Po sobotnich kwalifikacjach w Mercedesie zapanowała euforia, gdyż Valtteri Bottas i Lewis Hamilton zdominowali kwalifikacje. Wszystko wskazywało na to, że niedzielny wyścig odbywać się będzie pod dyktando kierowców niemieckiej ekipy.
Tymczasem w samochodzie Fina doszło do mechanicznej usterki, co doprowadził do wirtualnej neutralizacji. Wtedy niemal wszyscy kierowcy z czołówki zjechali do alei serwisowej po nowe komplety opon. Na torze pozostał jedynie Hamilton i wtedy stało się jasne, że Brytyjczyk nie odniesie zwycięstwa w Grand Prix Austrii.
- Rozmawialiśmy na ten temat. Byliśmy na dwóch pierwszych miejscach. Wydawało się, że kontrolujemy wyścig i nagle jeden z naszych samochodów się zatrzymał. Pojawiła się wirtualna neutralizacja. Mieliśmy pół okrążenia na reakcję, a nic nie zrobiliśmy. W tym momencie przegraliśmy wyścig - powiedział Toto Wolff, szef Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Czy PZPN sięgnie po trenera ze światowej czołówki? Problemem pieniądze
Austriak ma świadomość, że wezwanie Hamiltona do mechaników byłoby właściwym ruchem. - Na tym etapie rywalizacji, gdy pojawia się wirtualna neutralizacja, w 80 proc. przypadkach trzeba zawitać do alei serwisowej. My mieliśmy jeden samochód na torze, rywale po dwa. i pojawiły się myśli, co się wydarzy, jeśli oni wezwą na pit-stop tylko po jednym kierowcy. Moglibyśmy wyjechać za Raikkonenem i Verstappenem, bo oni zostaliby na torze. Co by to oznaczało dla wyścigu? To nas rozproszyło i zabrało nam cenny czas - dodał Wolff.
Ostatecznie Hamilton również nie dojechał do mety, gdyż w końcówce wyścigu doszło do usterki w jego pojeździe. Dlatego też Wolff porównał wydarzenia z Austrii do Grand Prix Hiszpanii w 2016, kiedy to Brytyjczyk zderzył się z Nico Rosbergiem na pierwszym okrążeniu.
- Dla nas to sygnał ostrzegawczy. Dla mnie to najgorszy dzień odkąd jestem w zespole. Nawet gorszy od Barcelony i wydarzeń z 2016 roku. Mnóstwo ludzi przychodziło do mnie przed startem i mówiło, że mamy pewny dublet, że dysponujemy najszybszym samochodem. Jednak wyścigi samochodowe potrafią być okrutne, co widzieliśmy w niedzielę - podsumował szef ekipy z Brackley.