Dramat Red Bulla w Azerbejdżanie. "Pozwoliliśmy kierowcom się ścigać"

Materiały prasowe / Red Bull / Daniel Ricciardo na torze w Baku
Materiały prasowe / Red Bull / Daniel Ricciardo na torze w Baku

Red Bull Racing przeżył dramat w Grand Prix Azerbejdżanu, po tym jak Daniel Ricciardo i Max Verstappen zderzyli się w końcówce wyścigu. - Nie było winy żadnego z nich - przyznał Helmut Marko, doradca Red Bulla.

W niedzielnym wyścigu kolizją między Maxem Verstappenem a Danielem Ricciardo pachniało niemal od początku rywalizacji. Holender miał początkowo problemy z baterią w swoim samochodzie, przez co nie mógł wykorzystać w pełni potencjału silnika.

Ricciardo starał się to wykorzystać, ale kilkukrotnie był bezpardonowo blokowany przez młodszego kolegę z zespołu. Gdy ostatecznie dopiął swego, doszło do neutralizacji, w trakcie której kierowcy zmienili opony i Verstappen ponownie znalazł się na wyższej pozycji.

Chwilę później w zakręcie numer jeden doszło do zderzenia obu reprezentantów ekipy z Milton Keynes. Verstappen początkowo sygnalizował jazdę po zewnętrznej, po czym zmienił linię wyścigową, a jadący po wewnętrznej Ricciardo nie zdołał zareagować.

- Pozwoliliśmy kierowcom się ścigać i to zrobili. Byli niewiarygodni. To był incydent wyścigowy. Nie było winy jednego czy drugiego kierowcy w tym zajściu. Nie mamy numeru jeden w swoim zespole, nie mamy numeru dwa. Oczekujemy jednak odpowiedzialnej jazdy od swoich kierowców - powiedział Helmut Marko, doradca Red Bull Racing.

Austriak zdradził, że sprawa została już omówiona przez zespół, a ingerowanie w rywalizację kierowców byłoby sprzeczne z filozofią Red Bulla.

- To naprawdę rozczarowanie dla zespołu. Niepotrzebnie straciliśmy wiele punktów. Nie sądzę, abyśmy musieli mówić o tym czyja to wina. Koniec końców, ścigamy się dla zespołu. Za wynik ekipy odpowiada wielu osób i kiedy dochodzi do czegoś takiego, nie jest to dobre dla mnie, ale też i dla Daniela - powiedział z kolei Verstappen.

Dla 20-latka była to kolejna kolizja w tym sezonie. - Nasza walka była twarda, ale uczciwa. Kilkukrotnie każdy z nas zostawił sobie miejsce. Parę razy niemal dotknęliśmy się kołami, ale to się może zdarzyć w wyścigu. Oczywiście, nie jestem zadowolony, że zderzyłem się z kolegą z zespołu, ale jesteśmy względem siebie fair. Rozmawialiśmy po wyścigu. Nie sądzę, aby zespół zabronił nam ścigać się po tym incydencie, ale zobaczymy co będzie dalej - dodał Verstappen.

Z kolei Ricciardo jest wdzięczny zespołowi za to, że zezwolił jemu i Verstappenowi na uczciwą walkę. - Nie chodzi teraz o mnie czy Maxa. Chodzi o przeproszenie zespołu. Nie powinniśmy doprowadzić do takiej sytuacji. Jestem tym załamany, ale jestem też wdzięczny ekipie, że pozwala nam się ścigać. My to uwielbiamy. Kilka razy było między nami blisko w wyścigu. Kilka razy się dotknęliśmy, czasem byliśmy na granicy, aż skończyło się jak się skończyło. Obaj czujemy się z tym źle. Dla zespołu to fatalna informacja - ocenił 28-latek.

Australijczyk starał się wytłumaczyć swój atak na Verstappena. - Zobaczyłem tam lukę, a kiedy już tam wjechałem, to musiałem się trzymać tej linii. Stało się. Wyobrażam sobie, co teraz musi czuć zespół - zakończył.

ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica: To czas w moim życiu, w którym jestem szczęśliwy

Źródło artykułu: