Sebastian Vettel popisał się świetnym startem do wyścigu o Grand Prix Wielkiej Brytanii i już na pierwszych metrach wysunął się na czele stawki. W zakręcie numer trzy rozegrał się za to dramat Lewisa Hamiltona, w którego trafił Kimi Raikkonen. Brytyjczyk, choć ostatecznie dojechał do mety na drugiej pozycji, stracił wskutek tej kolizji sporo czasu i nie był w stanie rzucić rękawicy Vettelowi.
- Incydent wyścigowy. Dość niefortunny. We Francji też zostaliśmy wywiezieni z toru przez Ferrari w pierwszym zakręcie, teraz to się powtarza. Straciliśmy przez to sporo punktów do klasyfikacji konstruktorów. Czy to było celowa zagrywka czy też brak umiejętności? Zapytał mnie o to nasz dyrektor techniczny, James Allison. Pozostawiam wam to do oceny - powiedział Toto Wolff, szef Mercedesa.
Podobnie incydent z początku wyścigu ocenił Hamilton. - Nasz zespół wykonał niesamowitą pracę w ten weekend. Otrzymaliśmy mnóstwo wsparcia, choć ciążyła na nas ogromna presja. Ferrari zastosowało ciekawą taktykę, ale zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby z nimi walczyć. Teraz nie pozostaje nam nic innego jak walczyć w kolejnych wyścigach - stwierdził lider Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. "Prosto z mistrzostw": Zmęczeni Chorwaci, przeciętna Anglia i szacunek dla Rosjan (odc. 31) (odc.24)
Raikkonen za wjechanie w Hamiltona otrzymał karę 10 s. Tym samym Fin nie miał większych szans na zwycięstwo na Silverstone. Udało mu się jednak stanąć na najniższym stopniu podium. - To był mój błąd. Zasługiwałem na taką karę. Wypełniłem ją i walczyłem dalej. Tak to wygląda. Oczywiście, zablokowałem koło, trafiłem w tył samochodu Lewisa, przez on wykręcił "bączka". Moja pomyłka, ale czasem tak bywa - skomentował sytuację były mistrz świata.
Nieco inaczej wydarzenia z pierwszego okrążenia ocenił Niki Lauda. Jeden z dyrektorów Mercedesa jest zdania, że gdyby do kontaktu między Raikkonenem a Hamiltonem nie doszło, to Brytyjczyk zatriumfowałby na Silverstone. - Hamilton wygrałby ten wyścig, gdyby nie to trafienie Raikkonena. Dobrze, że chociaż sędziowie zwiększyli kary i tym razem doliczono mu 10 s. - ocenił Austriak.
Z decyzją sędziów pogodziło się za to kierownictwo Ferrari. - Myślę, że kara dla Kimiego była sprawiedliwa. Nie mamy pretensji - podsumował Maurizio Arrivabene, szef stajni z Maranello.