski kierowca od kilku tygodni udziela wywiadu za wywiadem. Z jego wypowiedzi dowiadujemy się, że jest najlepszą opcją dla Williamsa, że jego słabsze wyniki to wina samochodu, że zespół zachowa się nieprofesjonalnie jeśli wybierze kogoś innego, że mogą zadecydować czynniki pozasportowe. Gdyby to był jeden wywiad, przedstawienie swojego punktu widzenia, można to jakoś zrozumieć. Powtarzanie jak mantrę tego samego robi się jednak żenujące. Jesteśmy świadkami ciągłego płaczu Brazylijczyka, któremu po prostu brakuje argumentów.
Massa zapomina, że ostatnie trzy sezony kończył za plecami Valtteriego Bottasa, że Fin w tym okresie zapracował sobie na transfer do Mercedesa, że gdyby nie koniec kariery Nico Rosberga, to nie byłoby już Brazylijczyka w Formule 1, że dziwnym trafem nikt inny nie złożył mu oferty. Czy Massa nie pomyślał, że tegoroczne problemy zespołu z Grove to konsekwencja tego, że Massa nie potrafi rozwijać samochodu? Gdy w ekipie zabrakło Bottasa, nie ma kto podpowiedzieć inżynierom jaką drogę obrać. Nie zrobi tego 18-letni Lance Stroll, nie zrobi tego też 36-letni Massa, bo nie ma do tego talentu.
Wypowiedzi Brazylijczyka pokazują jedno. Wie jak nikłe są jego szansę na nową umowę w Williamsie. Tym bardziej, jak zdradził w piątek 36-latek, po ostatnich testach Roberta Kubicy nie było żadnych nowych rozmów pomiędzy szefostwem zespołu a Massą. Do tego coraz głośniej w padoku F1 mówi się o tym, że umowa dla Polaka po udanych testach to już tylko formalność. Potwierdzają to kolejni dziennikarze.
Massa stracił jednak swoją okazję, by pożegnać się z godnością z F1. Gdy przed rokiem przyszło mu kończyć karierę, były piękne obrazki na Interlagos, pożegnanie ze swoimi kibicami. W tym roku, jeśli dojdzie do podobnych scen, to i tak będą one w cieniu ostatnich wypowiedzi Brazylijczyka. Straconej sympatii niektórych fanów już nie odzyska.
Swoją drogą, jeśli Kubica zastąpi Massę w Williamsie, będziemy świadkami chichotu losy. Przed laty, gdy Polak uczestniczył w wypadku na trasie rajdu we Włoszech, miał już w kieszeni kontrakt w Ferrari. Miał tam zastąpić właśnie Brazylijczyka. Poważny uraz Kubicy sprawił, że Massa dostał dwa dodatkowe lata we włoskiej ekipie. Teraz los może mu oddać to, co zabrał w 2011 roku.