Jak wyszkolić przyszłą gwiazdę Formuły 1? Sam talent i prędkość nie wystarczą

Materiały prasowe / Ferrari Media / Na zdjęciu: Charles Leclerc za kierownicą Ferrari
Materiały prasowe / Ferrari Media / Na zdjęciu: Charles Leclerc za kierownicą Ferrari

Wyszkolenie kierowcy aspirującego do Formuły 1 pochłania ogromne koszty. Najlepiej wiedzą o tym w akademii talentów Ferrari. Do niej garną dziesiątki dzieci. Do królowej motorsportu przedostają się najlepsi z nich.

Obóz w Szwajcarii

Niedawno Ferrari zorganizowało dla członków swojej akademii obóz zimowy w szwajcarskim ośrodku Pontresina. Co ciekawe, największym zainteresowaniem dzieci cieszył się symulator znajdujący się w pobliżu recepcji. Na jego przodzie zamontowano nawet przednie skrzydło z modelu F2004, aby dodać mu odrobinę autentyczności.

Symulator rzadko stał pusty. Dzieci, gdy tylko przechodziły przez recepcję, chciały spróbować w nim swoich sił. Tym bardziej, że Włosi od małego uczą ich rywalizacji. Gdy tylko któryś z nich osiągnął rekordowe okrążenie, pozostali członkowie akademii dostawali wiadomość na WhatsAppie. Wszystko po to, aby zachęcić ich do podjęcia rękawicy i pokonania kolegów.

Fisichella jako nauczyciel

W roli nauczyciela świetnie sprawdził się Giancarlo Fisichella, były kierowca F1. Co oczywiste, żaden z przedstawicieli młodzieży nie pobił jego wyniku. Zejście poniżej czasu 1:24.815 na torze Monza okazało się barierą nie do pokonania. Jednak nie to było najważniejsze. Dzieci miały możliwość wysłuchać rad i wskazówek od Włocha, który w królowej motorsportu startował przez niemal dekadę.

W Szwajcarii pojawiło się pięciu członków akademii. Byli to Antonio Fuoco, Giuliano Alesi, Callum Ilott, Enzo Fittipaldi i Gianluca Petecof. Warto zapamiętać te nazwiska, bo wkrótce mogą one odnosić sukcesy w F1. Zresztą, ojciec Alesiego przed laty sam startował w F1. Fittipaldi to wnuk dwukrotnego mistrza świata F1.

Na obozie zabrakło trzech innych członków akademii. Robert Shwartzman i Marcus Armstrong rywalizowali w tych dniach w Nowej Zelandii w ramach serii Toyota Racing, zaś Guan Yu Zhou miał inne zobowiązania. Stracili oni coś więcej, niż tylko okazję do tygodniowych treningów pod okiem wyspecjalizowanych trenerów.

Ferrari wymaga poświęcenia

Zanim zespół zacznie łożyć ogromne kwoty na szkolenie przyszłego kierowcy, najpierw musi zażądać czegoś w zamian. Poświęcenia. Dzieci w akademii muszą pokazać, że chłoną wiedzę, że mają odpowiedni charakter, że potrafią odpowiednio zareagować na porażkę, że znajdują w sobie odpowiednie pokłady motywacji. To wszystko można zaobserwować śledząc poczynania dziecka poza torem, właśnie podczas obozu szkoleniowego.

- Bycie w górach, z dala od własnego domu, tworzy nową sytuację dla naszych chłopców. To normalne, że zwykle sportowiec decyduje się na takie działania, w których jest dobry. Podczas takiego obozu każdy jednak uczestniczy w takim samym programie. Naszym celem jest stymulowanie rywalizacji między nimi, a później oceniamy ich reakcje na sukces i porażkę - zdradził Massimo Rivola, który zarządza programem szkolenia talentów w Ferrari.

W motorsporcie panuje zasada, że twoim pierwszym rywalem jest partner z zespołu. Tak samo jest w akademii talentów Ferrari. Tym bardziej, że lada moment jej członkowie staną do poważnej rywalizacji na torze. Chociażby Fittipaldi i Petecof szykują się do pierwszego roku startów w Formule 4.

- Rywalizacja tworzy stres, a porównywanie jakie ma tutaj miejsce pomaga im w nauce tego, jak sobie z tym radzić. Podejście do treningów i zawodów, do tego jak się zachowuje w siłowni lub na nartach, dużo mówi o kierowcy. Gdy przybył tu Charles Leclerc, to podjął rekawice w każdej kwestii. Tyle, że potem płacił za ten wysiłek, bo efekty były mniejsze niż oczekiwano - dodał Rivola.

Charles Leclerc jako przykład

Dla obecnej młodzieży z akademii talentów Ferrari to właśnie Charles Leclerc może być świetnym przykładem do naśladowania. 20-latek znakomicie wykorzystał okazję otrzymaną od Włochów. W minionym sezonie nie miał sobie równych w Formule 2 i zapracował na awans do elitarnej serii. W tym roku zobaczymy go w barwach Saubera. Jednak już teraz mówi się, że to będzie tylko przystanek na drodze do wielkiej kariery Leclerca.

- Wykonaliśmy z nim świetną pracę. Bycie trenerem czy też trenerem mentalnym to rola bardzo zbliżona do inżyniera wyścigowego. Na papierze on musi posiadać wyłącznie wiedzę techniczną, ale w praktyce musi też rozumieć aspekty psychologiczne i zachowania kierowcy - stwierdził Rivola.

