Łukasz Kuczera: Villeneuve ma rację. Hamiltona nie da się lubić (komentarz)

Jacques Villeneuve ma opinię osoby, który krytykuje wszystko i wszystkich w F1. Jego ostatnie słowa na temat Lewisa Hamiltona są jednak bardzo trafne. Brytyjczyka, choć ma szereg sukcesów na swoim koncie, nie da się lubić.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Lewis Hamilton Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton
Nie ma chyba drugiej tak kontrowersyjnej postaci w świecie F1 jak Jacques Villeneuve. Kanadyjczyk, gdy formułuje swoje opinie, nie bierze jeńców. Polscy fani szczególnie mają w pamięci jego uwagi dotyczące Roberta Kubicy, bo nie jest tajemnicą, że odkąd mistrz świata z roku 1997 stracił miejsce w F1 właśnie na rzecz Polaka, to nie przepada za krakowianinem. Dlatego też w ostatnich miesiącach powątpiewał w sens powrotu Kubicy do królowej motorsportu.

Villeneuve jest wyrazisty w swoich komentarzach i nie zastanawia się nad tym, co ludzie sobie pomyślą. Tak było, gdy ostatnio określał zespół Williams mianem "martwego". Pytanie, czy 47-latek nie miał wtedy racji? Czy Claire Williams dobrze zarządza zespołem z Grove? Czy Siergiej Sirotkin zasłużył na miejsce w F1? Wystarczy popatrzeć na sytuację w klasyfikacji konstruktorów. Mamy jasną odpowiedź.

Podobnie jest z ostatnimi uwagami Kanadyjczyka na temat Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk jest czterokrotnym mistrzem świata, wykreślił z kart historii niektóre rekordy należące do Ayrtona Senny czy Michaela Schumachera, ale nigdy nie zyska statusu takiej legendy. Z kilku powodów.

Momentami można odnieść wrażenie, że Hamilton na siłę szuka poklasku. Potrzebuje wokół siebie ludzi, którzy będą poklepywać go po plecach i mówić mu jaki jest wspaniały. Tak było chociażby w ostatni weekend na Hockenheim. Gdy w sobotnich kwalifikacjach w jego samochodzie doszło do usterki, był załamany.

ZOBACZ WIDEO Mamy nagranie z historycznego zjazdu Bargiela. Te ujęcia zapierają dech w piersiach!

- On myli Formułę 1 z Hollywood. Wszystko co robi, jest na pokaz. W mediach społecznościowych czasem robi z siebie Jezusa. Sposób w jaki klęknął przed samochodem podczas kwalifikacji przypominał cierpienie Jezusa - mówił po weekendzie Villeneuve. I trudno nie przyznać mu racji.

Potem mieliśmy ciąg dalszy "show" kierowcy Mercedesa. To nic, że Hockenheim ma opinię obiektu, na którym dość łatwo o wyprzedzanie. Przecież właśnie z tego powodu Red Bull Racing dokonał wymiany niektórych komponentów silnika w samochodzie Daniela Ricciardo. Australijczyk mówił, że będzie mieć "sporo frajdy" przebijając się z końca stawki. Co w tym samym czasie twierdził Hamilton? Że czeka go piekielnie trudny wyścig, bo tor w Niemczech nie sprzyja wyprzedzaniu. - Lewis takimi wypowiedziami "przygotowuje" sobie wyścig, żeby potem pokazać jak świetnie pojechał - twierdził Robert Kubica w rozmowie z "Eleven Sports".

Trudno nie przyznać też racji Polakowi. F1 jest podzielona na co najmniej dwie ligi i każdy kibic miał świadomość, że Hamilton po ledwie kilku okrążeniach będzie w okolicach podium. Wystarczy popatrzeć na dokonania Ricciardo, który za kierownicą gorszego samochodu, choć startował z końca stawki, równie szybko co Brytyjczyk dojechał do punktowanych pozycji.

Hamilton miał furę szczęścia na Hockenheim. Wypadnięcie Sebastiana Vettela z wyścigu, pojawienie się deszczu w odpowiednim momencie. To wszystko sprawiło, że sięgnął po wygraną, choć ruszał dopiero z czternastej pozycji. Dostrzegli to komentatorzy brytyjskiego "Sky", którzy przesadnie nie chwalili wyczynu 33-latka. Po prostu, wykorzystał on to, co dał mu los.

Tyle że kierowca stajni z Brackley po Grand Prix Niemiec obrósł w piórka. Już nie był "cierpiącym Jezusem". Na Instagramie miał czelność wytknąć ekspertom "Sky", że w sposób niewystarczający chwalili jego jazdę. - Był taki moment, że byłem trzy sekundy szybszy na okrążeniu niż inni. To ja zrobiłem różnicę w tym wyścigu - stwierdził aktualny mistrz świata.

- Żaden z komentatorów nie potrafił znaleźć wystarczająco dobrych słów, by mnie skomplementować. Nie wiem jaki jest powód tej sytuacji, ale wybaczam wam. Pozytywne podejście i miłość zawsze wygrywają, nawet jeśli będziecie mnie podważać. To ja startowałem z czternastego miejsca, a dojechałem pierwszy - dodał.

Później Hamiltona dotknęła jednak refleksja, bo usunął post z Instagrama. Brytyjczyk zapomniał jednak o jednym. Może po błędzie Vettela, to on jest z powrotem na szczycie tabeli, ale Ferrari z pewnością nie powiedziało ostatniego słowa w walce o tytuł. Tym bardziej, że w tym roku Włosi dysponują znacznie lepszym samochodem.

Walka o tytuł jeszcze się nie zakończyła. Brytyjczyk już na początku sezonu po wygranych kwalifikacjach w Australii mówił, że chce "zetrzeć uśmieszek z twarzy Vettela". Poszło mu tak dobrze, że w późniejszym wyścigu musiał uznać wyższość Niemca. Jeśli historia się powtórzy na koniec sezonu, oby komentatorzy "Sky" znaleźli wystarczające słowa, by opisać "dokonanie" Hamiltona.

Łukasz Kuczera

Czy Lewis Hamilton obroni tytuł mistrzowski w tym roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×