Łukasz Kuczera: Świat stanął na głowie, czyli (nie)poprawność polityczna w F1

Materiały prasowe / Kawasaki / Grid girls w zespole Kawasaki
Materiały prasowe / Kawasaki / Grid girls w zespole Kawasaki

Grid girls zniknęły z F1. Wyścigi przez to nie staną się ani lepsze, ani gorsze. Irytuje mnie jednak, gdy ktoś twerdzi, że praca w takiej roli jest poniżająca dla kobiety. Bo takie argumenty powtarza ktoś, kto nigdy nawet nie rozmawiał z grid girl.

Zacznę od tego, że mam świadomość, że przez niektórych nazwany zostanę szowinistą. Takie mamy czasy. Do tablicy zostałem jednak wywołany przed redakcyjną koleżankę Lidię Pustelnik, która na łamach "WP Kobieta" poruszyła temat zniknięcia grid girls z Formuły 1.  - Czy zależy nam na wspieraniu seksistowskich wzorców, czy jednak równouprawnienia płci na każdej płaszczyźnie życia? Drodzy koledzy ze "Sportowych Faktów", to pytanie, na które musicie sobie odpowiedzieć - czytamy w tekście.

No to odpowiadamy.

Zakładam w ciemno, że redakcyjna koleżanka nigdy nie była na wyścigu Formuły 1 ani jakiejkolwiek innej serii, gdzie pojawiają się grid girls. Ba, nawet żadną z nich nie rozmawiała. Dlaczego? Bo zazwyczaj na temat tych pięknych dziewczyn wypowiadają się osoby, których temat nie dotyczy i nie mają bladego pojęcia o motorsporcie.

Czy skąpo ubrane panie przyciągają fanów do motorsportu? Nie. Nie znam nikogo, kto powiedziałby, że ogląda wyścig F1 czy MotoGP, aby zobaczyć grid girls. Bo w tym wypadku musiałby włączyć transmisję telewizyjną na pięć sekund i od razu ją wyłączyć, bo rozpoczynałaby się rywalizacja na torze. Czy osoby znajdujące się na trybunach przychodzą na zawody, by sobie "popatrzeć"? Nie. Z odległości kilkudziesięciu metrów trudno cokolwiek dostrzec, nawet na telebimie. Gdyby takim osobom zależało na oglądaniu ciała, wykupiłyby w internecie odpowiedni pakiet. W końcu żyjemy (niestety) w czasach łatwego dostępu do pornografii.

Czy były jakieś przypadki, by grid girls narzekały, że zostały w jakiś sposób wykorzystane? Nie. Czy byliśmy świadkami jakiejś afery, by kierowca potraktował je przedmiotowo? Nie. Widzieliśmy za to obrazki z Grand Prix Brazylii, gdzie Lewis Hamilton zdjął swoją kurtkę i podarował jednej z pań, bo tego dnia temperatura na Interlagos nie należała do najwyższych.

ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica trzecim kierowcą Williamsa. "Pukał do drzwi F1, teraz do nich wali"

"To upokarzające zajęcie, na które nie zgodzi się żaden mężczyzna, a do którego zachęcane są dziewczęta" - napisała w swoim tekście Lidia Pustelnik. Błąd. Grid boys też są. W mniejszości, ale są. Pisałem o tym zresztą na łamach WP SportoweFakty w maju i czerwcu. Nieprawdziwa jest zatem teza, że jest to zajęcie, na które nie zgodzi się żaden facet. Zespół Avintia Racing w jakiś sposób znalazł modeli do roli grid boysów i nikt przeciwko temu nie protestował.

Na naszym krajowym podwórku, choć w nieco innej roli, z grid girls mamy do czynienia w żużlu. Tyle, że tutaj nazywamy je podprowadzającymi. Wskazują zawodnikom, na którym polu startowym mają się ustawić. Zwykle są skąpo ubrane, wykonują określony układ choreograficzny na starcie, w ręku trzymają parasolkę albo pompony odpowiadające kolorom kasków. I tak się składa, że w ostatnich dniach miałem okazję rozmawiać z podprowadzającą z Rybnika, bo tworzyliśmy o niej materiał.

Podczas rozmowy z Jagodą Gacą nie usłyszałem, że ktoś wykorzystuje jej ciało. Nie czuła i nie czuje się uprzedmiotowiona, choć bardzo chciałyby jej to wmówić organizacje feministyczne. One lubią krzyczeć przeciwko grid girls, ale czy kiedykolwiek zamieniły z nimi choćby słowo? Przecież tych pięknych kobiet nikt nie zmusza do zatrudnienia się w roli podprowadzającej, grid girl czy hostessy. Robią to z własnej woli. Ktoś wprowadził odgórny zakaz w F1, więc tam przestaną się pokazywać. Niedzielę spędzą za to na pokazie mody albo sesji fotograficznej. Bo taka ich praca, za którą dostają pieniądze. Gdyby im ona nie odpowiadała, to by jej nie wykonywały.

Formuła 1 i inne sporty sobie poradzą bez grid girls. Bo fani oczekują wspaniałej rywalizacji na torze, a nie wspaniałych ciał kobiet na linii startu i w padoku. Tyle, że wszczynanie krucjaty przeciwko tym pięknym paniom przez organizacje feministyczne przypomina burzę w szklance wody. Bo gdzie jest granica poprawności politycznej?

Usunęliśmy grid girls z F1, za chwilę pojawi się postulat o wykluczeniu ich z MotoGP i innych kategorii wyścigowych, a co dalej? Przyczepimy się do skąpo ubranych siatkarek? Bo kibice w halach przychodzą nie na mecz siatkówki, ale po to by sobie "popatrzeć"? A co z lekkoatletkami? Przecież też łatwo napisać, że fani LA przychodzą pooglądać ciało Ewy Swoboda czy innych sportsmenek. Czy to oznacza, że mamy je ubrać od stóp do głów? Nie!

Żyjemy w dziwnych czasach. W czasach, gdy organizacje feministyczne potrafią apelować o prawo do aborcji, bo kobieta ma prawo decydować, co zrobi z własnym ciałem. Te same organizacje, gdy kobieta w ramach swojej wolności chce być grid girl, protestują i domagają się odpowiednich restrykcji. Ja nie widzę w tym logiki. Widzę za to brak konsekwencji. I chyba nie tylko ja, bo kierowcy F1 w większości są zdziwieni świeżo wprowadzonym zakazem.

Koleżanka Pustelnik zakończyła swój tekst pytaniem, czy zależy nam na równouprawnieniu płci na każdej płaszczyźnie życia. Zależy. Chociażby w takiej formie, by kobieta pojawiła się na starcie wyścigu F1, by w MotoGP było więcej takich przypadków jak Ana Carrasco czy Maria Herrera. Co ciekawe, gdy do niedawna Hiszpanki startowały w motocyklowych mistrzostwach świata, miały u swojego boku grid girls. I jakoś nie protestowały.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: