"Czekoladowa afera" w McLarenie. Dyrektor nie wytrzymał nerwowo na konferencji

Materiały prasowe / McLaren / Na zdjęciu: pit-stop w wykonaniu McLarena
Materiały prasowe / McLaren / Na zdjęciu: pit-stop w wykonaniu McLarena

Toksyczna atmosfera w McLarenie jest jednym z wiodących tematów w padoku F1 podczas weekendu we Francji. Eric Boullier próbował bronić zespołu przed doniesieniami z prasy, lecz zamiast tego sam miał problem z utrzymaniem nerwów na wodzy.

W tym artykule dowiesz się o:

Atmosfera w McLarenie gęstniała z tygodnia na tydzień po rozpoczęciu nowego sezonu, gdy okazało się, że przesiadka z silników Hondy na jednostki Renault nie dała zespołowi miejsca z powrotem w czołówce MŚ. Choć kierowcy osiągali dużo lepsze rezultaty niż przed rokiem i zespół punktował regularnie, to pojawiły się problemy z awaryjnością MCL33.

Dziennik "Daily Mail" podał w poprzednim tygodniu, że doprowadziło to do buntu wśród pracowników fabryki w Woking. Niektórzy nalegali podobno na to, by na stanowisko szefa zespołu wrócił dawny przewodniczący ekipy Martin Whitmarsh, który dolał oliwy do ognia ostatnimi wypowiedziami.

- Czasem wpadam na przyjaciół, którzy nadal pracują w McLarenie. Są zawiedzeni tym, co tam się dzieje i mi o tym mówią - oznajmił Anglik. - Jest mi smutno, gdy widzę co się z nim dzieje. Sytuacja wymaga zmiany podejścia. Między głównymi osobami w zespole jest zbyt wiele polityki. Myślę, że niektóre z nich muszą odejść - dodał Whitmarsh.

Batoniki za katorżniczą pracę

Brytyjski dziennik kontynuował temat na swoich łamach także w kolejnych dniach. Do rozmowy namówiono proszących o zachowanie anonimowości pracowników McLarena. Ci oświadczyli, że personel myślał nawet o strajku, a zachowanie szefostwa, które w zamian za ciężką pracą w nadgodzinach, wynagradzało ich czekoladowymi batonikami, tylko ich upokarzało.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Mirosław Żukowski: Adam Nawałka zawiódł, ale się nie skompromitował

- Pracujemy wylewając ostatnie poty przez całą dobę, a oni dają nam za to wartego 25 centów batonika Freddo? - cytuje jednego z pracowników McLarena "Daily Mail". - Kierownictwo zespołu przekazywało je swoim przełożonym, a ci całemu personelowi - dodał. Co interesujące taka praktyka miała miejsce tylko w przypadku wzmożonych prac w fabryce, jak na przykład przed weekendem w GP Hiszpanii, gdy McLaren szykował obszerne poprawki do samochodu.

- Zdążyliśmy z wszystkim na ostatni moment, a tydzień później pojawiły się znów batoniki, w formie nagrody dla wszystkich zaangażowanych. Nasi kierowcy byli zawstydzeni ich dystrybucją - ujawnia pracownik McLarena. Groteskowa saga znalazła nawet swoją nazwę, ponieważ mówi się w padoku o "czekoladowej aferze" w zespole byłych mistrzów świata.

Pracownicy mają podobno największe pretensję do tzw. grupy "Nietykalnych", w skład której wchodzą dyrektor wyścigowy Eric Boullier, szef inżynierów Matt Morris i Simon Roberts oraz dyrektor operacyjny David Probyn. - Niektórzy z nich snują się tylko po korytarzach i rozmawiają. Nie mamy dla nich szacunku. Ludzie zaczynają bojkotować odprawy, bo te są parodią - mówi anonimowy parobek McLarena.

- Po wyścigu w Kanadzie podczas odprawy usłyszeliśmy, że wiedzą jaki jest problem z samochodem, ale nie jak go naprawić. Pytali o to nas, podczas, gdy sami otrzymują sześciocyfrową pensję - dodał.

W McLarenie nie widzą "czekoladowego" problemu

Podczas oficjalnej konferencji prasowej przed GP Francji do dyspozycji dziennikarzy był Eric Boullier. Naturalnie nie zabrakło tematu, który był na czołówkach prasy w ostatnich dniach. Francuz bronił swojej pozycji i bagatelizował całą sprawę.

- W każdej firmie znajdzie się garstka ludzi niezadowolona z tego jak wszystko funkcjonuje. Nie mam pojęcia na czym polega ich problem, ale zapraszam ich do rozmowy, zamiast snucia opowieści przed prasą - powiedział Boullier, który zapewnia, że w fabryce z Woking panuje dobra atmosfera. - Otrzymaliśmy mnóstwo maili w związku z tymi artykułami, w których ludzie śmieją się z tych oskarżeń. Zatrudniamy ok. 800 osób i czujemy z ich strony ogromne wsparcie - zapewnił.

Temat "Czekoladowej afery" doczekał się też oficjalnego stanowiska zespołu McLaren, który przed GP Francji wystosował oświadczenie w którym czytamy: - Nasze kierownictwo ma swobodę w nagradzaniu swoich podopiecznych spontanicznymi, zmyślonymi i zabawnymi prezentami, jeśli stwierdzą, że ci zasługują na dodatkowe uznanie lub nagrodę za wykonaną pracę. Czekoladowe batoniki tylko tylko jeden z wielu przykładów.

Według Boulliera mówienie o toksycznej atmosferze jest tylko wymysłem dziennikarzy. Dyrektor zespołu miał jednak problem z utrzymaniem nerwów na wodzy, gdy w piątek był ciągnięty za język przez dziennikarza "Daily Mail" w trakcie oficjalnej konferencji FIA .

Reporter Jonathan McEvoy z "Daily Mail" zapytał wprost czy batoniki Freddo będą dalej dystrybuowane w ramach nagrody w McLarenie, na co Boullier poważnie się obruszył. - Jeśli chcesz tak desperacko spróbować czekoladek, to możemy ci wysłać całe pudełko - rzucił Francuz.

Dziennikarz nie odpuszczał jednak i zapytał czy dyrektor wyścigowy McLarena oczekuje, iż pozostanie dalej na swojej funkcji w zespole. - Nie zamierzam rezygnować. Czeka nas jeszcze długa droga, ale nic nie zmieni się w trakcie jednego wieczoru. Najwyraźniej jednak masz ze mną jakiś problem - odparł Boullier.

McLaren po siedmiu rundach sezonu 2018 zajmuje piąte miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Po raz ostatni zespół zajmował tak wysoką lokatę w 2014 roku, gdy zdobył swoje ostatnie podium w F1. Obecnie niewiele wskazuje na to, by któryś z kierowców McLarena miał szansę stanąć "na pudle" w trwającej kampanii.

Źródło artykułu: