Brendon Hartley został zgłoszony przez Toro Rosso na najbliższy wyścig w USA w zastępstwie za nieobecnego Pierre'a Gasly'ego, który walczy w ten weekend o tytuł w Super Formule. Nowozelandczyk według Red Bulla, do którego należy włoska stajnia, dojrzał już do roli kierowcy F1, po tym jak kilka lat wcześniej nie przebił się przez juniorski program. - Brendon jako junior był zawsze szybki, ale po prostu nie wytrzymywał presji i zaczynał popełniać błędy - wspomina młodego adepta z Antypodów szef juniorskiego projektu Red Bulla, Helmut Marko.
- Zawsze utrzymywaliśmy kontakt, chociażby przez osobisty sponsoring. Kiedy okazało się, że będzie nam potrzebny zastępca, to trzeba było wybrać kogoś z naszych zawodników. (Sebastien) Buemi odpadł przez kontrakty w Formule E i WEC. Brendon miał jednak wolną drogę, więc go wybraliśmy - dodał Austriak.
Do Austin Hartley przyjeżdżał jako kierowca w gościnnym występie, lecz szybko zaczęto spekulować czy w przypadku dobrego startu, nie skradnie miejsca Daniiła Kwiata, zastąpionego przed GP Malezji przez Gasly'ego i promowanego ponownie przez Toro Rosso przed GP USA po odejściu Carlosa Sainza.
Plotki potwierdził wreszcie sam Marko, który zdradził, że występ Hartleya będzie rzeczywiście wnikliwie obserwowany, gdyż jest on jednym z kandydatów do Toro Rosso na sezon 2018. - Będziemy przyglądać się osiągom Kwiata, Hartleya i Gasly'ego. Dopiero później zdecydujemy o składzie - powiedział Marko, który zdradził, że Hartley w piątkowych treningach w Austin potrafił dorównać tempu Kwiata w symulacjach wyścigowych.
Dla Kwiata nawet weekend w USA może być walką o przetrwanie. Wydawało się, że Rosjanin miał pewne miejsce po odejściu Sainza na cztery ostatnie wyścigi, a teraz nawet jego start w GP Meksyku stanął pod znakiem zapytania. - Dzisiaj mogę rozmawiać tylko o Austin - uśmiechnął się Marko na pytanie dotyczące kolejnych rund w tegorocznym kalendarzu.
ZOBACZ WIDEO: Niezwykłe podróże Marcina Lewandowskiego. "W moim łóżku wylądowała głowa koguta"