Bo taka jest w ostatnim czasie Formuła 1. Podczas gdy rozwój samochodów i silników nie postępuje już tak szybko, większą uwagę zwraca się na kierowców i możliwość poprawienia u nich każdego detalu.

- Teraz to oczywistość, że kierowca potrzebuje odpowiedniego podejścia, aby przejść przez drzwi z napisem "Formuła 1". Nastawienie mentalne to priorytet. Czasem jest nawet ważniejsze, niż czysty talent do prowadzenia samochodów. Bardzo szybki kierowca, ale z "normalną" postawą psychologiczną nie przetrwałby długo w tym środowisku. Nie mówiąc o walce o mistrzostwo świata. W naszej akademii mamy osoby z doświadczeniem jak Fuoco, który szykuje się do drugiego sezonu w F2. Są też młodsi, którzy dopiero skończyli starty w kartingu. Chcemy, by trenowali wspólnie. Bo może się okazać, że ktoś z doświadczeniem i przewagą może zostać pokonany przez młodszą osobę - zdradził Rivola.

ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wraca do F1. "W Polsce treningi mogą mieć więcej widzów, niż wyścigi"

Cenna lekcja

Prawdziwą lekcją dla młodych jest symulacja wyścigu. W tym aspekcie każdy z członków akademii chce pokazać się z jak najlepszej strony, już na pierwszych metrach, zapominając o tym co kluczowe w wyścigach. O uniknięciu własnych błędów, o wykorzystaniu pomyłek rywali. Bo przecież dystans wyścigu to coś więcej niż pierwszy zakręt po starcie.

Obóz w Szwajcarii to też doskonała okazja, aby odnaleźć się w nieznanym sobie środowisku. Tak było, gdy jeden z członków akademii zgubił telefon. Jak się okazało, był to niewinny żart ze strony Fittipaldiego i Petecofa. To oni schowali telefon młodszemu koledze. Nawet w takich chwilach młodzi kierowcy są oceniani przez szefów Ferrari.

Gdy na początku XXI wieku powstawały pierwsze programy rozwoju talentów, myślenie było inne. Wtedy wystarczyło, że zespół wsparł finansowo wschodzącą gwiazdę F1. Wybierał dla niej niższe serie wyścigowe, podpisywał kolejne czeki, aż w końcu przyszła nagroda w postaci kierowcy gotowego do rywalizacji w królowej motorsportu.

To się jednak skończyło. Dziś w akademii sam talent i prędkość nie wystarczą. Liczy się każdy czynnik, a najbardziej reakcja na porażkę. Na popełniony błąd, najlepiej już na etapie startów w F1, gdzie presja i wymagania są największe. Na silnego partnera w zespole, który nagle okazuje się lepszy, a przecież ma do dyspozycji taki sam samochód.

- Odniesieniem jest dla nas zespoły Premy, bo rywalizuje on w niższych seriach, od Formuły 4 do Formuły 2. Staramy się od nich uzyskać cenne informacje. Chcemy przy tym zrozumieć wszystkie zmienne, z jakimi do czynienia mają młodzi kierowcy. To wszystko wpływa na to, czy mają oni za sobą zwycięski weekend czy też porażkę - tłumaczy Rivola.

Sauber jako zespół juniorski

Przed sezonem 2018 członkowie akademii otrzymali dodatkową motywację. Ferrari uczyniło z Saubera swój zespół juniorski. Dzięki temu kontrakt otrzymał tam Leclerc, a jego drogą mają pójść kolejni. Dla dzieciaków to najlepszy dowód na to, że ich ciężka praca może przynieść efekty.

- Gdy dowiedzieliśmy się, że Charles został awansowany z akademii do F1, to czuliśmy ogromną satysfakcję. Ta sytuacja pokazała, że wszyscy pracowaliśmy we właściwym kierunku. Niezależnie od tego jak dużą masz wiarę, że postępujesz właściwie, to bez efektów nie masz pewności. Teraz młodzi mają dodatkowy bodziec. Być może to nawet ważniejsze niż osiąganie przez nich oczekiwanych wyników w niższych seriach - twierdzi Rivola.

A jeśli się nie uda?

W ostatnich latach w F1 zmieniło się jednak pojęcie "młodego kierowcy", czego najlepszym przykładem jest kariera Maxa Verstappena. Holender debiutował w elitarnej serii jako nastolatek. Kiedyś za młodych kierowców uważano 18-latków. Dziś ten próg ustawiony jest znacznie niżej. Na poziomie 14 lat.

To też ryzyko, bo jeśli coś pójdzie nie tak, kariera takiego sportowca może się zakończyć zanim rozpocznie się na dobre. Członkowie akademii muszą być na to przygotowani.

- Są tacy, którzy decydują się na ściganie w innych seriach, niezależnie od nas. My sami staramy się dowiedzieć, czy dany zawodnik chce brać udział np. w wyścigach GT. To wymagająca kategoria, w której Ferrari ma długą historię. To też profesjonalna alternatywa i inna ścieżka rozwoju kariery. Naszym głównym celem pozostaje jednak wspieranie tych, którzy są stworzeni do realizacji najwyższych celów - podsumował Rivola.

Komentarze (0)